Polskie imperium kolonialne. Marzenia czy rzeczywistość?

Marzą się wam wakacje spędzone nad Oceanem Indyjskim lub na złotych plażach Trynidadu i Tobago? Podobne marzenia mieli członkowie Ligi Morskiej i Kolonialnej, którzy fantazjowali o założeniu polskich kolonii.

w
wINTERIA.PL/materiały prasowe
Polscy żołnierze w mundurach kolonialnych podczas jednego z wielu marszów organizowanych przez Ligę Morską i KolonialnąNarodowe Archiwum CyfroweINTERIA.PL/materiały prasowe

W 1918 roku generał podporucznik marynarki Kazimierz Porębski założył Stowarzyszenie Pracowników na Polu Rozwoju Żeglugi "Bandera Polska". W końcu maja 1919 roku, kiedy możliwe okazało się przejęcie przez Polskę wybrzeża morskiego, nastąpiła zmiana nazwy stowarzyszenia na Towarzystwo "Liga Żeglugi Polskiej".

W 1924 roku organizacja postanowiła rozszerzyć działalność. Zmieniono statut, w którym pojawił się zapis o "współdziałaniu w tworzeniu siły zbrojnej na morzu i rzekach" oraz o szerzeniu wiedzy na temat polskiej żeglugi morskiej zarówno w Polsce, jak i na wychodźstwie". 27 kwietnia stowarzyszenie zmieniło nazwę na Liga Morska i Rzeczna.

Wkrótce plany Ligi zaczęły zataczać coraz szersze kręgi i przestano ograniczać się jedynie do popularyzowania wiedzy o polskim morzu i wspierania rozwoju polskiej floty, zarówno cywilnej, jak i wojennej. Coraz częściej członkowie Ligi domagali się utworzenia polskich kolonii zamorskich. Aby jeszcze bardziej podkreślić chęć uzyskania kolonii, podczas III Walnego Zjazdu Delegatów LMiR (w dniach 25-27 października 1930) zmieniono nazwę organizacji na Liga Morska i Kolonialna.

W oficjalnym organie prasowym Ligi, magazynie "Morze", można było przeczytać wypowiedź prezesa stowarzyszenia, generała Gustawa Orlicza-Dreszera:

"Naszym celem jest dążenie do wielkiego rozwoju mocarstwowego Polski, która dzisiaj przekracza znacznie ramy własnego państwa i posiada prawo, dzięki wielomilionowej ekspansji ludnościowej i jej pracy na terenie innych państw i kolonii, do przetworzenia się z państwa europejskiego w państwo światowe - wzorem innych wielkich narodów".

Nie był to nowy pomysł.

Polskie kolonie

Już w połowie XIX wieku pojawiały się głosy, że Polska powinna uzyskać kolonie w Afryce i Ameryce Południowej. Zwłaszcza że byłe lenno Rzeczpospolitej, Kurlandia, takie kolonie posiadało. Jednak wówczas były to raczej mrzonki niż realne plany.

Te pojawiły się tuż po odzyskaniu niepodległości. Na forum Ligi Narodów rozważano przyznanie Polsce mandatu nad byłymi koloniami I Rzeszy Niemieckiej - Togo i Kamerunem. Było to całkiem prawdopodobne i argumenty polskich przedstawicieli były dość mocne. Posłowie, którym przewodził Kazimierz Głuchowski, polski ambasador w Kurytybie, uzasadniali przyznanie opieki nad koloniami tym, że Polska wcześniej wchodząc w skład cesarstwa ma prawo do około 10 procent zamorskich ziem byłego państwa.

W ciągu następnej dekady pojawiło się kilka bardziej szalonych niż realnych pomysłów. Zwolennicy polskiego imperium kolonialnego proponowali między innymi odebranie Portugalii siłą Angoli i Mozambiku. Choć w 1924 roku Polska nie dysponowała ani oddziałami desantowymi, ani oceanicznymi okrętami wojennymi, a jedynie dywizjonem torpedowców, dwiema kanonierkami i dwiema flotyllami rzecznymi...

Pojawiały się plany osiedlenia kolonizatorów w Gwinei i Francuskiej Afryce Równikowej. Wkrótce członkowie Parlamentarnego Koła Emigracyjno-Kolonialnego wystąpili z żądaniem oddania Polsce mandatu w Trynidadzie i Tobago. Wyspy te w 1797 roku opanowała Wielka Brytania. Wcześniej były kolonią Kurlandii, jako Nowa Kurlandia. Podobne żądania wysuwano wobec niewielkiej Gambii. Działania te jednak spełzły na niczym, ponieważ wśród ówczesnych władz nie było woli, by o te ziemie walczyć.

Kawaleria z oddziałów kolonialnych. Umundurowanie wzorowano na mundurach brytyjskich i niemieckichNarodowe Archiwum CyfroweINTERIA.PL/materiały prasowe

Amerykański sen

W latach 20. członkowie Ligi Morskiej i Kolonialnej nie mieli wielkiego wsparcia wśród najważniejszych członków rządu, choć z czasem się to zmieniło. Co dało się zauważyć zwłaszcza po przewrocie majowym. I mimo że płk. Józef Beck głośno twierdził, że "polskie kolonie zaczynają się za Rembertowem" i z mównicy sejmowej wielokrotnie przestrzegał przed kolonialnymi mrzonkami, to rząd inwestował w zakup ziemi na innych kontynentach.

W 1929 roku dyrektor polskiego Urzędu Emigracyjnego Bolesław Nakoniecznikoff na łamach prasy nawoływał: "Musimy wyjść z dotychczasowego zaścianka w dziedzinie polityki emigracyjnej i śmiało wypłynąć na dalekie i głębokie wody ekspansji narodowej".

I dodawał podkreślając potęgę II Rzeczpospolitej: "Dzisiaj Polska kroczy w grupie czołowej narodów. Od naszych wspólnych wysiłków zależy, aby w tej czołowej grupie nie dać się zdystansować".

W związku z tym rząd zdecydował się kupić ponad 200 tys. ha ziemi w brazylijskiej Paranie. Podobnie stało się w Argentynie. Dwie najsłynniejsze miejscowości założone przez polskich osadników nazwano Wanda i Jagoda - na cześć córek Marszałka Piłsudskiego.

Życie w nowych osadach organizowało państwo polskie. Wybudowano hotel, w którym każdy nowo przybyły mógł bezpłatnie spędzić 5 dni. Później urzędnik pomagał zorganizować transport i dach nad głową. Wszystkim tym zajmowała się polska firma Colonizadora del Norte. Działo się tak za sprawą porozumienia między oboma rządami.

Jednak koloniści nie byli zbytnio zadowoleni z nowych włości. Ci, którzy zdecydowali się na przeprowadzkę, pisali: "Dżungla była gęsta, pełna pokrzyw i innych zarośli, przeróżnego robactwa, moskitów".

Obecnie szacuje się, że w tym regionie może mieszkać około miliona osób polskiego pochodzenia. Zarówno z XIX-wiecznej emigracji, jak też osadników z lat 30. XX wieku.

Ucharakteryzowany (prawdopodobnie pastą do butów) polski żołnierz. Tak miały wyglądać mundury polskich wojsk kolonialnych noszone przez tubylców. Wzorowane były na mundurach noszonych w Niemieckiej Afryce WschodniejNarodowe Archiwum CyfroweINTERIA.PL/materiały prasowe

Przez zasiedzenie

Temat Angoli powrócił w 1927 roku. W następnym roku, 22 kwietnia, wspomniany wyżej Kazimierz Głuchowski wybrał się do Lizbony, aby omówić możliwość prowadzenia interesów w tej portugalskiej kolonii.

W czerwcowym numerze "Morza" można było przeczytać:

"Zbadanie sprawy w stolicy metropolii utwierdza jeszcze Związek w przekonaniu, że Angola nadaje się do kolonizacji rolnej i osadnictwa polskiego. Pan Gołuchowski spotkał się w Lizbonie z żywym zainteresowaniem u czynników miejscowych, związanych z Angolą gospodarczo, które są skłonne do całego szeregu ułatwień dla akcji polskiej. Dalsze akcje potoczą się wobec tego żywo, idąc już w kierunku praktycznej realizacji projektu".

Wkrótce inne polskie media podchwyciły temat i rozpoczęły kampanię "Polska Angola". Pod jej wpływem do Angoli udała się ekspedycja pod kierownictwem Franciszka Łypa, która miała zbadać realne możliwości polskiego osadnictwa w Afryce. Raport przedstawiony po powrocie okazał się wielce optymistyczny. Łyp sugerował, że przyszłemu koloniście wystarczy około 10 tysięcy dolarów, aby móc się osiedlić. Co otworzyło drogę dla osadników o nieco zasobniejszym portfelu.

W 1929 roku powołano do życia spółkę "Polangola", która miała się zająć wymianą handlową między Polską a tą portugalską kolonią. Jak można przeczytać w artykule Rafała Kuzaka: "Powołano do życia również spółdzielnię kooperacyjną Alfa oraz Towarzystwo do Kolonizacji Angoli, których zadania zawierały się w nazwie tego drugiego. Zadbano nawet o to, aby w podpisanym jesienią tegoż roku polsko-portugalskim traktacie handlowym znalazła się poufna klauzula osiedleńcza, zapewniająca polskim obywatelem równouprawnienie pod względem opieki socjalnej i ochrony pracy".

Mimo tych starań, kolonizacja Angoli nie przebiegała gładko. Do 1932 roku w Afryce zamieszkało zaledwie kilkudziesięciu kolonistów. Na domiar złego Portugalczycy zaczęli się bliżej przyglądać polskiemu osadnictwu na swych ziemiach. Cytowany wcześniej Józef Beck pisał: "Rząd portugalski zajął wrogie stanowisko wobec naszej polityki, a w Anglii najpoważniejsze czynniki zastanawiały się nad niebezpiecznymi aspiracjami Polski."

Portugalczycy wprowadzili liczne ograniczenia dla przyszłych osiedleńców, co zmusiło polskich polityków, do uzyskania ziemi w inny sposób. Z racji wprowadzenia nowego prawa polski rząd zdecydował kupić około 20 tysięcy hektarów ziemi poprzez fikcyjną spółkę zarejestrowaną poza granicami Polski. Jednak nic z tego planu nie wyszło.

W 1939 roku Liga liczyła ponad milion członkówNarodowe Archiwum CyfroweINTERIA.PL/materiały prasowe

Liberia

Na początku lat 30. Liga Narodów próbowała ingerować w wewnętrzną sytuację Liberii. Stworzono nawet program naprawczy, który sprowadzał się do uznania niepodległego państwa za protektorat Ligi. Wobec tego rząd Liberii zwrócił się do Polski, jako jednego z nielicznych obrońców jej niepodległości o wsparcie.

Polacy bardzo zapalili się do liberyjskiego pomysłu. Zorganizowano ekspedycję podobną do angolskiej. Po wielu perypetiach związanych z zakupem i remontem szkunera, który został kupiony specjalnie z myślą o wyprawie, w końcu zdecydowano się wyczarterować masowiec S.S. "Poznań" i 28 grudnia 1934 roku ekspedycja wyruszyła.

Na statek załadowano prawie 2000 ton towarów. Jednak w skutek słabego rozpoznania rynku przez państwowe spółki towar długo zalegał w ładowniach. Po długich staraniach udało się w końcu pozbyć ładunku, wśród którego znajdowały się tysiące emaliowanych nocników...

Liberyjska wyprawa zakończyła się spektakularną klęską i o mało nie doprowadziła do plajty samą Ligę. Nie dość, że fracht został sprzedany za bezcen, to jeszcze Żegluga Polska wystawiła sowity rachunek za czarter "Poznania". Dopiero po naciskach czynników państwowych armator zgodził się zredukować rachunek z 44 tysięcy złotych do złotówki.

Wkrótce rządy USA i Wielkiej Brytanii oskarżyły polskich plantatorów na forum Ligi Narodów o nielegalne sprowadzanie broni, która miała posłużyć do wywołania przewrotu (co nie do końca nie było kłamstwem) i zmuszono ich do powrotu do kraju.

Madagaskar

Ta wyspa stała się dla wielu symbolem niedoszłej polskiej potęgi kolonialnej. Inicjatywa zajęcia Madagaskaru wyszła od Francuzów i nie była ona bynajmniej bezinteresowna. Przez ponad 200 lat Francuzi zmagali się z licznymi powstaniami i buntami Malgaszów. Francuzi liczyli, że liczna kolonia Europejczyków pomoże im zdławić bunty autochtonów. Mieli w tym pomóc nie tylko Polacy, ale także Portugalczycy, Czesi, Słowacy, Rusini, czy Grecy.

Z Polski w 1937 roku wyruszyła nawet wyprawa kierowana przez Mieczysława Lepeckiego, który stwierdził, że warunki są wręcz wymarzone do przeprowadzenia akcji osadniczej. Jednak temat polskiego Madagaskaru tak szybko jak się narodził, również umarł.

Po wyborach we Francji nowy rząd nie był skory do oddawania Madagaskaru w obce ręce. W Paryżu miały miejsca protesty pod hasłem: "Nie chcemy polskich Żydów na Madagaskarze!". Wkrótce potem wybuchła wojna światowa i pomysł utworzenia polskich kolonii zamorskich umarł.

Członkowie Ligi mają wielkie zasługi dla budowania polskiej floty cywilnej i wojennejNarodowe Archiwum CyfroweINTERIA.PL/materiały prasowe

Źródła:

Tadeusz Białas; "Liga Morska i Kolonialna 1930-1939"; Gdańsk 1983

Józef Beck; "Ostatni raport", Warszawa 1987

Józef Wąsiewski; "Dzieje polskich lig morskich 1918-2010"; Liga Morska i Rzeczna 2012

Marek Arpad Kowalski; "Kolonie Rzeczypospolitej"; Warszawa 2005

Rafał Kuzak; "Angola polską kolonią? Sny o równikowym Eldorado"; ciekawostkihistoryczne.pl 2011

Wybrane numery miesięcznika "Morze"

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas