Władymir Putin. Co naprawdę robił jako sowiecki agent w NRD?
Wśród oficerów radzieckiego wywiadu Niemiecka Republika Demokratyczna nie uchodziła za prestiżowe miejsce (takim był tylko Zachód). Władimir Putin był jednak zachwycony. Dotąd niedoceniany i spychany na margines, w 1985 roku wreszcie dostał zagraniczny awans. Nawet jeśli stało się to niemalże przypadkiem.
"Kiedy dostał wreszcie skierowanie do Niemiec, był po prostu szczęśliwy, promieniał radością" - wspominał jeden z kolegów Władimira Putina.
Oficjalnie: Dyrektor Domu Przyjaźni. A w rzeczywistości?
W Dreźnie zamieszkał z żoną i córką, o których pisze szerzej Barbara Włodarczyk, autorka zbioru reportaży "Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin". Putinowie żyli w dwupokojowym mieszkaniu w bloku przy Radeberger Strasse 10. Blok należał do Ministerstwa Bezpieczeństwa NRD, a jego lokatorami byli funkcjonariusze Stasi.
Putin oficjalnie pracował jako dyrektor Domu Przyjaźni ZSRR-NRD, faktycznie zaś w przedstawicielstwie KGB w Dreźnie. Wprawdzie zgodnie z decyzją władz partyjnych Komitet nie mógł prowadzić działalności w krajach socjalistycznych, ale wyjątkiem była NRD jako państwo na pierwszej linii konfrontacji z Zachodem.
Drezdeńska rezydentura KGB znajdowała się w willi przy Angelika Strasse 4. Władimir zajmował się głównie werbowaniem agentów wśród obywateli NRD, którzy mieli krewnych za granicą, przede wszystkim w RFN.
Centralę interesowała amerykańska baza wojskowa w Bad Tölz w Bawarii oraz poligony w Wildflecken i Münster. Putin wyszukiwał więc enerdowców, którzy mieli rodziny w rejonie lub osoby chcące tam wyemigrować. Werbował też cudzoziemców przyjeżdżających na studia na politechnice drezdeńskiej. Cenne były dla niego osoby, które po powrocie do swojego kraju miały szanse na karierę, a tym samym dobrze rokowały jako przyszłe źródła informacji.
______________________________
Nudna praca i jeden dokument
Placówka KGB w Dreźnie zajmowała się też wywiadem przemysłowym. Czasopisma, artykuły i książki przysyłane z Zachodu do pracowników politechniki trafiały najpierw do Stasi i KGB, gdzie je kopiowano i dopiero wtedy przekazywano adresatom. Powielone materiały trafiały do Moskwy i do radzieckich uczonych.
Stosowano też inne sposoby. Przyjeżdżający do Drezna pracownicy Siemensa i IBM zatrzymywali się w hotelu Bellevue i często korzystali z usług prostytutek. Pokoje hotelowe były jednak wyposażone w sprzęt filmujący, a zarejestrowany materiał służył potem do szantażu.
To był chyba jedyny ekscytujący fragment szpiegowskiej pracy Putina (choć i tak nie mamy pewności, że brał udział w podobnych akcjach). Na co dzień jego praca polegała na przeglądaniu dziesiątek akt osobowych, przygotowywaniu fałszywych dokumentów, kontaktach ze Stasi i pisaniu sążnistych raportów, które następnie trzeba było przetłumaczyć na rosyjski.
"Żyliśmy w hermetycznym, zamkniętym świecie, zajmując się z ogłupiającą rutyną bezmyślnymi raportami i niekończącym się studiowaniem akt" - potwierdza ówczesny kolega Putina z placówki Władimir Gortanow. Jedynym znalezionym w archiwach Stasi dokumentem przygotowanym przez Putina było pismo, w którym prosił szefa bezpieki w Dreźnie o założenie poza kolejką telefonu jednemu ze swoich donosicieli.
Alkohol i nieślubne dziecko
Praca rzeczywiście była potwornie nudna. W efekcie Putin przytył 10 kilogramów, zaczął zaglądać do kieliszka i wdał się w romans z pewną Niemką pracującą jako tłumaczka w Dreźnie. Podobno miał z nią dziecko, które pozostało z matką w NRD, gdy Putin wrócił do kraju. Podobno też zachłysnął się namiastką zachodniego dobrobytu.
Godzinami przeglądał katalogi sprzedaży wysyłkowej z RFN, a gdy spotykał się z członkami terrorystycznej Frakcji Czerwonej Armii (RAF), przyjeżdżającymi do NRD, domagał się od nich prezentów z Zachodu. Raz dostał więc radio Grundiga, kiedy indziej zestaw stereo Blaupunkta do samochodu. W Dreźnie przebywał do 1990 roku.
Latem 1989 roku przeżył tam upadek muru berlińskiego i oblężenie placówki przy Angelika Strasse przez tłum demonstrantów. Podobno własnoręcznie spalił wtedy większość ważnych dokumentów, podobno też wywiózł do ZSRR kartotekę agentów.
Barbara Włodarczyk, autorka zbioru reportaży "Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin", przytacza wypowiedź reżysera rosyjskiego filmu o tym etapie w życiu przywódcy kraju.
Zdaniem twórcy propagandowego obrazu, agent KGB właśnie w 1989 roku doznał swoistego olśnienia:
Tłum radykalnie nastawionych demonstrantów splądrował budynek Stasi i ruszył w kierunku willi rezydentury KGB. Młody podpułkownik Władimir Putin zadzwonił do najbliższej jednostki armii radzieckiej i prosił o przysłanie pomocy.
Odpowiedziano mu, że nie mogą nic zrobić, bo potrzebny jest rozkaz z Moskwy. Ale Moskwa milczała. Putin zrozumiał wtedy, że kraju, któremu służy, już nie ma.
Medal dla sprzątaczki
Tak właśnie wyglądała szpiegowska praca Władimira Putina. Nie brał udziału w spektakularnych akcjach, nie trafił na Zachód, nie dostał się nawet do Berlina, tylko wylądował w prowincjonalnym Dreźnie, gdzie zajmował się papierkową robotą.
Szef wywiadu NRD gen. Markus Wolf powiedział kiedyś, że Putin w czasie służby we wschodnich Niemczech był stosunkowo mało znaczącą postacią. Potwierdza to odznaczenie go w 1988 roku zaledwie brązowym medalem "Za zasługi" Narodowej Armii Ludowej. Według Wolfa taki medal miała w Stasi każda sprzątaczka
______________________________
Przeczytaj również o tym jak Sowieci "wyzwalali" ziemie obecnej Polski. Rabowali, gwałcili, palili Niemców żywcem.
Paweł Stachnik - dziennikarz i redaktor, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor wielu artykułów historycznych. Napisał książkę Ludzie 4 czerwca poświęconą wydarzeniom 1989 roku.