Nikifor Maruszeczko. Jeden z najgroźniejszych bandytów przedwojennej Polski
Nikifor Maruszeczko zaczynał swoją przestępczą karierę jako drobny złodziejaszek. Wystarczyły jednak cztery miesiące, a stał się jednym z najbardziej poszukiwanych bandytów przedwojennej Polski. Z zimną krwią zamordował cztery osoby, w tym dwóch policjantów.
Maruszeczko przyszedł na świat w 1913 roku we wsi Korzenica na Podkarpaciu. Zdecydowanie nie miał szczęśliwego dzieciństwa. Jak możemy przeczytać w książce Andrzeja Fedorowicza pt. "Druga Rzeczpospolita w 100 przedmiotach" jego matka była prostytutką i alkoholiczką. Chłopak nigdy nie poznał swojego ojca, nie ukończył też żadnej szkoły.
Pierwsze konflikty z prawem
Z domu uciekł w wieku zaledwie 10 lat. Początkowo próbował swoich sił jako śpiewak podwórkowy w Rzeszowie, ale natura nie obdarzyła go talentami wokalnymi. Dlatego szybko porzucił zajęcie. Następnie przez pewien czas sprzedawał gazety, jednak i tutaj nie szło mu za dobrze. Ostatecznie, nie widząc dla siebie perspektyw, zaczął kraść.
Pierwszy raz wolność stracił jako 14-latek. Kilkumiesięczny pobyt w poprawczaku niczego go nie nauczył i szybko wrócił na drogę występku. Po kolejnej wpadce i odbyciu wyroku, za radą kolegą z celi, postanowił zmienić otoczenie.
Z bronią w ręku
Wyjechał do Niemiec. Potem były gościnne występy w Czechosłowacji i Austrii. W końcu jednak wrócił nad Wisłę. Rzecz jasna nie zmienił swoich nawyków. Przełom w "karierze" drobnego złodziejaszka nastąpił jesienią 1937 roku. Zgodnie z tym co pisał w swojej książce Andrzej Fedorowicz:
"(...) we wrześniu 1937 r., z mieszkania kpt. Biestka, oficera Straży Granicznej w Żywcu, Maruszeczko ukradł pistolet Sauer und Sohn-Suhl kalibru 7,65 mm. Miesiąc później, 26 października 1937 r., w parku Kościuszki w Katowicach zastrzelił swoją pierwszą ofiarę.
Był nią Jerzy Rother, alfons, który stanął w obronie prostytutki, gdy pijany Maruszeczko wdał się z nią w awanturę. Ciężko postrzelił też Antoniego Fornalczyka, woźnego katowickiego sądu, biorąc go z powodu munduru za policjanta".
_____________________________________________________
Zainteresował cię ten temat? Na łamach portalu WielkaHIstoria.pl przeczytasz również o horrorze polskich sierot i nieślubnych dzieci. W Warszawie 80 procent umierało przed osiągnięciem pełnoletności.
Morderstwo wywiadowcy Junka
Teraz wszystko potoczyło się już błyskawicznie. Ścigany za morderstwo 24-latek uznał, że nie ma nic do stracenia. Dobrał sobie na kompanów Władysława Sporzyńskiego i Władysławem Kaszewiaka.
Wraz z nimi dokonał 5 listopada 1937 napadu na restaurację Kemplera i Haasa w Krakowie. Udało im się co prawda zrabować około 100 złotych (w przybliżeniu 1000 obecnych złotych), jednak sytuacja wymknęła się spod kontroli.
Żona jednego z właścicieli wybiegła na ulicę i zaczęła głośno wzywać pomocy. Spłoszeni rabusie uciekli, ale policja podjęła szeroko zakrojoną obławę. W jej trakcie jeden z funkcjonariuszy zauważył podejrzanie zachowujących się mężczyzn i postanowił ich wylegitymować. Jako że Maruszeczko nie zamieszał dać się aresztować sięgnął po broń i z bliskiej odległości strzelił do wywiadowcy Władysława Junka, kładąc go trupem.
Bandyci, rozumiejący, że pod Wawelem nie mają już czego szukać, uciekli do Wadowic. Policja jednak szybko wpadła na ich trop. W pobliskiej Tarnawie Dolnej doszło do kolejnej strzelaniny, w której ciężko ranny został Sporzyński. Postrzelono również dwóch mundurowych. Tymczasem Maruszeczce oraz Kaszewiakowi i tym razem udało się umknąć.
1000 złotych nagrody
Teraz skierowali swe kroki do Katowic. Po tym jak skończyły im się pieniądze zaplanowali nowy skok. Bojąc się atakować w centrum, uderzyli 5 grudnia na przedmieściach. Na cel obrali sobie restaurację w dzielnicy Załęże.
W trakcie napadu Maruszeczko po raz kolejny użył broni. Ranni zostali właściciel lokalu Józef Gałuszka, jego żona Wiktoria oraz jeden ze stałych klientów Jan Białas. Kobieta nie przeżyła.
Po tej krwawej jatce Główna Komenda Policji Województwa Śląskiego wystawiła za bezwzględnymi zwyrodnialcami list gończy. Za pomoc w ich ujęciu oferowano 1000 złotych, ale przestępcy w tym czasie byli już w Warszawie.
Tam również nie zabawili długo. Jak podawał Fedorowiecz w "Przedwojenne Polsce w 100 przedmiotach":
"W nocy z 17 na 18 grudnia na Maruszeczkę oraz Kaszewiaka natknęli się na rogu Kruczej i Żurawiej policyjni wywiadowcy, Franciszek Mazurek i Henryk Bąk. Rozpoznali bandytów i ruszyli w pościg, który zakończył się strzelaniną i śmiercią Bąka".
200 policjantów na tropie
Mimo podjętego pościgu bandyci po raz kolejny wymknęli się stróżom prawa. Policja wpadła na ich trop ponownie 19 grudnia w Białobrzegach pod Radomiem. Zbrodniarze akurat przebywali w miejscowej restauracji, gdy do lokalu wszedł policyjny patrol. Wywiązała się strzelanina. Tym razem obyło się bez ofiar.
Przestępcy co prawda zbiegli, ale pętla obławy coraz bardziej się zaciskała. Policyjny pościg, w którym brało udział około 200 funkcjonariuszy dopadł ich po raz kolejny nieopodal Szydłowca.
W wymianie ognia ciężko ranny został Kaszewiak (później zmarł w szpitalu). Zginął także Bogu ducha winien woźnica, którego bandyci wcześniej sterroryzowali, zmuszając do podwiezienia. Maruszeczko tymczasem tradycyjnie wywinął się ścigającym.
Jak podkreślał Andrzej Fedorowicz "krążyły słuchy, że zamarzł gdzieś w lesie. Znaleziono bowiem jego przestrzelony w kilku miejscach płaszcz". Nic z tych rzeczy. Bandyta wrócił na południe, gdzie 7 stycznia napadł na sklep tytoniowy w Białej (dzisiejsza Bielsko-Biała). I to właśnie w tym mieście w nocy z 15 na 16 stycznia 1938 roku zakończyła się jego przestępcza kariera.
Zgubne pijaństwo
Kompletnie pijany Maruszeczko zaczął się awanturować podczas imprezy karnawałowej w hotelu Pod Orłem. Gdy na miejscu pojawił się posterunkowy Wacław Myciński bandzior swoim zwyczajem sięgnął po broń.
Zamroczenie alkoholem wpłynęło jednak na jego celność. Mimo że oddał aż sześć strzałów z bliskiej odległości, tylko niegroźnie zranił policjanta.
Widząc co się dzieje na pomoc funkcjonariuszowi rzucili się taksówkarze parkujący pod hotelem oraz właściciel placówki. Maruszeczko został obalony na ziemie i pobity. Następnie zaprowadzono go na posterunek policji. Dopiero tam ustalono, że zatrzymanym jest poszukiwany w całym kraju morderca.
Machina sprawiedliwości została puszczona w ruch. Już 22 lutego 1938 roku sąd okręgowy w Warszawie skazał bezwzględnego bandziora na śmierci za zabójstwo policjanta Henryka Bąka. Następny wyrok śmierci zapadł dwa dni później w Katowicach. Tym razem Maruszeczkę sądzono za zamordowanie Jerzego Rothera i Wiktorii Gałuszki.
Kolejne instancje podtrzymały wyroki skazujące, prezydent Mościcki zaś nie skorzystał z prawa łaski. W tej sytuacji Nikifor Maruszeczko został powieszony 8 sierpnia 1938 roku na dziecińcu więzienia Mokotowskiego. Stojąc pod szubienicą miał podobno powiedzieć: "Na nic innego nie zasłużyłem, jak tylko na stryczek!".
_____________________________________________________
Zainteresował cię ten temat? Na łamach portalu WielkaHIstoria.pl przeczytasz również o horrorze polskich sierot i nieślubnych dzieci. W Warszawie 80 procent umierało przed osiągnięciem pełnoletności.
Rafał Kuzak - Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski, mitów i przekłamań. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej. Zajmuje się również fotoedycją książek historycznych, przygotowywaniem indeksów i weryfikacją merytoryczną publikacji.