Chiny prężą wirtualne mięśnie
Czy Chiński rząd stoi za atakami na serwery takich firm jak Google, Yahoo, Adobe i Symantec? Rok 2010 zaczął się serią cyberprzestępstw, których bezpośrednim źródłem są serwery w Chinach. Eksperci potwierdzają: mamy do czynienia ze szpiegostwem, a w najgorszym razie - z przygotowywaniem zaplecza pod atak terrorystyczny lub wojnę.
Cele ataków są precyzyjnie wybierane
Te i inne podobne przypadki zostały ujawnione w specjalnym raporcie pt. "Tracking GhostNet: Investigating a Cyber Espionage Network". Kanadyjscy autorzy raportu piszą, że przestępcza chińska sieć GhostNet obejmuje 1295 komputerów w 103 krajach świata, z czego prawie jedna trzecia to cele o dużej wartości - ministerstwa spraw zagranicznych, ambasady, międzynarodowe organizacje rządowe i pozarządowe czy media.
Eli Jellenc, kierownik iDefense, międzynarodowej organizacji ds. wywiadu w internecie, tak komentuje ataki na Google: "Adresy IP używane przy atakach są bezpośrednio związane z ludźmi będącymi agentami chińskiego rządu, albo amatorami, którzy mają bliskie z nim relacje i są znani z przeszłych ataków na amerykańskie firmy i instytucje".
Międzynarodowe reakcje na ataki
Państwowa agencja informacyjna Xinhua stwierdziła, że oskarżenia, jakoby Chiny miały sponsorować cyberterroryzm, są całkowicie bezpodstawne. Wskazała przy tym na fakt, że to USA są krajem, z którego wywodzi się najwięcej cyberprzestępstw. Pomimo tych zapewnień, kraje na całym świecie przygotowują się na nowe zagrożenie. W Stanach Zjednoczonych powstaje Cybersecurity Bill - ustawa określająca zasady współpracy pomiędzy agencjami rządowymi a firmami, które są odpowiedzialne za infrastrukturę informatyczną kraju. Pierwotnie proponowano w niej zapis, że w przypadku cyberzagrożenia prezydent USA będzie miał prawo do odcięcia internetu w całym kraju. Po konsultacjach społecznych zdecydowano się z tego punktu zrezygnować.
Prezydent Francji Nicolas Sarkozy stwierdził natomiast, że zagadnienia związane z cyberbezpieczeństwem stanowią dla jego państwa największe zagrożenie, większe nawet, niż groźba wojny konwencjonalnej. Właśnie to skłoniło go do przyznania bezpieczeństwu w sieci najwyższego priorytetu w doktrynie obronnej Francji do roku 2020.