Harry Potter padł ofiarą piratów

"Harry Potter i Zakon Feniksa" trafiły do internetu. Nie ma w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że chodzi o serwis Google Video.

article cover
AFP

Ściągnięcie filmu przy pomocy P2P wymaga podstawowej wiedzy o obsłudze komputerowych aplikacji, włączenie filmu w serwisie Google Video już nie. I chociaż jakość takiego materiału w wersji flash jest naprawdę słaba - nie licząc faktu, że jest to piracka kopia - to internauci nie mają nic przeciwko tego typu problemom.

Co innego organizacje, których zadaniem jest stanie na straży praw autorskich. National Legal and Policy Center (NLPC), jedna z tego typu instytucji, przez weekend regularnie sprawdzała serwis Google, informując administratorów o naruszeniach prawa. Jak się miało okazać, były to bardzo pracowite dni.

Zresztą podobnie było przez cały ostatni miesiąc - NLPC bawiło się z internautami w chowanego. Ktoś wrzucił do internetu cały film, NLPC go znalazło, informowało o tym administratorów - film znikał, aby kilka godzin później znowu powrócić "na antenę". I tak w kółko. Dla NLPC najgorsze jest jednak to, że filmy ciągle umieszczają te same osoby, a organizacja nie może im nic zrobić.

Obrońcy praw autorskich twierdzą, że wrzucanie całych filmów do amerykańskich serwisów wideo staje się powoli nowym trendem, równie niebezpiecznym dla branży, co wymiana plików dzięki P2P.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas