E-maile oraz rozmowy w sieci pod kontrolą
W poniedziałek wielkanocny wchodzi w życie unijna dyrektywa, która zobowiązuje wszystkich dostawców internetu do zapisywania danych o wysyłanych e-mailach oraz prowadzonych przez internet rozmowach.
Firmy będą musiały przechowywać te dane przez 12 miesięcy od ich powstania. Analogiczne uregulowania dotyczące zwykłych rozmów telefonicznych już obowiązują. Zarówno dostawcy internetu i telekomy, jak i niektóre państwa członkowskie Unii Europejskiej nie zgadzają się z postanowieniami dyrektywy. Szwecja postanowiła całkowicie ją zignorować, w Niemczech z kolei trwa postępowanie sądowe w tej sprawie.
Unia Europejska zapewnia, że nowa dyrektywa nie zobowiązuje do zapisywania treści e-maili czy nagrywania rozmów internetowych, a władze państw zyskają dostęp do bazy danych jedynie z nakazem sądu. Home Office - brytyjski odpowiednik naszego MSWiA - zapewniło, że odpowiednie zabezpieczenia zostały już wprowadzone. Zobowiązało się także do pokrycia kosztów przechowywania informacji.
Home Office broni się, twierdząc, że wprowadzenie omawianych wyżej postanowień leży w interesie obywateli i ich bezpieczeństwa. Jego przedstawiciel dodał także, że zbierane dane mogą ograniczyć ryzyko kolejnych ataków.
Grupy broniące praw człowieka nie są już jednak takie pewne, czy odpowiednie procedury zostaną zachowane i dane obywateli o ich prywatnej korespondencji nie wydostaną się na światło dzienne. Zarządzać systemem będą bowiem ludzie, a ci są najsłabszym ogniwem, jeśli chodzi o ochronę danych.