Jestem, więc ściągam - pokolenie P2P

Internauta, czyli złodziej? Więcej niż połowa korzystających z sieci ściąga pliki naruszając prawo autorskie. P2P stało się stylem życia.

article cover
INTERIA.PL

Pokolenie P2P

Jeszcze jakieś pięć lat temu każdy większy stadion, giełda RTV czy hala targowa podczas weekendu tętniły życiem. Młodzi i starsi przyjeżdżali co tydzień kupować nowe filmy, sprawdzać gry i wybierać świeże płyty. Po co jednak płacić za i tak kradzione materiały, skoro można wszystko ściągnąć z sieci? Jak się okazuje, wymiana plików godzi nie tylko w wielkie koncerny czy w hollywoodzkich producentów, ale także w naszych lokalnych piratów.

W sieciach peer-to-peer dochodzi do nielegalnej wymiany niemal 20 miliardów nagrań muzycznych rocznie. Tygodniowo pobieranych jest około 5 milionów utworów. Branża muzyczna traci rocznie niemal 4,5 miliarda dolarów, filmowa - ok. 6 miliardów. Ponad połowa użytkowników P2P to ludzie młodzi, także dzieci, których rodzice w większości przypadków nie wiedzą, co robią ich pociechy. Są jednak tacy, którzy ściągają pliki wraz z dziećmi, prosząc o "załatwienie" najnowszych filmów czy gier. Bo "pokolenie P2P" nie zna tak naprawdę podziału na wiek...

Kiedy na początku roku Telekomunikacja Polska zlikwidowała limity ilości ściągniętych danych, większość abonentów zaczęła mieć problemy z szybkością transferu, a nawet z samym uruchomieniem usługi. Powód? Zbyt wielu fanów wymiany plików postanowiło skorzystać z "gestu" Telekomunikacji, rozpoczynając jednocześnie ściąganie z sieci. Łącza wykorzystywane do obsługi neostrady tp nie wytrzymały takiego przeciążenia. Dopiero po kilku dniach, kiedy gorączka P2P opadła, sytuacja wróciła do normy. O ile można to nazwać normą.

Według ostatnich badań, dla ponad połowy internautów sieć kojarzy się przede wszystkim z P2P.
AFP

Równie łatwo było "rozbić" takie społeczności w dobrze zorganizowanych akademikach, gdzie studenci wymieniali się plikami korzystając z sieci lokalnych. Faktem jest, że policja często przy okazji konfiskowała także twarde dyski z pracami magisterskimi i - podobnie jak w przypadku nalotów na domy internautów - także komputery studentów trafiały do policyjnych magazynów. Kolejne wizyty policji w różnych regionach kraju rozpoczęły prowadzoną również na łamach portalu INTERIA.PL dyskusję o tym, co można ściągać z sieci, a co nie. Ruch P2P dał nawet początek partii politycznej.

Z chęci obrony osób korzystających z wymiany plików, a także z walki o akceptację dla P2P narodziła się najpierw szwedzka, a potem polska Partia Piratów, która ma być "oddolnym ruchem na rzecz otwartego społeczeństwa informacyjnego oraz ochrony praw konsumentów do dóbr kultury". Jej twórcy, na czele z liderem - Błażejem Kaczorowskim, zapowiadali start w wyborach. Na razie nie słychać o nich zbyt wiele, ale taki pseudopolityczny akt pokazał zdolność do mobilizacji polskich internautów. Ci ostatni dali o sobie znać,, kiedy organy ścigania zamknęły najpopularniejszą stronę z napisami do filmów - napisy.org. Społeczność internautów stanęła murem za P2P: począwszy od setek komentarzy na stronach naszego portalu, po "odwetowy" atak na stronę polskiej policji. Takie zachowanie nie jest bynajmniej jedynie polską specyfiką.

Wojna o MP3

Zanim nowy sezon serialu '24 godziny' trafi do Polski miną 2 lata. Z sieci można go ściągnąć od razu
materiały prasowe

Problem internetu i piractwa urósł już do takich rozmiarów, że Australijskie Stowarzyszenie Przemysłu Muzycznego ARIA przygotowało specjalny projekt, który mówi o większym zaangażowaniu dostawców usług internetowych w walkę z piractwem. Na czym miałby on polegać? Otóż ARIA zaproponowała zastosowanie radykalnej kuracji polegającej na odcinaniu dostępu do internetu osobom, które łamią prawa autorskie. Organizacja argumentuje to faktem, że skoro ściąganie jest nielegalne, a dostawcy zobowiązują się, że internet nie może być wykorzystywany do łamania prawa, to ściągający z sieci powinni zostać odcięci od internetu.

Podobną walkę, ale na znacznie większą skalę, prowadzi Waszyngton. Od ponad roku USA domagały się zamknięcia serwisu sprzedającego pirackie pliki MP3 - AllofMP3. Był to jeden z warunków przystąpienia Rosji do Światowej Organizacji Handlu. Serwis, owszem, został zamknięty, ale rosyjski sąd orzekł, że twórcy AllofMP3 nie naruszyli prawa. Szybko podjęto decyzję o reaktywacji internetowego "sklepu", co spotkało się z łatwym do przewidzenia oburzeniem Stanów Zjednoczonych. Wojna podjazdowa o rosyjski serwis z nielegalną muzyką to coś więcej niż tylko spór o piractwo. Akceptacja praw autorskich w wolnorynkowej gospodarce ma obecnie tak samo ogromne znaczenie, jak poszanowanie praw człowieka czy walka z terroryzmem. Kraje nie wypowiadające jednoznacznej wojny piractwu szybko trafiają na "czarną listę".

Nie bez znaczenia są tu gigantyczne pieniądze. Sieć P2P jest ciosem wymierzonym zarówno w główne nurty rozrywki, jak i w konkretne jej nisze. Przedstawiciele branży porno twierdzą, że na internetowym piractwie tracą rocznie około 2 miliardów dolarów. Wytwórnie zajmujące się produkcjami kinowymi dla starszych widzów myślą o powołaniu kolektywnej organizacji, która broniłaby ich praw i polowała na internautów. Mowa nawet o założeniu forum, na którym prezentowano by zarzuty i dowody obciążające ściągających z sieci. Tego typu pomysły pozostają jednak na razie w sferze spekulacji.

Ściąganie to moda. Kupienie legalnej muzyki czy oryginalniej gry jest postrzegane jako 'obciach'.
AFP

Firmy, takie jak BitTorrent , znalazły sposób na to, by przekształcić napisane przez siebie programy w twardą walutę. Zamiast wykorzystywać wymianę plików do łamania prawa, BitTorrent i jemu podobne firmy postanowiły otworzyć sklep z filmami i muzyką. Sieć peer-to-peer stała się w tym przypadku platformą w pełni oficjalnej dystrybucji. Można powiedzieć, że ściąganie naruszających cudze prawa autorskie materiałów otworzyło drogę dla nowych, legalnych kanałów sprzedaży. Dzisiaj internetowe sklepy, oferujące filmy i muzykę, chociażby Fulmido, zaczynają funkcjonować na równi z wypożyczalnią czy sklepem z filmami.

- Czyszczę dysk średnio co dwa tygodnie, większość materiałów wypalam na płytki, chociaż części z nich nigdy nie sprawdzę. Po prostu nie mam czasu - podsumowuje swoje nocne ściąganie cytowany na początku tego artykułu internauta.

Tak oto łapczywe pobieranie coraz większej ilości danych z P2P doprowadziło do sytuacji, w której ściągający z sieci ma do swojej dyspozycji więcej multimediów niż wolnego czasu. Dlatego owo błędne koło w końcu musi się kiedyś zatrzymać i wcale nie będzie potrzeba do tego policja.

Ściągać czy nie ściągać? Porozmawiaj o tym z innymi internautami!