Nietykalny Antoni Macierewicz

Dlaczego Antoni Macierewicz był nietykalny? Na to pytanie stara się odpowiedzieć kilku autorów /Rafal Oleksiewicz /East News
Reklama

Decyzja, by nie podejmować żadnych działań przeciw Macierewiczowi zapadła na bardzo wysokim szczeblu. Był to krok bez precedensu w historii polskiej antykomunistycznej opozycji. Dlaczego peerelowskie służby specjalne w tym jednym przypadku ograniczyły się wyłącznie do obserwacji?

Antoni Macierewicz wcześnie związał się z antykomunistyczną opozycją. Represje spotkały go po raz pierwszy już w marcu 1968 roku, gdy miał niespełna dwadzieścia lat. Wraz z innymi działaczami i uczestnikami studenckich protestów trafił do więzienia.

Niemal od początku był też prześwietlany przez peerelowskie służby. Donosiła na niego między innymi jego sympatia z uniwersyteckich czasów. I to nie wszystko. „SB go inwigilowała, próbowała nawet pozyskać jako tajnego współpracownika jego brata” – podaje Marcin Dzierżanowski, jeden z autorów książki „Antoni Macierewicz. Biografia nieautoryzowana”.

Reklama

Nietykalny opozycjonista?

Jako założyciel i jeden z głównych działaczy Komitetu Obrony Robotników oraz członek komitetu strajkowego w Stoczni Gdańskiej, przyszły minister został internowany wkrótce po wprowadzeniu stanu wojennego. Po niespełna roku spędzonym w celi, w grudniu 1982 roku udało mu się uciec. Zszedł do podziemia. W obawie przed dalszymi prześladowaniami ukrywał się przez ponad półtora roku. Kiedy wreszcie na przełomie sierpnia i września 1984 roku postanowił się ujawnić, wydawało się, że dla władz będzie to doskonała okazja, aby podjąć kroki przeciwko niemu…

Tak się jednak nie stało. Wręcz przeciwnie. List żelazny wystawił Macierewiczowi bowiem… sam szef wywiadu, generał Zdzisław Sarewicz. W notatce służbowej z dnia 4 września 1984 roku zapisał on:

"Według oceny Wydziału Śledczego SUSW, w świetle obecnie obowiązujących przepisów i ogłoszonej ustawy amnestyjnej nie ma podstaw prawnych do jakiegokolwiek ścigania i represjonowania A. Macierewicza."

„Przekaz jest oczywisty: «nie szukajcie go, a jak już znajdziecie, niczego mu nie róbcie»” – wyjaśnia treść zagadkowego dokumentu profesor Andrzej Friszke, od lat badający akta bezpieki. W wywiadzie udzielonym Annie Gielewskiej i Marcinowi Dzierżanowskiemu historyk zwrócił uwagę na wyjątkowość takiego rozwiązania.

Jak mówił, „generał Sarewicz odpowiadał wówczas za strategię wywiadowczą trzydziestokilkumilionowego państwa, a nie ściganie pojedynczych opozycjonistów”. Jak wyjaśnić fakt, że właśnie Antoni Macierewicz otrzymał gwarancję nietykalności, i to od funkcjonariusza tej rangi?

Współpracownik służb?

Notatka Sarewicza, nagłośniona przez Tomasza Piątka w kontrowersyjnej książce „Macierewicz i jego tajemnice”, wywołała lawinę spekulacji. „Na jej podstawie niektórzy wysuwają sugestie, że Macierewicz mógł być współpracownikiem komunistycznych służb. Nie uściślają jakich. PRL-owskich? A może sowieckich?” – relacjonują autorzy najnowszej, nieautoryzowanej biografii polityka.

Hipoteza ta nie znalazła jednak do tej pory żadnego potwierdzenia. Przeciwko niej wypowiada się między innymi profesor Friszke. „Nie sądzę, by [Macierewicz – przyp. A. W.] był informatorem, że donosił i podpisał zobowiązanie” – stwierdza otwarcie.

Tego samego zdania jest inny „ekspert” w dziedzinie tajnych służb: pułkownik SB Jan Lesiak. „Naszym agentem nigdy nie był” – mówi po prostu. Radykalnych wniosków nie wysnuwa nawet sprawca całego zamieszania, Tomasz Piątek:

"Wiele osób pyta mnie wprost: Czy Antoni Macierewicz jest rosyjskim szpiegiem?. Nie mogę jeszcze odpowiedzieć na to pytanie."

Możliwe jest jednak także konkurencyjne wyjaśnienie, na które wskazuje choćby przywoływany przez Gielewską i Dzierżanowskiego raport pułkownika Juliana Kowalskiego, naczelnika „wydziału amerykańskiego” wywiadu. Wynika z niego, że SB mogła powstrzymywać się od ścigania jednego z bądź co bądź głównych działaczy opozycji, żeby za jego pośrednictwem dotrzeć do kolejnych opozycjonistów. Kowalski niewątpliwie liczył na to, że Macierewicz naprowadzi go na ślad Zbigniewa Bujaka. Nadzieja ta okazała się płonna.

Gra na skłócenie?

Autorzy książki „Antoni Macierewicz. Biografia nieautoryzowana” proponują jeszcze inne rozwiązanie zagadki nietykalności polityka. Zwracają uwagę na fakt, że odmienne podejście do późniejszego ministra w rządzie PiS widać już w trakcie przygotowań procesu przywódców KOR-u i „Solidarności”, które trwały właściwie od momentu podpisania porozumień sierpniowych. Podkreślają, że Macierewicz, choć mocno zaangażowany w obydwie struktury, nie znalazł się na ławie oskarżonych, a po ucieczce z internowania nie był poszukiwany.

To specjalne traktowanie można zrzucić na karb logiki działań samych służb specjalnych. „Pewnie chodziło o to, żeby nas poróżnić, stworzyć różne domysły” – sugerował Henryk Wujec w wywiadzie przeprowadzonym przez autorów „Biografii nieautoryzowanej”. Jego rozmówców takie wyjaśnienie nie w pełni jednak usatysfakcjonowało.

Ich zdaniem polityk zawdzięcza swój immunitet między innymi zeznaniom Marka Skuzy z Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela. Podczas przesłuchania w listopadzie 1980 roku zaznaczył on, że „Macierewicz i jego zespół aprobują stosunki panujące w PRL-u pod warunkiem dokonania korekty w samym systemie społeczno-politycznym”.

Otrzymawszy taką informację, służby specjalne mogły wyczuwać we wskazanym opozycjoniście potencjalnego sojusznika. To przeczucie uległo wzmocnieniu, gdy w 1983 roku na łamach „Głosu” ukazał się tekst autorstwa Ludwika Dorna. W artykule pod tytułem „Odbudowa państwa”, którego treść ustalił wcześniej z Macierewiczem, postulował on… ugodę między opozycją, Kościołem i Ludowym Wojskiem Polskim!

W środowiskach opozycyjnych publikacja wywołała ogromne wzburzenie. „Odczytywaliśmy to jako próbę osłabienia naszej walki” – przyznała w wywiadzie z Gielewską i Dzierżanowskim Ludwika Wujec. Do podobnej konkluzji musiały dojść służby bezpieczeństwa. Zdaniem autorów książki „Antoni Macierewicz. Biografia nieautoryzowana” mogły one uznać, że Macierewicz może być wygodnym narzędziem do wewnętrznego rozsadzania antykomunistycznego podziemia. W końcu już w poprzednich latach wypadł on z głównego nurtu opozycji i pozostawał w konflikcie z Michnikiem i Kuroniem, którzy wyrośli na liderów całego ruchu.

Brzmi nieprawdopodobnie? Niekoniecznie. Profesor Friszke przyznaje, że taki scenariusz jest możliwy:

"W latach 80. stratedzy w MSW mogli po prostu dojść do wniosku, że postawa Macierewicza jest dla nich korzystna. Było im na rękę, że tworzy własne środowisko, które walczy z „kuroniadą”, jak określano wówczas główny nurt podziemia. A skoro jego działalność przyczynia się do nieustannego skłócania opozycji i rozsadzania jej struktur, to po co w tym przeszkadzać? Wszystkie służby takich ludzi kreują, popierają i wykorzystują, nawet wbrew ich woli i poza świadomością.

Już carska ochrana grała na skłócanie rewolucjonistów. Jedno jest pewne. Czy w wyniku świadomych działań służb bezpieczeństwa, czy na drodze swobodnego rozwoju sytuacji, nasi rewolucjoniści szybko się podzielili. I pozostają skłóceni po dziś dzień."

Zainteresował  cię ten tekst? Na łamach portalu TwojaHistoria.pl przeczytasz również o tym czy Antoni Macierewicz w młodości był komunistą 

Anna Winkler - Doktor nauk społecznych, absolwentka filozofii i politologii. Interesuje się historią najnowszą i historią rewolucji, chętnie poznaje też dzieje kultur pozaeuropejskich. Zajmuje się przede wszystkim losami radykalizmu społecznego.

Ciekawostki Historyczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy