Tajemnice Konklawe: Czego nie wiemy o wyborze Papieża Polaka
Czy Jan Paweł II rzeczywiście mógł zostać papieżem już w sierpniu 1978 roku, a jadąc na październikowe konklawe, zakładał, że nie wróci już do Polski? Czy jego wybór istotnie mógł być spowodowany niezręczną wypowiedzą kardynała Siri, głównego kandydata do Piotrowego tronu, którą zraził do siebie część kardynałów?
Tajemnica Konklawe 1978 to rzetelne studium najściślej strzeżonych tajemnic dotyczących najważniejszych watykańskich spotkań. Jacek Moskwa przybliża postaci, wydarzenia, łączy fakty. Zagląda przez dziurkę od klucza drzwi kaplicy Sykstyńskiej, w której wedle tradycji, jedynie o chlebie i wodzie, grono odzianych w purpurę mężczyzn przed osiemdziesiątką debatuje o przyszłości Kościoła katolickiego. Przytacza rozmowy z ważnymi świadkami "roku trzech papieży". Odkrywa tajemnicę konklawe.
Jan Paweł I zagadnięty przez jednego ze swoich sekretarzy powiedział, że to nie on powinien zostać papieżem, ale kardynał, który w kaplicy Sykstyńskiej w czasie konklawe siedział naprzeciw niego: ten, którego wybrał Paweł VI - Karol Wojtyła.
W tym roku mija 40 lat od wyboru Karola Wojtyły na papieża, a już 3 października nakładem Wydawnictwa Znak ukaże się książka Jacka Moskwy Tajemnice konklawe 1978.
Jacek Moskwa, biograf Jana Pawła II, dotarł do ostatnich świadków konklawe, które wybrało na papieża Karola Wojtyłę. Niepublikowane dotąd wypowiedzi i fakty pozwalają zrozumieć, co rzeczywiście stało się w dniach, które zmieniły świat.
Czego nie wiemy o kulisach konklawe, które dało światu Jana Pawła II?
Dlaczego Karol Wojtyła został wybrany na papieża dopiero w 1978 roku?
Przeczytaj fragmenty książki Jacka Moskwy, "Tajemnice Konklawe"
Bóg jest w Niebie, Rzym jest daleko, a Rosja blisko" - największy niemiecki tygodnik opiniotwórczy "Der Spiegel" już na okładce, powyżej sympatycznego portretu polskiego papieża, cytował opinię pisarza Stefana Kisielewskiego. Geopolityka całkowicie zdominowała narrację mediów po wyborze Jana Pawła II. Na planie pierwszym znalazło się wyzwanie wobec Związku Radzieckiego. We Włoszech najlepszym rodzajem publicystyki są tak zwane vignette - karykatury, a właściwie rysunkowe felietony komentujące aktualne wydarzenia.
Jednym z bardziej znanych ich autorów jest po dziś dzień Giorgio Forattini, współpracujący na stałe z największymi dziennikami i tygodnikami Italii. Jego karykatury Jana Pawła II, zresztą silnie nacechowane antyklerykalizmem, złożyły się już na kilka tomików książkowych. Wybór papieża z Polski skwitował następującym rysunkiem: kominiarz o rysach Leonida Breżniewa wspina się po drabinie do komina na dachu Kaplicy Sykstyńskiej. Spada, bo w twarz uderzył go kłąb białego dymu, znak pomyślnego zakończenia konklawe.
Na następnym rysunku nagi karzeł - znowu Breżniew - dźwiga ogromny głaz w kształcie głowy Karola Wojtyły. Podpis: "Świat komunistyczny wstrząśnięty wyborem polskiego papieża". "Der Spiegel" jako ilustrację do cytowanej wyżej cover story zamieścił, obok licznych zdjęć z Polski, następującą karykaturę brytyjskiego "Daily Express": Wojtyła jedzie czołgiem o wieżyczce w kształcie konfesjonału. Lufa armaty mierzy do Breżniewa, któremu towarzyszy trudny do zidentyfikowania sowiecki marszałek. Wyzwanie wobec komunizmu przysłoniło inne aspekty wydarzenia, jakim był wybór papieża spoza żelaznej kurtyny.
W Polsce sfery rządowe, mimo utrzymywania agentury w Watykanie, zostały całkowicie zaskoczone: "...dla PZPR to był wyjątkowy szok. Jaroszewicz [Piotr, ówczesny premier rządu] miał wpaść w histerię i opowiadać, że zacieśnia się wrogi spisek wokół Polski. Podczas szybko zwołanego posiedzenia Biura Politycznego, które przygotowywało depeszę do nowego papieża, Józef Czyrek desperacko wynajdywał pozytywy: lepszy Wojtyła jako papież niż jako nowy prymas. Z wiadomością do Edwarda Gierka złożonego lumbagiem zadzwonił Stanisław Kania, odpowiedzialny w Biurze Politycznym za stosunki z Kościołem. Zszokowany pierwszy sekretarz miał krzyczeć przez telefon: »O rany Boskie«". Reakcje, chwilami zabawne, wskazują, że nawet jeśli istniały w środowiskach partyjnych złudzenia, jakoby kardynał Wojtyła mógł w przyszłości być bardziej "spolegliwy" niż kardynał Wyszyński, to w roku 1978 należały one już do przeszłości.
Odmienne niż partyjnych bonzów były oczywiście uczucia zwykłych ludzi. Wspomnienia z tamtych dni uderzają podobieństwem, jakby pisała je ta sama ręka: "usłyszałem przez radio... przybiegł znajomy wołając... dzwoniłem do przyjaciół, aby to potwierdzić... prezenter dziennika telewizyjnego powiedział... wyszliśmy na ulicę... przechodnie padali sobie w ramiona... radość... euforia...". Odnotowano to także w raportach oficjalnych: "Fakt wyboru na papieża kardynała Wojtyły spotkał się z pełnym aplauzem społeczeństwa polskiego. Elementem wspólnym dla wszystkich środowisk była duma narodowa, uznanie, że fakt ten podnosi autorytet Polski w świecie, a jednocześnie jest tego autorytetu świadectwem". - pisała autorka zbiorczego raportu Urzędu do spraw Wyznań, opracowanego na podstawie doniesień oddziałów terenowych.
Prasa światowa była w tych dniach pełna reportaży z Polski. Pokazywały one ojczyznę nowego papieża jako kraj dosyć egzotyczny, z jednej strony pogrążony w marazmie i nędzy, z drugiej - bardzo religijny w wersji wiejskiego katolicyzmu. Echa wyboru rozchodziły się również po ZSRR. Skąpe informacje, jakie wydostały się z archiwów KGB podczas krótkotrwałego ich otwarcia za prezydentury Borysa Jelcyna, wskazują, że Wojtyła - zgodnie z zastałymi schematami myślowymi sowieckich tajnych służb - był postrzegany jako "antykomunista", w której to kategorii mieściły się wszelkie przejawy obrony praw człowieka i swobód religijnych.
Wtedy też na Łubiance miała powstać oparta na dosyć księżycowych przesłankach analiza, jakoby elekcja rodaka miała być efektem spisku Polaków na wysokich stanowiskach w administracji prezydenta USA Jimmiego Cartera (doradcy do spraw bezpieczeństwa narodowego Zbigniewa Brzezińskiego oraz sekretarza stanu Edmunda Muskiego) z kardynałem Johnem Królem.
Agencja TASS skwitowała wydarzenie w dalekim Rzymie krótką notatką bez komentarza. Armaty propagandowe batalii zaczęły strzelać dopiero później. Nastawione opozycyjnie elity intelektualne w ZSRR przyjęły wybór papieża z Polski jako wydarzenie interesujące, ale jednak marginalne. Przykładem może być pieśniarz Włodzimierz Wysocki, mąż francuskiej gwiazdy filmowej Mariny Vlady. W 1978 roku pisywał on piosenki, które miały być komentarzami do popularnego programu telewizyjnego o aktualnych wydarzeniach polityki międzynarodowej.
Jeden z tych utworów opowiada historię drobnego złodziejaszka, który na pryczy w prowincjonalnym areszcie marzy o tym, że skoro Polak został wybrany "rzymskiego papieża", to może i on dostąpi tego zaszczytu. Wydźwięk był jednak wysoce ironiczny. Zgodnie ze schematami myślowymi, wbijanymi od dziesięcioleci do głów ludzi sowieckich, nic na świecie nie działo się bez udziału Kremla: "Kiedy z nudy oni sobie tam ziewali, i rozmarzył się troszeczkę Watykan, myśmy wtedy im papieża podstawili: z naszych, bo to Polak i Słowianin".
Natomiast we Włoszech zespół pod nazwą Freddy the Flying Dutchman and the Sistina [Sykstyński!] Band nagrał dyskotekowy przebój Wojtyla Disco Dance, który zdobył nawet międzynarodową popularność. Pierwszy w historii papież wszedł w ten sposób do kultury popularnej.
Wracając do Rosjan, to jedynie wielki pisarz Aleksander Sołżenicyn wykazał w tej sprawie podziwu godną intuicję. Według jego przyjaciółki i współpracowniczki, Iriny Iłowajskiej Alberti, która piętnaście lat później, dokładnie w dniu rocznicy pontyfikatu, towarzyszyć mu będzie w Watykanie na audiencji u Jana Pawła II, autor Archipelagu Gułag na wieść o wyborze Wojtyły miał wznieść ręce ku niebu i zawołać: "To cud! To jest pierwsze pozytywne wydarzenie od czasu pierwszej wojny światowej i zmieni ono oblicze świata!".
Śledząc wypadki historyczne, należy się jednak wystrzegać ich oceny z perspektywy tego, co nastąpiło później. O wyniku elekcji zadecydowały względy wewnątrzkościelne, a nie geopolityczne. Sowieccy przywódcy traktowali pojawienie się polskiego papieża na arenie międzynarodowej jako wyzwanie polityczne, ale kardynałowie elektorzy do takiej konfrontacji nie dążyli. Owszem, brali pod uwagę siłę i żywotność polskiego Kościoła, który działał w niesprzyjających, ale jednak znośnych - w porównaniu z innymi krajami bloku sowieckiego - warunkach. Trudno odmówić racji kardynałowi Wyszyńskiemu, który wieczorem w dniu elekcji, 16 października, tak analizował jej znaczenie:
"Co mogło wpłynąć na ten wybór? - Nie sposób odpowiedzieć. Być może, że obawa przed aktualnymi 3 kandydatami. Żadnego nie chciano. Gdy wypłynęło nazwisko Kardynała Wojtyły - miało ono równe koleje w głosowaniach. Ale gdy 3 kandydaci tracili głosy - zyskiwał Kd. Wojtyła. Ale to tylko mechanika. Bodaj istotne było to, że Polska - pomimo jarzma komunistycznego - zachowała wiarę, jedność z Kościołem, żywą religijność, którą podziwiało wielu Kardynałów świata (...). Właściwie składano życzenia Kościołowi Polskiemu. Myślę, że obok wysokiej popularności Kardynała w świecie - ta właśnie żywa religijność wszystkim dawała wiele do myślenia. Moja krótka odpowiedź na wszystkie strony: Polska przeżywa wiele upokorzeń i udręki. - Deus exaltavit humiles [Bóg wywyższył poniżonych]".
Nowy papież wywodził się z Kościoła, który przeżywał okres rozkwitu, szczególnie kontrastującego z kryzysem katolicyzmu w Europie Zachodniej. Jako jedyny w skali światowej sprostał wyzwaniu komunizmu. Przetrwał okrutne prześladowania z lat pięćdziesiątych i nękającą presję z lat sześćdziesiątych. W siódmej dekadzie stulecia znalazł zadowalające modus vivendi pod rządami pragmatycznego reżimu Edwarda Gierka. Świątynie zapełniały tłumy wiernych, a liczba powołań kapłańskich i zakonnych rosła. W roku 1978 była najwyższa w świecie w stosunku do liczby ludności. Kardynał Wojtyła jawił się, obok kardynała Wyszyńskiego, jako współautor tych sukcesów - wystarczająco młody, aby wybrać go na papieża na długie lata.
"W Kościele jest jednak ważne, kto się modli. A Polska się modliła" - wspominał Marek Skwarnicki. Sam Jan Paweł II podczas pierwszej po wyborze audiencji dla Polaków powiedział, że zdarzyła się: "...rzecz znamienna, po ludzku trudna do wytłumaczenia. Właśnie w tych ostatnich dziesięcioleciach Kościół w Polsce nabrał szczególnego znaczenia w wymiarach Kościoła powszechnego i w wymiarach chrześcijaństwa. Stał się również przedmiotem wielkiego zainteresowania z uwagi na szczególny układ stosunków, który dla poszukiwań, jakie współczesna ludzkość, różne narody i państwa podejmują w dziedzinie społecznej, ekonomicznej, cywilizacyjnej, ma doniosłe znaczenie.
Kościół w Polsce nabrał nowego wyrazu, stał się Kościołem szczególnego świadectwa, na które zwrócone są oczy całego świata. W tym Kościele żyje i wypowiada się nasz naród, współczesne pokolenie Polaków". Wybór oznaczał też znamienną korektę "polityki wschodniej Watykanu". Jej główny architekt monsignore Agostino Casaroli oparł ją na założeniu salvare il salvabile [ocalić, co jest do ocalenia]. Była to droga dyplomatycznej kapitulacji wobec nieprzejednanej i agresywnej polityki reżimów komunistycznych.
Po czterdziestu latach, jakie upłynęły od tego wydarzenia, widać dokładnie, że Duch Święty i kardynałowie 16 października 1978 roku wybierali przede wszystkim bardzo wybitnego człowieka. Wnosił on ze sobą doświadczenie i praktykę polskiego Kościoła, którego był nieodrodnym synem. Katolicyzm w wersji znad Wisły zawierał jednak również pierwiastki bardzo niepokojące...