Cyfrowe obawy Toma Hanksa
Tom Hanks (<a href="http://film.interia.pl/az/pokaz?idf=87">"Zielona mila"</a>, <a href=" http://film.interia.pl/id/az/www/nowe&idf=357">"Cast Away. Poza światem"</a>) obawia się, iż cyfrowi aktorzy generowani przez komputery, mogą zastąpić hollywoodzkie gwiazdy z krwi i kości. W wywiadzie "New York Timesa" gwiazdor wyznał, iż martwi się, że wytwórnie filmowe mogą zastępować żywych aktorów, bardziej uległymi i pracującymi za zdecydowanie mniejszą gażę, elektronicznymi bohaterami.
Zaniepokojenie Toma Hanksa wzbudził film " Final Fantasy", w którym główną rolę "gra" Aki Ross, "aktorka" w całości wygenerowana przez komputer.
"Bardzo mnie to niepokoi. Ale cóż, wydaje się, że to jest przyszłość przemysłu filmowego. Nie wiem, jak prawdziwi aktorzy zareagują na to i co zrobią?" - martwi się Hanks.
Aki Ross, śliczna brunetka o zaczepnym spojrzeniu, została uznana przez szefów wielkich wytwórni filmowych za pierwszą całkowicie przekonującą cyfrową postać, która zagrała w pełnometrażowym filmie.
Tom Hanks jest natomiast pierwszym hollywoodzkim gwiazdorem, który wypowiedział się publicznie na temat obaw związanych z rozwojem najnowszych technologii, które prowadzą do tworzenia cyfrowych aktorów i "zatrudniania" ich zamiast rzeczywistych odtwórców.
Obawy aktora odrzuca jednak George Lucas.
"Jestem twórcą, który wykorzystał chyba najwięcej cyfrowych bohaterów w swych filmach. Jednak nigdy nie pomyślałem, iż mógłbym wykorzystać komputer, by stworzyć człowieka, ludzką naturę. To po prostu jest niemożliwe. Do tego potrzebni są prawdziwi ludzie, prawdziwi aktorzy" - oponuje słynny reżyser.
Także Steven Spielberg, w którego najnowszym filmie "Sztuczna inteligencja" Jude Law i Haley Joel Osment grają roboty, nie uważa, by ludzi mogli zastąpić cyfrowi aktorzy.
Wydaje się więc, iż Tom Hanks nie musi na razie martwić się o pracę.