Do konfiskaty wystarczy jeden piracki plik

Wystarczy jeden piracki program komputerowy, plik muzyczny lub film, aby do naszych drzwi zapukała policja - podaje gazeta "Dziennik".

article cover
INTERIA.PL

Policjanci rozpoczynają swoje śledztwo tak samo, jak internauta rozpoczyna poszukiwania upragnionego pliku - na służbowym komputerze instalowany jest program obsługujący P2P (np. eMule). Potem policjanci szukają jakiegoś popularnego filmu lub płyty, po ich odnalezieniu sprawdzają osoby, które udostępniają dany plik innym internautom. Dalej trzeba sprawdzić, które numery pochodzą z Polski. Reszta przypomina już standardową policyjną robotę - funkcjonariusze kontaktują się z dostawcą internetu (bez jego współpracy się nie obędzie) i poznają adres osoby, która ściąga z sieci. Z listą plików, które zostały nielegalnie ściągnięte z internetu (oraz z nakazem prokuratorskim), policjanci udają się do domu namierzonej osoby.

Jak powiedział "Dziennikowi" Kuba Stachowiak, specjalista ds. internetu i przestępczości komputerowej w Komendzie Głównej Policji, w każdym wielkim mieście już istnieje sekcja zajmująca się przestępczością komputerową. Ich zadaniem jest także walka z piractwem - począwszy od namierzania popularnych osiedlowych sieci, gdzie wymiana plików jest zazwyczaj standardem, aż po dostarczanie danych o pojedynczych użytkownikach.

Oczywiście, po tym jak funkcjonariusze przychodzą sprawdzić komputer podejrzanego o ściąganie z sieci, zazwyczaj wychodzi na jaw, że ma on znacznie więcej nielegalnego oprogramowania. Komputer zostaje zabezpieczony, a o jego losie (i o losie internauty) decyduje sąd. Oskarżony może usłyszeć wyrok zasądzający odszkodowanie z tytuły naprawienia szkody, od kilkuset do 8,5 tysięcy złotych, a także karę do roku pozbawienia wolności - podaje "Dziennik".

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas