Hakerzy NSA mogą kontrolować sieć Wi-Fi z odległości 13 km

Nie milkną echa ujawnionych ostatnio przez "Der Spiegel" doniesień na temat szpiegowskich praktyk amerykańskiej agencji NSA.

Podczas odbywającej się w Hamburgu konferencji cyberbezpieczeństwa Chaos Communications, jeden ze współautorów głośnego artykułu w "Spieglu" - Jacob Appelbaum - ujawnił, że wśród praktyk NSA było zdalne infekowanie sieci Wi-Fi oprogramowaniem szpiegującym. Amerykańska agencja miała tego dokonywać przy pomocy urządzeń o zasięgu do ok. 8 mil, montowanych w samochodach lub (podobno) nawet na dronach.

Metoda ta miała być wykorzystywana m.in. do szpiegowania Juliana Assange'a podczas jego pobytu w ambasadzie Ekwadoru w Londynie. Jej goście zaskoczeni byli podobno wiadomościami powitalnymi pochodzącymi z sieci telekomunikacyjnej Ugandy. Okazało się, że jej źródłem jest umieszczone na dachu szpiegowskie urządzenie, udające komórkową stację bazową. Prawdopodobnie NSA... zapomniała je sformatować i usunąć dane pochodzące z wcześniejszych działań w Ugandzie.  

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: NSA | szpiegostwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy