Polak nauczył wiedeńczyków pić kawę

Bohater ostatnich dni, żołnierz Jerzy Franciszek Kulczycki, we wrześniu 1683 r. stoi przed królem Janem III Sobieskim. Kilka dni wcześniej w dużej mierze przyczynił się do uratowania Wiednia przed Turkami. - Panie, nie żądam żadnych nagród ani przywilejów. Jedyne, czego pragnę, to te worki pełne paszy dla wielbłądów. Daruj mi je, proszę - mówi do władcy.

Do pierwszej wiedeńskiej kawiarni o poetyckiej nazwie Dom pod Błękitną Butelką wchodzi madame Ute ze swoim 17-letnim synem Karlem. W progu wita ich mężczyzna w tureckim stroju. Karl uśmiecha się i mówi: - Przyszliśmy na spotkanie z właścicielem, panem Kulczyckim. - Oczywiście, proszę usiąść tam w rogu pod dywanikiem modlitewnym, który wisi na ścianie - kłania się kelner. - Pan Kulczycki za moment przyjdzie. Napiją się państwo kawy cedzonej czy raczej po turecku? Goście spoglądają po sobie niepewnie. Nie wiedzą, co zamówić, ale pojawia się sam Jerzy Franciszek Kulczycki (1640-1694): - Przynieś obie, niech państwo spróbują...

Reklama

Doskonały tłumacz

Po chwili przed gośćmi pojawiają się filiżanki z gorącym, aromatycznym napojem. - To niezwykłe! Proszę nam powiedzieć, jak pan wpadł na to, by zacząć parzyć kawę - zachwycony Karl zachęca właściciela do opowieści. - To długa historia - Kulczycki uśmiecha się do madame Ute, a następnie opowiada, że urodził się w Kulczycach niedaleko Sambora (ówcześnie terytorium Rzeczypospolitej, dziś zachodnia Ukraina) i od młodości miał talent do języków. Wywodził się ze spolonizowanej ruskiej rodziny szlacheckiej.

Ojciec wspierał zdolnego syna i wkrótce Jerzy potrafił płynnie mówić po polsku, rosyjsku, turecku, niemiecku, węgiersku i rumuńsku. Karl z podziwem unosi brwi i pociąga kolejny łyczek kawy - teraz próbuje tej cedzonej. - Ta jest chyba jeszcze lepsza! - wykrzykuje z zachwytem, przerywając opowieść Kulczyckiego. Właściciel kawiarni przyjmuje pochwałę i kontynuuje swoją historię: - Zacząłem pracować w Belgradzie jako tłumacz w jednym z oddziałów austriackiej Wschodniej Kompanii Handlowej. Kiedy przyszli Turcy, zostawiłem to i wyjechałem do Wiednia. Miał już wystarczająco dużo pieniędzy, by otworzyć tam własną spółkę handlową.

Pomyłka króla

Również madame Ute próbuje kawy i uśmiecha się do Kulczyckiego: - Słyszałam, że za swoje zasługi otrzymał pan pozwolenie na parzenie kawy od samego cesarza Leopolda I. To prawda? Kulczycki przytakuje.

- Największym wyróżnieniem był jednak dar od króla Polski - opowiada, jak Jan III Sobieski (1629-1696) darował mu za pomoc podczas odsieczy wiedeńskiej 300 worków, które Turcy zostawili pod murami miasta. - Nie wiedział, biedny, że są pełne ziarnistej kawy, z której przygotowuje się ten pyszny napar. Myślał, że chodzi o paszę dla wielbłądów. Ja oczywiście znałem kawę od dawna - wspomina Jerzy.

Nie obawia się konkurencji

- Pozwolę sobie zaoferować naszą specjalność - słodkości w kształcie półksiężyca. Na pamiątkę zwycięstwa nad Turkami - śmieje się Kulczycki i woła kelnera. - Przynieś słodycze i kawę z mlekiem i miodem - po czym zwraca się do gości: - Tego także wypada spróbować, to nowość.

Kosztując kolejnego specjału, pani Ute wyłuszcza sprawę, z którą przyszła: - Panie Kulczycki, mam znaczny kapitał, chciałabym prowadzić profesjonalną działalność. Nie zechciałby pan pomóc? Przedsiębiorczemu Polakowi konkurencja nie straszna. - Bardzo chętnie, madame, kawiarnie cieszą się dużą popularnością także w Anglii i we Francji. Ludzie je lubią, a ja nie obawiam się konkurencji - opowiada.

Od tamtej pory Wiedeń zaczyna zamieniać się w miasto kawiarń, wkrótce sławę zyskuje kawa po wiedeńsku. Dziesięć lat później, 20 lutego 1694 r., właściciel pierwszej w historii kawiarni Kulczycki umiera. Jego lokal wkrótce zostaje zamknięty.

Andrzej Bicz

21 wiek
Dowiedz się więcej na temat: Wiedeń | Polacy | Turcja | kawa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy