Cały internet pornografią stoi?

Powszechnie twierdzi się, że internet powstał dla ludzi. Niektórzy uściślają, że dla ludzi oglądających w sieci porno. Cóż, czasami wydaje się, że faktycznie należałoby przyznać im rację.

Statystyki są bowiem zatrważające. Każdej sekundy na sieciową pornografię wydawane jest ponad 3000 dolarów (dokładniej 3075, 64 dol.), każdej sekundy również porno zaczyna oglądać kolejne 28 258 użytkowników internetu. Daje to prawie 1,8 miliona osób na minutę.

Co 39 minut z kolei powstaje w USA nowy pornofilmik. Dlaczego akurat w USA? Dlatego, że w tym dziwnym kraju, w którym nikt nie protestuje przeciwko pokazywaniu w telewizji brutalnych zabójstw, a 3/4 populacji oburza z kolei naga pierś na ekranie, powstaje aż 89 proc. światowej pornografii. To zresztą typowe - najwięcej witryn z potrójnym iksem ogląda się tam w stanach powszechnie uważanych za konserwatywne, a już wszelkie rekordy bije pod tym względem stan Utah, gdzie żyje większość północnoamerykańskich mormonów.

Reklama

Im dalej w las, tym jeszcze gorzej, choć dla niektórych być może lepiej. W 2006 dochody z internetowej pornografii przekroczyły 97 miliardów dolarów. Według magazynu "Good", aż 12 procent wszystkich witryn zawiera obrazki, filmy czy oferty dla dorosłych. 25 procent wszystkich zapytań w wyszukiwarkach dotyczy pornografii, którą ogląda w internecie aż 43 procent internautów. Każdego dnia pojawia się 266 nowych stron z takimi właśnie treściami, a 35 proc. wszystkich materiałów ściąganych z sieci to pornografia.

Jeśli zaś chodzi o same witryny i ruch przez nie generowany, dochodzimy do liczb stawiających włosie na głowie i nie tylko zresztą na głowie. Najpopularniejszy tego typu serwis - LiveJasmin.com - ma około 32 milionów użytkowników miesięcznie. To niemal 2, 5 proc. całego ruchu w sieci. Choć tutaj akurat część tej popularności bierze się stąd, że ta strona lubi automatycznie wyskakiwać w tle przy przeglądaniu innych serwisów.

Według obliczeń serwisu Extremetech, internetowa pornografia generuje aż 30 proc. całego ruchu w internecie. Sam Xvideos.com dzierżawi serwery będące w stanie udźwignąć aż 1000 Gbps (1 Tbps) transferu. YouPorn 800 Gbps. Zaś każdy z tych serwisów przechowuje od 50 do 200 TB - więcej danych trzymają na swoich serwerach tylko Google, Facebook czy YouTube. Czyli de facto również Google.

Z drugiej strony niektórzy eksperci podkreślają, że branża internetowego porno jest mocno zmitologizowana i wcale nie odgrywa aż takiej roli w internecie, jak się powszechnie uważa. Wskazują przy tym na to, że wśród miliona najpopularniejszych serwisów sieciowych tylko 42 337 to serwisy porno, czyli niewiele cztery procent. Inni zaś pokazują liczby, z których wynika, że jeśli chodzi o strony marnujące czas internautów, potrójne iksy przegrały już w zeszłym z portalami społecznościowymi, pożerającymi zdecydowanie więcej czasu.

Źródło informacji

gizmodo.pl
Dowiedz się więcej na temat: Internet
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy