Za co Niemcy mordowali Polaków?

Niemcy rozstrzeliwali nawet za posiadanie maski przeciwgazowej /domena publiczna
Reklama

„Nad miastem zawisł śmiertelny absurd” – wspominał jeden z warszawiaków. Kara śmierci stała się tak powszechna, jak przed wojną „mandaty uliczne za nieprawidłowe przejście z chodnika na chodnik”. Za co groziło rozstrzelanie? I czy „rasa panów” kiedykolwiek okazywała ludzkie odruchy?

Jedną z pierwszych ofiar Niemców w okupowanej Warszawie był kierowca Karol Leszniewski. Został on rozstrzelany 13 października 1939 roku, za to, że mimo publicznie ogłoszonego nakazu oddania posiadanej broni nie uczynił tego. Z tego samego powodu dokonywano kilkukrotnie egzekucji między innymi na terenie ogrodów sejmowych.

Na śmierć z podobnych powodów byli oczywiście narażeni również mieszkańcy wsi. Doktor Zygmunt Klukowski, kierujący szpitalem w Szczebrzeszynie pod Zamościem, z przykrością wspominał, że najczęstszą przyczyną odkrycia broni u skazańców był donos sąsiadów lub znajomych. Należy jednak zaznaczyć, że pod pojęciem broni niekoniecznie musiała się kryć broń biała czy strzelecka.

Reklama

Śmierć za posiadanie broni. Nawet takiej, która bronią nie była

Okupanci nie zamierzali bawić się w subtelne analizy. Publicysta i literat Rafał Marceli Blüth, ojciec znakomitego polskiego historyka profesora Tomasza Szaroty, był wśród 15 osób rozstrzelanych za posiadanie broni 13 listopada 1939 roku w Natolinie. W jego przypadku "śmiercionośnym" narzędziem okazała się zwykła maska przeciwgazowa.

Inny wybitny przedstawiciel polskiej kultury, poeta i prozaik Jarosław Iwaszkiewicz, omal nie stracił życia z powodu posiadanego przy sobie rewolweru. Cała sytuacja wydarzyła się w Wyszkowie 11 października 1939 roku, gdy Iwaszkiewicza i towarzyszące mu osoby zatrzymał niemiecki patrol. Poeta przechowywał wówczas broń swego kolegi.

"Na pytanie żołnierza niemieckiego, czy mam broń, o mało nie powiedziałem, że nie mam. Ale po chwili wahania odpowiedziałem prawdę. Odebrali mi rewolwer i kapral, który mi to odebrał, ważąc broń w ręce, powiedział: "A czy pan wie, że ja mam prawo zabić pana teraz z tej broni? Po co pan ją wiózł? Ale ja tego nie zrobię".

Poczułem do niego sympatię przez drobną chwilę, ale już za moment zaczął nas rozpytywać, gdzie są najlepsze ziemie, bo on chce osiąść tutaj. Że Führer ich osadzi po skończonej wojnie na tych ziemiach. Mówił z taką bezczelnością, że krew zawrzała mi w żyłach. Nic nie odpowiedziałem."

"Dowcipni powiadali, że boją się wyroków dopiero wyżej kary śmierci"

Wkrótce Polacy w Generalnym Gubernatorstwie przekonali się, że śmierć grozi im nie tylko za posiadanie broni. Z dniem 31 października 1939 roku weszło w życie rozporządzenie parafowane przez Hansa Franka wprowadzające karę śmierci za wszelkie przewinienia wobec władz okupacyjnych.

A oto jak wspominał restrykcyjne niemieckie przepisy i reakcję polskiego społeczeństwa na nie pisarz Kazimierz Brandys:

"Śmierć groziła za słoninę i złoto, za broń i fałszywe papiery, za ukrywanie się przed rejestracją, za radio i za Żydów. Dowcipni powiadali, że boją się wyroków dopiero wyżej kary śmierci; uważali tę karę za mandat uliczny, jaki płaciło się przed wojną za nieprawidłowe przejście z chodnika na chodnik.

Nad miastem zawisł śmiertelny absurd, posępna groteska zakazów obdarzała Warszawę straceńczym humorkiem pełnym drwiny i pogardy dla hitlerowców. Szafarze śmierci wzbudzali odrazę i śmiech. Gardzono nimi jak ścierwem. Ich wrzask, wściekłość i chamstwo uznano za cechy gatunku niższego od człowieka i pokazywano sobie palcem ich grube, ciężkie zady."

Śmierć za plakaty i za obronę przed gwałtem

O tym, że okupant istotnie wymaga ścisłego respektowania wprowadzonych przez siebie zasad, przekonano się już kilka dni później, gdy w Warszawie rozplakatowano obwieszczenie o wyroku śmierci wydanym na Elżbietę Zahorską i Eugenię Włodarz.

Zahorska, młoda, 24-letnia dziewczyna, bohaterska obrończyni oblężonej Warszawy, została aresztowana, gdy zrywała słynny niemiecki plakat propagandowy "Anglio! Twoje dzieło" (przypominający, że Brytyjczycy nie wywiązali się z sojuszniczych zobowiązań wobec Polski i sugerujący, że to oni ponoszą odpowiedzialność za polskie ofiary kampanii wrześniowej).

Wdowa Eugenia Włodarz spoliczkowała z kolei napastującego ją niemieckiego żołnierza, co zostało uznane za zamach na jego życie. Obie zostały rozstrzelane 4 listopada 1939 roku na podwórzu fortu Mokotów.

Prawda o horrorze niemieckiej okupacji w książce Dariusza Kalińskiego pod tytułem "Bilans krzywd". Kliknij i dowiedz się więcej w księgarni wydawcy.

Zainteresował cię ten artykuł? Na łamach portalu CiekawostkiHistoryczne.pl przeczytasz również wstrząsającą relację człowieka, który przeżył niemiecką egzekucję.

Dariusz Kaliński - specjalista od II wojny światowej i działań sił specjalnych, a także jeden z najpoczytniejszych w polskim internecie autorów z tej dziedziny. Od 2014 roku stały publicysta "Ciekawostek historycznych.pl". Wielbiciel zlotów militarnych, zespołu Dżem i talentu aktorskiego Clinta Eastwooda. W 2017 roku opublikował bestsellerową "Czerwoną zarazę", a w sierpniu 2018 roku na półki księgarskie trafił "Bilans krzywd".

Ciekawostki Historyczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama