Partia rządzi, partia radzi. Z czego śmiano się w PRL-u?

W szarym świecie stałych niedoborów, ciągłych kolejek i walki o pokój społeczeństwo ratowało się poczuciem humoru. Z czego śmiano się w PRL-u?

PRL
PRLAFP
Władza i jej stosunek do zwykłych Polaków był częstym przedmiotem żartów
Władza i jej stosunek do zwykłych Polaków był częstym przedmiotem żartówAFP

Tuż po zakończeniu II wojnie światowej i w okresie stalinizmu lepiej było się nie śmiać w ogóle. Za dowcip, zwłaszcza celnie ukierunkowany przeciwko partii i jej przywódcom, można było w najlepszym przypadku dostać pałą przez grzbiet, a w najgorszym trafić do więzienia - jako wróg socjalistycznej ojczyzny, podżegacz lub kapitalistyczny agent.

Jak więc wyglądał dowcip w czasach PRL? Przede wszystkim opowiadano go w niewielkim gronie zaufanych osób, choć czasem i to nie pomagało, bo - jak np. w przypadku znanego pisarza Pawła Jasienicy - agentem bezpieki okazywał się ktoś bardzo bliski. W jego przypadku donosiła żona. I nie był to wcale odosobniony przypadek, o czym mówią ówczesne dowcipy:

"Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego ogłosiło konkurs na najlepszy dowcip polityczny.
Nagrody:
I - 5 lat obozu pracy,
II - 4 lata,
III - 3 lata.
Przyznanych będzie również kilka nagród pocieszenia - od roku do sześciu miesięcy obozu pracy".

"Do hotelu późną porą przybył podróżny:
- Poproszę o pokój na jedną noc.
- Niestety, mamy tylko wolne jedno miejsce w pokoju pięcioosobowym.
- Może być, w końcu to tylko jedna noc - odpowiedział podróżny i pomaszerował do wskazanego pokoju. Ułożył się wygodnie i zamierzał zasnąć, ale współtowarzysze grali w brydża, opowiadali sobie kawały i co chwila wybuchali głośnym śmiechem. Podróżny ubrał się i zszedł do recepcji:
- Poproszę 5 herbat na górę za jakieś 10 minut.
Wrócił do pokoju i mówi:
- Panowie tak swobodnie opowiadacie sobie dowcipy, a przecież tutaj może być założony podsłuch!
- Co pan? W hotelu?
- Możemy to łatwo sprawdzić... Panie kapitanie! Poproszę 5 herbat pod 14-stkę.
Rzeczywiście, w tym momencie przynoszą herbatę. Współtowarzysze z lekką obawą kładą się spać. Rano podróżny wstaje i widzi, że prócz niego w pokoju nie ma nikogo. Schodzi do recepcji:
- Co się stało z moimi współlokatorami?
- Rano zabrała ich milicja.
- A mnie dlaczego nie zabrali?
- Bo kapitanowi spodobał się ten dowcip z herbatą".

Choć działało to i w drugą stronę, o czym mówi dowcip z lat 80.

"Sekretarz partii podchodzi do proboszcza.
- Pożyczcie proboszczu trochę ławek na zebranie partii.
- Nie pożyczę - odpowiedział proboszcz.
- Nie pożyczycie? Dobrze, to my nie będziemy nieśli baldachimu na
procesji.
- Nie będziecie nieśli? To ja nie napisze wam przemówienia na 1 maja.
- Nie napiszecie? To my nie będziemy chodzić do spowiedzi i g..... będziecie wiedzieli, a nie co się dzieje w partii"...

Milicjanci słynnęli ze swego zamiłowania do pałowania
Milicjanci słynnęli ze swego zamiłowania do pałowaniaAFP

Milicjanci i ich pałki

Jednak na ogół spotkania z przedstawicielami władzy nie były wcale zabawne, choć śmiano się z nich bardzo często. Zwłaszcza z władzy, z którą obywatele mieli najczęściej kontakt, czyli z milicjantów.

"Pewien facet krzyczy na ulicy:
-Rząd jest do dupy!
Podbiega do niego milicjant i mówi:
-Nieładnie tak się wyrażać o władzy ludowej. Będzie kolegium.
-Ale ja mówiłem o rządzie londyńskim - próbuje się ratować facet.
-Dobra, dobra, już ja lepiej wiem, który rząd jest do czego - odpowiada milicjant".

"W stanie wojennym zomowiec okłada pałą żabę.
Podchodzi obywatel i mówi:
- Co się władza tak znęca nad zwierzęciem?
- Niech się obywatel nie wtrąca! Nie dość, że w moro, to jeszcze podskakuje!".

Bicie pałami przez ORMO i ZOMO było bardzo znanym wśród dowcipnisiów tematem. Jednym z najpopularniejszych dowcipów był: "Ani IXI, ani OMO nie wypierze tak jak ZOMO".

W PRL widok właściwie codzienny
W PRL widok właściwie codziennyPniewski/REPORTEREast News

Kolejki

Kolejki po wszystko były wręcz normą. Starano się z nimi "walczyć" za pomocą dowcipu. Wersje kolejkowe dowcipów z różnych okresów PRL wiele się nie różniły. Łączyło je jedno - subtelna niechęć do władzy.

"Wchodzi klient do sklepu mięsnego i mówi:
- Proszę dwa kilo cwaniaka.
- Jakiego cwaniaka? - dziwi się sprzedawczyni.
- No, tam leży...
- Przecież to salceson!
- Tak, ale cwaniak, bo nie dał się wywieźć do Rusków".

"W sklepie warzywnym klient prosi o jedną brukselkę.
- Jedną? - dziwi się sprzedawca.
- Tak, bo na gołąbki z przydziałowego mięsa".

"Przed sklepem stoi tłum ludzi. W pewnej chwili jakiś mężczyzna zaczyna pchać się do drzwi. Ludzie krzyczą:
- Gdzie się pchasz?! Na koniec kolejki!
Po chwili mężczyzna atakuje drzwi ponownie, ale znowu zostaje zepchnięty na koniec. Staje więc z boku i rozgoryczony mówi:
- Jeśli tak, to mam was gdzieś i sklepu dziś nie otwieram!".

W PRL największą władzę miały sklepowe i kierownicy sklepów, co nie mogło umknąć żartownisiom.

"W autobusie dochodzi do kłótni. Jeden z mężczyzn krzyczy:
- Pan chyba nie wie, kim ja jestem! Jestem kierownikiem sklepu mięsnego!
Stojąca obok kobieta zwraca się do koleżanki:
- Znam go, to profesor uniwersytetu, ale widzę, że ostatnio cierpi na manię wielkości...".

Partia rządzi, partia radzi, partia nigdy cię nie zdradzi. Naród musiał być z partią - czy chciał, czy też nie...
Partia rządzi, partia radzi, partia nigdy cię nie zdradzi. Naród musiał być z partią - czy chciał, czy też nie...AFP

Partia

Dowcipy o partii i jej włodarzach były bardzo ostre i uderzały celnie. Zwłaszcza w latach 80. Choć przez cały czas groziło za ich opowiadanie pałowanie albo paka.

"W dawnej Polsce bajki zaczynały się od: Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma morzami, za siedmioma lasami...
W stanie wojennym natomiast bajki zaczynały się od: Rzecznik prasowy rządu, Jerzy Urban, donosi, że...".

"Dlaczego Jaruzel w Polsce chodzi w mundurze, a gdy jedzie do Moskwy, to ubiera zwykły garnitur?
- Bo w Polsce przebywa służbowo, a tam jest u siebie w domu".

Bierut postanowił trochę pozwiedzać. Pojechał do szpitala, odwiedził pacjentów, którzy zaśpiewali "Jeszcze Polska nie zginęła...". Później odwiedził pacjentów umysłowo chorych, którzy zaczęli krzyczeć "Niech żyje towarzysz Bierut!". Ochroniarz Bieruta ujrzał strażnika szpitala, który nie wiwatował i pyta go:
- A towarzysz czemu nie krzyczy?
Na co strażnik odpowiada:
- A czy ja jestem umysłowo chory?".

Rzadki widok w sklepach. Zwykle ostawał się tylko salceson
Rzadki widok w sklepach. Zwykle ostawał się tylko salcesonPniewski/REPORTEREast News

Związek Radziecki

Nasz Wielki Brat i wzór do naśladowania też doczekał się całkiem sporej serii dowcipów. Przede wszystkim śmiano się z obowiązkowych dostaw na wschód, z "pomocy", jaką otrzymywała Polska i, tradycyjnie, z przywódców Kraju Rad.

"Do Chruszczowa przyjechała w odwiedziny matka ze wsi. Zobaczyła, jak syn mieszka, żyje i pyta:
- Synu, ta willa to twoja?
- Tak, mamo.
- A te samochody tez są twoje?
- Tak, moje.
- I te meble, futra, klejnoty? To wszystko twoje?
- Tak, mamo. Wszystko, co widzisz, należy do mnie.
- Mój Boże, synku, przecież jak przyjdą bolszewicy, to ci to wszystko zabiorą!".

"Do Stalina dzwoni przywódca Chin i pyta:
-Towarzyszu Stalinie, czy moglibyście nam przysłać 100 000 ton węgla?
- Załatwione - mówi Stalin.
Po tygodniu znowu telefon:
-Towarzyszu Stalinie, czy moglibyście nam przysłać 100 000 ton ziarna?
- Załatwione - mówi Stalin.
Miesiąc później dzwoni ten sam Chińczyk i pyta:
-Towarzyszu Stalinie, czy moglibyście nam przysłać 100 000 ton ryżu?
A Stalin na to:
-Węgiel - tak, ziarno - też, ale skąd ci Polacy wyciągną ryż?"...

Studenci aktywnie sprzeciwiali się komunizmowi
Studenci aktywnie sprzeciwiali się komunizmowiAFP

Studenci

Strajki studenckie w czasach Polski Ludowej były dość częstym zjawiskiem, zwłaszcza w latach 80. To właśnie wśród tej grupy społecznej powstawało najwięcej pomysłów, jak uprzykrzyć władzy życie. Wystarczy choćby wspomnieć uciekające przed ZOMO krasnoludki z "Pomarańczowej Alternatywy" czy nielegalne akcje ulotkowe.

"Zomowcy pobili studenta, który na ulicy rozrzucał ulotki.
Po jakimś czasie zauważyli, że kartki były puste.
- Dlaczego pan rozrzucał puste kartki? - pytają.
- Ludzie i tak wiedzą, co ma być na nich napisane".

"W marcu 1968 zapytano chłopa:
- Poślecie syna na studia, na uniwersytet?
- Nie poślę, sam go będę bił".

Jak uciec z PRL?

Z kraju można było uciec, co wiele osób uczyniło i do dziś żyje na emigracji. Jednak legalny wyjazd za granicę nie był łatwy.

"Kiedyś było tak, że po paszport szło się do Urzędu Spraw Wewnętrznych i nie było łatwo go otrzymać, żeby wyjechać za granicę. Przychodzi więc do urzędu góral:
- No co tam, gazdo, czegoście chcieli? - pyta urzędnik.
- Ano panocku, brat w USA mieszka i ma farmę, ale oślepł. Tedy prosi mnie w liście, cobym przyjechał i farmę poprowadził - odpowiada góral.
- No to nie lepiej, żeby brat sprzedał farmę, wrócił do Polski i kupił tutaj? - urzędnik na to.
- Dyć panocku przecie mówię, że on tylko oślepł, a nie zwariował".

Opowiadając dowcipy Polacy starali się rozładować sytuację, w jakiej przyszło im egzystować, a nie była ona łatwa. Czy pamiętacie jakieś inne dowcipy z tego okresu?

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas