Mistrz Nahorski: Powrót do sławy zapomnianego bohatera
Załoga z numerem 1 wystartowała popisowo z chęcińskiego rynku. Auto przemknęło obok zamku i na drugim wirażu wypadło z drogi. Odbiło się od drzewa, dachowało. Kierowca i pilot spłonęli wraz z autem...
Powrót do sławy por. Michała Nahorskiego, bohatera kampanii wrześniowej, wspaniałego sportowca - motocyklisty i kierowcy rajdowego, rozpoczął się w 2011 roku za sprawą przypadkowego telefonu. Turysta zwiedzający ruiny Zamku Królewskiego w Chęcinach zadzwonił do Centrum Informacji Turystycznej i Historycznej "Niemczówka" z pytaniem, z jakim wydarzeniem czy też z jakimi osobami jest związany zarośnięty krzakami pomnik przy starej drodze krajowej numer 7.
Dr Krzysztof Kasiński, który telefon odebrał, nie potrafił wówczas udzielić sensownej odpowiedzi. Wiedział o istnieniu pomnika przy szosie schodzącej serpentynami od zamku ku południu, nawet przez przewodników świętokrzyskich kojarzonego wówczas z którąś z wojen światowych. Szczegółów jednakże nikt nie znał. Kasiński, kulturoznawca, a zarazem miłośnik zabytkowej motoryzacji, wybrał się w tajemnicze miejsce. Przedarł przez gąszcz zarośli i po oczyszczeniu omszałego kamienia na tyle, by odczytać wyryte w czerwonym piaskowcu litery, znalazł napis:
"W tym miejscu 22 VII 1959 roku zginęli śmiercią tragiczną uczestnicy Międzynarodowego Rajdu Adriatyckiego Michał Nahorski i Jan Langer, członkowie Automobilklubu Śląskiego. Cześć ich pamięci".
Dziś przyznaje, że ruszając śladem zapomnianych bohaterów, wkroczył na niełatwą drogę: "Kluczowym źródłem wiedzy wydawał się Automobilklub Śląski, fundator pomnika. Ku memu zaskoczeniu, po pół wieku rajdowcy nie mieli niemalże żadnych dokumentów na temat Michała Nahorskiego i Jana Langera. Uchwyciłem więc kolejny wątek, z którego wynikało, iż Nahorski był oficerem i przed wojną pełnił służbę w Twierdzy Modlin. Zatelefonowałem do Fundacji »Park Militarny Twierdzy Modlin«, gospodarza obiektu. Postać była tam znana, ale też nikt nie miał na jej temat zbyt wielu informacji".
Dopiero wizyta w archiwum Automobilklubu Polskiego w Warszawie zakończyła się sukcesem. Przy okazji Kasiński poznał tam legendę polskiego automobilizmu Longina Bielaka, który tuż po wojnie ścigał się z Janem Langerem i Michałem Nahorskim. Ponaddwudziestokrotny mistrz lub wicemistrz kraju i jeden z pierwszych Polaków uczestniczących w legendarnym Rajdzie Monte Carlo doskonale pamiętał pierwsze powojenne wyścigi i rajdy. Wciąż był też aktywnym sportowcem - jesienią 2011 roku w Rajdzie Żubrów zajął, po uwzględnieniu handicapu wiekowego, drugie miejsce, za Sobiesławem Zasadą.
E-maile, kontakty, poszukiwania w przedwojennej prasie pozwoliły jako tako poskładać życiorys Michała Nahorskiego. Wówczas członkowie Drużyny Rycerskiej Ziemi Chęcińskiej, Chorągwi Ferro Aquilae, w której Krzysztof Kasiński pełni rycerską powinność, wystąpili do marszałka województwa świętokrzyskiego o dofinansowanie zlotu starych samochodów poświęconego pamięci motocyklisty i kierowcy rajdowego. W lipcu 2012 roku, podczas odbywającego się w Chęcinach i ich najbliższej okolicy III Świętokrzyskiego Zlotu Trabantów i Aut Zabytkowych im. Michała Nahorskiego, bohaterowie z zapomnianego dotąd pomnika zdawali się być obecni.
Pancerniak-motocyklista
Sport i turystyka motocyklowa były wówczas dość elitarne, ale dynamicznie się rozwijały. W 1939 roku po krajowych drogach jeździło około 12 tys. maszyn, z tego 3250 motocyklistów było zrzeszonych w 65 klubach.
Szlak bojowy
Zegarmistrz
Po wyzwoleniu Michał Nahorski, były mistrz motocyklowy i oficer pancerniak, osiadłszy w Katowicach, prowadził zakład zegarmistrzowski. Pracę miał spokojną, wymagającą koncentracji, co nie oznaczało końca kariery sportowej. Bardzo szybko znalazł się wśród entuzjastów usiłujących wskrzesić rajdy i wyścigi samochodowe.
Zmagania automobilistów, rozgrywane w pierwszych latach powojennych na ulicach miast, dla ich mieszkańców były świętem. Próby rozegrania rajdów samochodowych w wyzwolonej Polsce podjęto już w roku 1946. Wyścigi zaczęto organizować rok później. Po kilkuletniej przerwie, w 1952 roku Krakowski Oddział Motorowy zorganizował wyścig samochodowy O Kryształowy Puchar Grodu Podwawelskiego.
Uczestniczyła w nim elita, a wygrał młodziutki (22-letni) Sobiesław Zasada na BMW 328. Startował wtedy również Jan Langer. W Warszawie, w tym samym sezonie, rozgrywano wyścig O Wielką Nagrodę Wojska Polskiego, w którym Zasada zajął trzecie miejsce. W następnym roku, 4 października wyścig uliczny w Lublinie wygrał Nahorski. Longin Bielak zwyciężył w klasie turystycznej w kategorii powyżej 1600 ccm.
Era SAMów
Kłopotem, wydawałoby się nie do przeskoczenia, był w czasach powojennych brak pojazdów do ścigania. Łatwiej było znaleźć czołg czy ciężarówkę wojskową niż osobową maszynę, w dodatku zdolną do sportowych wyczynów. Rozpoczęła się wówczas era samochodów niefabrycznych, budowanych z tego, co udało się wygrzebać w powojennym demobilu.
Zaczęły powstawać tzw. SAM-y, rozpoczynające nową erę wyścigów. W Automobilklubie Śląskim budowali je Stanisław Jabłoński i Ernest Weiner. W tym samym czasie, na połączonym zebraniu zarządów automobilklubu i okręgu PZMot-u, zapadła decyzja o uruchomieniu serii produkcyjnej wyczynowych SAM-ów w warsztatach PZMot-u w Katowicach. Kierownictwo objął doskonały konstruktor i wytrawny automobilista inż. Jan Langer. Nadzór nad budową i funkcję zaopatrzeniowca powierzono Konstantemu Krajewskiemu, byłemu pilotowi RAF-u.
Mimo braku dosłownie wszystkiego, powstawały ambitne i udane konstrukcje. Do budowy szkieletów nadwozi wykorzystywano lotnicze rury duralowe, jeszcze poniemieckie, które odkrył na lotnisku na Muchowcu Konstanty Krajewski. W ciągu kilku lat w Automobilklubie Śląskim zbudowano 24 samochody. Każdy z nich był w pewnym sensie prototypem, bowiem adaptowano do nich różne zespoły jezdne, silnikowe, systemy hamulcowe i układy kierownicze, połączone konstrukcją nośną inż. Langera. Były więc SAM-y Simca, Syrena, BMW...
W 1953 roku, w zespole konstrukcyjnym inż. Adama Małochleba i Rudolfa Wrocławskiego, podobnie jak Nahorski znakomitego przed wojną motocyklisty, powstał SAM MN - Lancia, Bugatti. Ręcznie wykonane nadwozie z aluminium było dziełem braci Grychtołów z Zakładu Balcharsko-Samochodowego Zygfryda Grychtoła w Katowicach. Wystartował nim Michał Nahorski, rozpoczynając serię zwycięstw. W latach 1954, 1955 i 1957 zdobywał tytuły automobilowego mistrza kraju.
Ostatni rajd
Według relacji kibiców witających załogę na trasie, w Chęcinach rajdowcy zatrzymali się na krótki odpoczynek, poszli nawet na kawę. Rynek był wówczas pełen ludzi, wyścig stanowił bowiem sensację. Po przerwie załoga, jadąca z numerem 1, wystartowała popisowo z miasteczka. Samochód przemknął obok zamku. Na drugim wirażu wypadł z drogi, odbił się od drzewa i dachował... A to był przecież kabriolet. I do tego zapaliły się wiezione w bagażniku zbiorniki z paliwem. Nahorski i Langer spłonęli wraz z autem.
W ubiegłym roku, w sierpniu, odbył się w Chęcinach VIII Świętokrzyski Zlot Motocykli SHL i Pojazdów Zabytkowych, zainspirowany przez kielczanina Ryszarda Mikurda, wieloletniego zasłużonego działacza motoryzacyjnego, obecnie prezesa stowarzyszenia SHL - Historia i Fakty. Główną atrakcję sportową spotkania stanowił Weteran Moto Bieg, wyścig górski rozgrywany na serpentynach, z metą przy zamku. Rywalizowało prawie 50 starych motocykli i kilkanaście aut. Przed rozpoczęciem uczestnicy zlotu, wśród nich Longin Bielak, złożyli kwiaty pod pomnikiem Michała Nahorskiego i Jana Langera, którzy zginęli właśnie w tym miejscu.
Po upływie trzech lat od ponownego odkrycia pomnika i związanej z nim historii, drugi zakręt w prawo nie jest już miejscem zapomnianym. Mimo to Krzysztof Kasiński nadal prowadzi poszukiwania i zabiega o przypominanie przy każdej okazji dwóch wspaniałych sportowców.
Piotr Bernabiuk