Polskie żywe torpedy. Do czego chcieli posunąć się obrońcy?
Podczas II wojny światowej jedynie Związek Radziecki i Stany Zjednoczone nie posiadały wyspecjalizowanych w dywersji jednostek morskich. Największe doświadczenie w ich budowaniu miała włoska Regia Marina, której konstruktorzy już w czasie I wojny światowej wybudowali wolnobieżną torpedę "Mignatta". Za jej pomocą przeprowadzono pierwszy atak dywersyjny w historii - zatopiono zacumowany w porcie Pola (obecnie chorwacka Pula), austro-węgierski pancernik "Viribus Unitis". Po Wielkiej Wojnie wiele państw nadal prowadziło badania nad torpedami i pojazdami podwodnymi specjalnego przeznaczenia. Także Polska nie pozostawała w tyle.

Polskie żywe torpedy. Do czego chcieli posunąć się obrońcy?
Podczas II wojny światowej jedynie Związek Radziecki i Stany Zjednoczone nie posiadały wyspecjalizowanych w dywersji jednostek morskich. Największe doświadczenie w ich budowaniu miała włoska Regia Marina, której konstruktorzy już w czasie I wojny światowej wybudowali wolnobieżną torpedę "Mignatta". Za jej pomocą przeprowadzono pierwszy atak dywersyjny w historii - zatopiono zacumowany w porcie Pola (obecnie chorwacka Pula), austro-węgierski pancernik "Viribus Unitis". Po Wielkiej Wojnie wiele państw nadal prowadziło badania nad torpedami i pojazdami podwodnymi specjalnego przeznaczenia. Także Polska nie pozostawała w tyle.

![Jeden z ochotników, Jan Szumiata, tak wspominał te wydarzenia: "Wybraliśmy się z Wołajowic do Gdyni we dwóch, razem z Edziem Sykulskim. Na miejscu, w Dowództwie Marynarki Wojennej powitali nas bardzo serdecznie. Tak jak wszystkich, którzy zgłosili się tego dnia w Gdyni. A sporo nas było. Jakiś oficer przemawiał i zapewniał, że w odpowiednim momencie zostaniemy wezwani. Opowiadał też o samej torpedzie, jej budowie, uprzedzając jednocześnie, że jak ktoś raz do niej wejdzie, to dla niego odwrotu już nie ma [...]. Tylko nie chcieli nam jej pokazać. Kazali wracać do domu i czekać na wezwanie." Jeden z ochotników, Jan Szumiata, tak wspominał te wydarzenia: "Wybraliśmy się z Wołajowic do Gdyni we dwóch, razem z Edziem Sykulskim. Na miejscu, w Dowództwie Marynarki Wojennej powitali nas bardzo serdecznie. Tak jak wszystkich, którzy zgłosili się tego dnia w Gdyni. A sporo nas było. Jakiś oficer przemawiał i zapewniał, że w odpowiednim momencie zostaniemy wezwani. Opowiadał też o samej torpedzie, jej budowie, uprzedzając jednocześnie, że jak ktoś raz do niej wejdzie, to dla niego odwrotu już nie ma [...]. Tylko nie chcieli nam jej pokazać. Kazali wracać do domu i czekać na wezwanie."](https://i.iplsc.com/00097PQSH2WD5KHO-C322-F4.webp)



