Gadżety groźne dla sieci
Zdaniem Jonathana Zittraina, profesora z Oxford University, rosnąca popularność takich gadżetów jak iPhone, Blackberry czy Xbox zagraża internetowi. W swojej książce "The Future of the Internet and How to Stop It" profesor pisze, że tego typu "sterylne" - jak je nazywa - urządzenia, zabijają kreatywność i zmieniają internautów w pasywnych użytkowników technologii.
Profesor Zittrain zauważa bowiem, że dotychczas użytkownicy samodzielnie zmieniali technologie oferowane przez wielkie firmy. Teraz coraz częściej korzystają z urządzeń, których nie można kreatywnie wykorzystać, a coraz liczniejsze przepisy coraz bardziej ograniczają swobodę.
- Nie chcę oglądać świata, w którym swobodnie czują się tylko eksperci, a ci, którzy nimi nie są mają wybór pomiędzy tym, co ich ogranicza, a tym, czego nie rozumieją - mówi Zittrain.
Profesor, który jest specjalistą ds. zarządzania i regulacji w Oxford Internet Institute mówi, że siłą internetu jest jego prostota i otwartość. Każdy chętny może go kształtować na własną modłę za pomocą domowego komputera. Teraz to się zmienia. Zittrain porównuje pierwszy masowo produkowany komputer domowy, Apple II, z obecną ofertą Apple, czyli iPhone'em.
iPhone to dla profesora typowe urządzenie na uwięzi. Naukowiec wyjaśnia ten termin: to urządzenia, które są łatwe w użyciu, ale bardzo trudno zrobić z nimi coś, czego nie przewidział producent. Są na uwięzi, gdyż ich producent może zdalnie je zmieniać. Na długo po tym, gdy opuściło jego fabrykę czy magazyn.
Drugim, obok gadżetów, problemem, jest strach przed niebezpieczeństwami. Obecnie olbrzymia część komputerów jest pilnie strzeżona, a ich użytkownicy nie mogą dowolnie eksperymentować. A to właśnie swoboda i możliwość sprawdzenia własnych pomysłów umożliwiły powstanie ogólnoświatowej sieci.
Zittrain uważa, że internet w obecnym kształcie można jeszcze uratować. Konieczne są jednak zmiany społeczne. Ludzie powinni postrzegać się jako aktywni uczestnicy sieci, a nie pasywni odbiorcy. Powinni też sprzeciwiać się kolejnym regulacjom.
Mariusz Błoński