Do kogo tak naprawdę należy Facebook?
Paul Ceglia, człowiek, który przed dwoma laty został wraz ze swoją firmą oskarżony przez prokuratora stanu Nowy Jork o oszustwo, złożył w ubiegłym roku pozew sądowy, w którym stwierdza, że połowa Facebooka powinna należeć do niego.
Biorąc pod uwagę reputację Ceglii sprawa nie byłaby warta wzmianki, gdyby nie fakt, że reprezentuje go wielka firma prawnicza, która najwyraźniej wierzy w prawdziwość przedstawionych ostatnio przez niego dowodów.
Drugi twórca Facebooka
Dowody te to e-maile, jakie w 2003 i 2004 roku mieli jakoby wymieniać Ceglia i Mark Zuckerberg. DLA Piper, która podjęła się reprezentowania Ceglii, to renomowana firma prawnicza, która ma 66 biur w 28 krajach i zatrudnia ponad 3700 prawników. Do jej klientów należą największe korporacje świata. Jest ona wymieniana na 39. pozycji wśród 50 najbardziej prestiżowych firm działających na rynku brytyjskim oraz na 53. miejscu 100 najbardziej prestiżowych amerykańskich kancelarii prawnych.
Nic zatem dziwnego, że zanim zdecydowano się na reprezentowanie Ceglii przeprowadzono nie tylko szczegółowe analizy e-maili oraz dysków twardych mężczyzny, ale poddano go też wielogodzinnemu krzyżowemu przesłuchaniu. Później zdecydowano, że dowody przedstawione przez Ceglię są na tyle mocne, iż warto go reprezentować.
Z przedstawionej korespondencji wynika, że wiosną 2003 roku Ceglia dał na Craiglist ogłoszenie, w którym poszukiwał kogoś, kto będzie pracował nad projektem internetowym o nazwie StreetFax. Zgłosił się Zuckerberg. Po negocjacjach dotyczących zapłaty i zakresu obowiązków Zucekerberg powiedział Ceglii, iż sam pracuje nad projektem zwanym "The Face Book" i stwierdził, że jeśli Ceglia go sfinansuje, to otrzyma 50 proc. udziałów. "The Face Book" miał być interaktywną kroniką klasową, przeznaczoną początkowo dla studentów Harvardu, a później miał być oferowany także studentom innych uczelni.
Obaj panowie zgodzili się, że za prace nad StreetFax Zuckerberg otrzyma 1000 USD, a kolejne 1000 USD zostaną przeznaczone na finansowanie "The Face Book" w zamian za połowę udziałów. Ceglia przygotował w domu kontrakt, który miał zostać podpisany 28 kwietnia 2003 roku w Bostonie.
Do podpisania umowy doszło, a Ceglia twierdzi, że ma na to świadka. Umowa przewiduje, że Ceglia otrzyma 50 proc. udziałów w "The Face Book" oraz po 1 proc. za każdy dzień spóźnienia w realizacji projektu liczony od 1 stycznia 2004 roku. Ceglia zapłacił Zuckerbergowi 1000 USD.
Pomiędzy latem 2003 a latem 2004 r. miała ponoć miejsce wymiana e-maili pomiędzy Ceglią a Zuckerbergiem. Omawiali szczegóły obu projektów. W liście z 30 lipca 2003 r. Zuckerberg informuje Ceglię, że udoskonalił wyszukiwarkę w StreetFax i pyta, czy mógłby wykorzystać jej kod do witryny przygotowywanej dla Harvarda (The Face Book). We wrześniu 2003 r. Zuckerberg pisze do Ceglii w sprawie modelu biznesowego The Face Book. Informuje go też, że domeny facebook.com i pagebook.com są zajęte.
Ceglia odpowiada, proponuje własny model biznesowy (utrzymanie bezpłatnego dostępu do witryny i zarabianie na sprzedaży kubków i koszulek).
Pod koniec listopada Zuckerberg pisze alarmujący list do Ceglii, w którym informuje, że dwóch starszych od niego studentów Harvardu (chodzi o braci Winklevossów - który pojawili się w filmie "The Social Network") planuje uruchomienie podobnej witryny, mówi, że udało mu się spowodować, by tymczasowo prace nad nią zostały przerwane i prosi Ceglię o kolejny 1000 USD. W mailu tym padają słowa "facebook project".
Tuż przed startem
Przez resztę roku panowie omawiają projekt The Face Book oraz wspominają o braciach Winklevoss. Następnie 1 stycznia 2004 r. Zuckerberg informuje Ceglię, że serwis jest gotowy, do sieci trafi za kilka tygodni i twierdzi, że nie powinien być karany za opóźnienie. Prosi o aneks do umowy, który będzie zwalniał go z odpowiedzialności za spóźnienie. Ceglia nie zgadza się. Piątego stycznia pyta, kiedy witryna zostanie uruchomiona i stwierdza, iż zaczyna podejrzewać, że Zuckerberg go oszukuje. Grozi, że zadzwoni do jego rodziców. Drugiego lutego Zuckerberg pisze do Ceglii, że 1 proc. udziałów za dzień opóźnienia jest nie w porządku i być może jest to nawet nielegalne. Sugeruje, że udziały powinny rozkładać się po 50 proc.
Ceglia zgadza się na podział 50/50 i ponownie sugeruje Zuckerbergowi sprzedaż koszulek i kubków. W końcu 4 lutego 2004 r. do sieci trafia thefacebook.com. Ceglia jest zadowolony i naciska, by witryna zaczęła zarabiać sprzedając kubki i koszulki.
Dwa dni później Zuckerberg odpowiada: "czuję, że muszę przejąć kreatywną kontrolę i nie mogę ryzykować reputacji moich witryn akceptowaniem twojej propozycji sprzedaży jakichś śmieci studentom. Nie mam też zamiaru marnować czasu na dostarczanie bogatym studentom kubków. Witryna wygląda świetnie i na razie nie obchodzi mnie zarabianie na niej. Chcę zobaczyć, czy ludzie będą ją odwiedzali. Gdybym miał resztę pieniędzy, które jesteś mi winien za dodatkową pracę, którą dla ciebie wykonałem, nie musiałbym w ogóle zarabiać na witrynie. To pieniądze, które mi się należą i są moje. Ceglia się denerwuje, domaga się, by witryna zaczęła natychmiast zarabiać, jeśli nie na kubkach, to przynajmniej na reklamie".
Dwa miesiące później Zuckerberg wysyła do Ceglii list, w którym twierdzi, że zamierza zamknąć "The Face Book", gdyż nie ma czasu nad tym pracować, a strona nie cieszy się popularnością. W rzeczywistości liczba odwiedzających błyskawicznie rośnie.
List Zuckerberga doprowadza Ceglię do wściekłości. Oskarża Zuckerberga o przestępstwa. Obecnie wyjaśnia, że chodziło mu o sabotowanie przez Zuckerberga witryny StreetFax poprzez włamywanie się i zmiany kodu, co doprowadziło do jej zamknięcia. Zuckerberg miał to robić, gdyż Ceglia zapłacił mu tylko umówione 1000 USD, podczas gdy, jego zdaniem, powinien mu dopłacić coś za dodatkowe prace.
Zagubiona umowa
W lipcu Zuckerberg proponuje Ceglii, że zwróci mu 2000 USD, jakie ten zapłacił mu za prace nad StreetFax i The Face Book. Wspomina, że jest w Kalifornii i pracuje. Nie wspomina jednak, że pracuje nad błyskawicznie rozwijającą się firmą o nazwie Facebook. Ceglia twierdzi, że ani nie otrzymał tych pieniędzy, ani nigdy nie zrzekł się swych praw do "The Face Book".
Na podstawie omówionych powyżej e-maili Ceglia mówi, że należy mu się 50 proc. udziałów w Facebooku.
- Wykonaliśmy olbrzymią pracę analizując jego pozew. Sprawdzaliśmy dokumenty zarówno w formie elektronicznej jak i drukowanej - mówi Robert Brownlie, partner w DLA Piper. Badano dyski twarde, przesłuchiwano samego Ceglię. I na tej podstawie zdecydowano, że dowody są mocne.
Brakuje jednak bardzo ważnego dokumentu. Umowy, którą rzekomo podpisali Zuckerbert i Ceglia w kwietniu 2003 roku. Ceglia, o ile ją w ogóle miał, to musiał dość szybko ją zgubić, gdyż już 1 stycznia 2004 roku w odpowiedzi na prośbę Zuckerberga o niestosowaniu zapisów o karze za opóźnienie odpowiedział, że nie pamięta szczegółów umowy. Zuckerberg wysłał mu wówczas jej skan.
Przedstawiciele Facebooka odrzucają w całości twierdzenia Ceglii.
Mariusz Błoński