Fake news - złoty interes na kłamstwie

Fake news, fałszywe informacje, post-prawda i alternatywne fakty - w sieciach społecznościowych bardzo łatwo natrafić na nieprawdziwe informacje /123RF/PICSEL
Reklama

Wpływają na wyniki wyborów, rujnują reputację światowych organizacji i oszukują miliony ludzi – z jednego tylko powodu: to się opłaca...

Paul Horner i Pawel Bogdanow* pewnie nigdy się nie spotkają – ale są ze sobą w przedziwny sposób związani. Trzydziestoośmioletni Horner mieszka w popularnej części ­Phoenix, stolicy amerykańskiego stanu Arizona.

Czteromilionowa metropolia jest usiana wieżowcami, które mieszczą siedziby najważniejszych amerykańskich firm. Bogdanow mieszka z rodzicami w bloku z wielkiej płyty w macedońskim Weles. To niewielkie miasto liczące 45 000 mieszkańców do niedawna oferowało osiemnastolatkowi tylko jedną możliwość – karierę kelnera. A co ich łączy?

Obaj wczuwają się w nastroje ponad 300 milionów Amerykanów i produkują tzw. fake news, czyli nieprawdziwe informacje, czytane przez setki tysięcy ludzi i rozpowszechniane na portalach społecznościowych. Jakie motywy kierują tymi dwoma mężczyznami? Nie robią tego dla żartu ani dla wspierania swoich politycznych idoli. Fake news to dla nich towar, który przynosi pieniądze. I to niemałe...

Reklama

„Z ostatniej chwili: papież Franciszek popiera Donalda Trumpa”, „W końcu znaleziono dowody: Barack Obama urodził się w Kenii”, „FBI: W 2017 roku Hillary Clinton stanie przed sądem” – w wiadomości z takimi tytułami klikały w zeszłym roku miliony ludzi. I dlatego ich tworzenie przynosi takie zyski, mimo iż nie zawierają nawet krztyny prawdy: – Dzięki banerom reklamowym kasuję około centa za wizytę na mojej stronie – wyjaśnia Bogdanow.

– Miesięcznie wyciągam w ten sposób od 500 do 700 euro. W mieście takim jak Weles, gdzie 70 procent młodych ludzi nie ma pracy, a płaca minimalna kształtuje się w przeliczeniu na poziomie 200 euro, ten nastolatek to krezus. Jednak jego dochody, choć większe niż obojga jego rodziców, to nic w porównaniu z zarobkami Hornera, który prowadzi swój interes znacznie dłużej.

Tylko dzięki Google AdSense – czyli małym ogłoszeniom wyświetlanym automatycznie na jego stronach internetowych – inkasuje ponad 15 razy więcej od Bogdanowa.

A ci dwaj to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Nie ma dokładnych danych liczbowych, które pokazałyby rzeczywiste rozmiary tego problemu.

Ale gdy profesor komunikacji społecznej z Merrimack College w Massachusetts tworzyła listę stron zawierających wątpliwe treści, znalazła ich prawie 1000. Szacuje się, iż w niektóre dni zarabiają one dziesiątki tysięcy dolarów.

W trakcie kampanii wyborczej 2016 roku w USA portale powstawały niczym grzyby po deszczu. Tylko dlaczego twórcy fałszywych newsów skoncentrowali się akurat na ścigających się o fotel prezydencki Trumpie i Clinton? – Szczerze mówiąc, w ogóle nie interesuję się polityką. Po prostu, tak jak wielu moich znajomych, szukałem lekkiej pracy – mówi Bogdanow. – Wypróbowaliśmy wiele opcji, w tym także wiadomości korzystne dla Hillary Clinton i Berniego Sandersa. Ale nic nie sprawdziło się tak dobrze jak Donald Trump.

W zdobyciu uwagi amerykańskich wyborców nie przeszkodził fakt, iż angielski Bogdanowa jest daleki od ideału. Jak sam przyznaje, na początku nie potrafił nawet prawidłowo napisać nazwiska Hillary Clinton. – Jednak wbrew pozorom fake news to nie samograje: trzeba dobrze znać grupę docelową i cały czas monitorować, jakie tematy są aktualnie na topie i jak można ich użyć. Trzeba też dobrze wiedzieć, jak działa Facebook.

Dlatego Bogdanow koncentruje się wyłącznie na USA, choć prawdopodobnie o wiele lepiej uchwyciłby problemy swojej ojczystej Macedonii. – Kliknięcie Amerykanina przynosi średnio cztery razy więcej pieniędzy niż kogoś z innego kraju.

Paul Horner na swoich „fałszywkach” zarabia około 10 000 dolarów miesięcznie – a gdy uda mu się strzał w dziesiątkę, to nawet dziennie. Sam postrzega siebie raczej jako satyryka, lecz sukces zaczyna go powoli przerastać.

– Wcześniej wyglądało to tak: wymyślam jakąś historię, a ludzie, którzy w nią wierzą i przekazują dalej, wychodzą na głupców, gdy okazuje się, że to bujda. Jednak teraz ludzie udostępniają fake news również wtedy, kiedy są to oczywiste kłamstwa.

Uznają je po prostu za prawdziwe. W ogóle nie weryfikują tego, co czytają. To coś nowego i niepokojącego. Nienawidzę Trumpa – ale chyba niechcący pomogłem mu się dostać do Białego Domu. Gdy o tym myślę, robi mi się niedobrze.

Według Judith Donath z Uniwersytetu Harvarda media społecznościowe to integralna część naszego ja: – Dzielimy się rzeczami na Face­booku i Twitterze nie tylko po to, by informować o nich innych lub ich do czegoś przekonać, ale też by zaznaczyć swoją osobowość.

Dlatego Pawel Bogdanow nie martwi się tak bardzo nowymi, ustalonymi przez Facebooka niedawno regułami, zgodnie z którymi fake news powinny być oznaczane specjalnym przyciskiem, np. „Kontrowersyjne”.

– Algorytm nadal nagradza popularne treści, a nie te dobrze udokumentowane. Bardziej problematyczna z punktu widzenia mojego modelu biznesowego jest raczej duża liczba konkurentów. Coraz trudniej będzie się przebić. Ale Pawel wie, że ten rok może być dla niego równie dobry jak poprzedni. W końcu przed nami wybory prezydenckie we Francji i parlamentarne w Niemczech.

Angelę Merkel zna każdy, amunicji więc nie zabraknie. Nasi zachodni sąsiedzi już się szykują na wysyp nieprawdziwych wiadomości – tamtejszy minister spraw wewnętrznych planuje nawet utworzenie centrum obrony przed fałszywymi newsami, które pozwoli uniknąć manipulacji wyborczych...

* Imię i nazwisko zmienione przez redakcję

Światowa stolica fałszywych newsów

Nigdzie indziej nie fałszuje się tylu wiadomości, co tutaj . Weles to niewielkie miasto w Macedonii, które nie ma nawet 50 000 mieszkańców. Od Waszyngtonu dzieli je 8000 kilometrów – a mimo to miało ono prawdopodobnie większy wpływ na kampanię prezydencką w USA niż Tokio, Londyn czy Pekin razem wzięte.

Przez pewien czas było tu zarejestrowanych ponad 150 portali internetowych dystrybuujących fake news. Większość zarabiała na informacjach wspierających Donalda Trumpa i atakujących Hillary Clinton. Powód? Takie najlepiej rozpowszechniały się w internecie. Niektóre z nich miały po pół miliona wejść lub więcej. A za każde można uzyskać średnio 1 centa „wynagrodzenia” w postaci wpływów z reklam. To świetny biznes w biednym macedońskim mieście.

„Fałszerz wiadomości” ma dochód ok. 4–5 razy większy niż pracownik fabryki. – Przetrząsamy cały internet w poszukiwaniu pomysłów, doniesień i danych. Z reguły kopiujemy te rzeczy, zestawiamy w nową całość i wymyślamy jak najbardziej krzykliwy tytuł – nie zawsze ma on zresztą wiele wspólnego z treścią – wyjaśnia Pawel Bogdanow* z Weles, który dzięki fake news zarabia kilkaset euro miesięcznie.

Szacuje się, że ponad 100 mieszkańców miasta utrzymuje się z fabrykowania informacji – stało się z tego powodu znane na całym świecie.

Czy Facebook również zarabia na fałszywych newsach?

„Ponad 99% treści zamieszczanych na Facebooku nie jest sfałszowanych”. W ten sposób Mark Zuckerberg próbował początkowo zbagatelizować problem fake news. Nic dziwnego, skoro stanowią one niezły interes także dla Face­booka.

Model biznesowy portalu społecznościowego nawet w 90 procentach opiera się na reklamie. Im więcej czasu użytkownicy spędzają na Facebooku, tym wyższe obroty. I nieważne, czy poświęcają go na czytanie, komentowanie oraz rozpowszechnianie fałszywych czy też sprawdzonych wiadomości. Na każdym ze swoich 1,8 miliarda użytkowników Facebook zarabia średnio 16 dolarów rocznie.

Facebook zamierza  wkrótce wprowadzić możliwość zgłoszenia każdego opublikowanego linku jako fake news. Jeśli takich zgłoszeń pojawi się wiele, nie zostanie on usunięty, ale bezpośrednio pod nim pojawi się czerwony wykrzyknik z komunikatem ostrzegającym, że podana informacja może mijać się z prawdą. Więcej informacji tutaj.

Czym są fake news? Definicja w 6 punktach

Fake news to celowo produkowane fałszywe doniesienia, wykorzystujące mechanizmy mediów społecznościowych. Często stawiają na silne emocje, w tym strach i oburzenie, np. za pomocą sfałszowanych opisów osobistych przeżyć, takich jak gwałt rzekomo zatuszowany przez policję.

Fake news sprytnie mieszają prawdę z kłamstwem. Są osnute na autentycznych wydarzeniach, takich jak np. kradzież maili Hillary Clinton, kandydatki na prezydenta USA. Choć wyciek danych faktycznie miał miejsce, to pewne cytowane w fałszywych wiadomościach treści już nie.

Fake news często wykorzystują uprzedzenia, by uzyskać jak największy zasięg – dzięki czemu „fałszerze wiadomości” zarabiają na reklamach zamieszczonych na swoich stronach internetowych. I tak np. fikcyjne podpalenie kościoła w niemieckim Dortmundzie umacnia stereotyp, iż uchodźcy reprezentują agresywny odłam islamu.

Fake news to nie to samo co fałszywe doniesienia. Media ponoszą odpowiedzialność za fałszywe doniesienia na gruncie prawa prasowego, fake news zaś uchodzą za opinie wyrażane przez osoby prywatne. W końcu każdy ma prawo twierdzić, iż Ziemia jest płaska. Mimo to przedostają się one czasem do prasy, jeśli dziennikarze nie zbadają tematu wystarczająco dokładnie.

Granica dzieląca fake news od satyry jest płynna. Wielu twórców fałszywych newsów usprawiedliwia się absurdalnością swoich twierdzeń, w które nikt na poważnie nie mógłby uwierzyć – jak np. w to, że Izrael groził atakiem atomowym na Pakistan.

Osoby stojące za portalami szerzącymi fake news często pozostają niezależne. Wiele stron jest zarejestrowanych za granicą, co utrudnia poszukiwanie ich autorów. Do szerzonych przez nie kłamstw zalicza się na przykład satanistyczna sieć Hillary Clinton lub opłacanie demonstrantów.

Idealny kozioł ofiarny

Anas Modamani w 2015 roku uciekł z Syrii i trafił do jednego z berlińskich schronisk dla uchodźców – selfie, jakie zrobił sobie z kanclerz Angelą Merkel, stało się symbolem niemieckiej otwartości.

Potem zdjęcie zaczęto jednak wykorzystywać do różnych fake news. Modamani miał być rzekomo zamieszany w kilka zamachów terrorystycznych. Syryjczyk walczy teraz przed sądem z Facebookiem, domagając się odszkodowania za szerzenie tych fałszywych doniesień.

Gdy fake news zmieniają się w real news

Czwarty grudnia 2016 roku. Edgar Madison Welch wdarł się z karabinem do waszyngtońskiej pizzerii Comet Ping Pong i wycelował w jednego z pracowników. Oddał nawet strzał, na szczęście nikogo nie ranił.

Skłoniły go do tego fałszywe newsy, głoszące, że w piwnicy restauracji działa międzynarodowa grupa pedofilska, w którą zamieszana jest również Hillary Clinton.

Taką wiadomość przekazywano sobie na licznych portalach społecznościowych i była ona źródłem teorii spiskowej zwanej Pizzagate.

Sprawdź, o czym jeszcze można przeczytać w nowym numerze "Świata Wiedzy"

Świat Wiedzy
Dowiedz się więcej na temat: fake news | Facebook
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy