Koniec tworzenia fikcyjnej rzeczywistości. Nawet 10 lat więzienia za sianie fake newsów
Takie kontrowersyjne przepisy weszły właśnie w życie w Singapurze, którego władze chcą w ten sposób ukrócić szerzenie w internecie nieprawdziwych i wymyślonych informacji.
Na nic zdały się protesty organizacji broniących wolności słowa z całego świata, bo singapurski parlament podjął już decyzję - rządzący mogą zamieszczać przy tekstach adnotacje, że ich zdaniem informacje nie są prawdziwe, nakazać wprowadzenie zmian w tekstach czy usunięcie konkretnych treści. Co więcej, rząd może karać internautów za szerzenie fałszywych wiadomości, co samo w sobie nie jest jeszcze bardzo kontrowersyjne, tyle że…
… to ten sam rząd będzie decydować, czy wiadomości są prawdziwe, czy też fałszywe, więc nowa ustawa może być bardzo niebezpiecznym narzędziem w jego rękach. Oczywiście ustawodawcy bronią swojego prawa, wskazując na niebezpieczeństwa płynące z fake newsów oraz popularność, jaką te cieszą się przy okazji różnych wydarzeń, np. politycznych wyborów. Co więcej, rząd zapewnia, że każdy będzie miał prawo do zaskarżenia jego decyzji i szukania sprawiedliwości przed sądem, a ustawą nie zostały objęty teksty opiniotwórcze czy satyryczne, więc nie podstaw do obaw o wolność internetu.
A jak wyglądają kary za nieprzestrzeganie nowych regulacji? Nie da się ukryć, że są bardzo surowe, bo mówimy tu o nawet 10 latach więzienia i grzywnie do 1 mln dolarów singapurskich (ponad 700 000 USD), co samo w sobie może być dla wielu osób wystarczającą „zachętą”, by w ogóle zaprzestać dziennikarskiej czy internetowej działalności. A jeśli weźmiemy pod uwagę, że Singapur pod względem wolności prasy jest jednym z najmniej przyjaznych krajów świata (w rankingach nawet za Rosją i Wenezuelą), to nic dziwnego, że nowe prawo budzi obawy nie tylko mieszkańców, ale i organizacji międzynarodowych, jak Amnesty International.
Jak informuje agencja Agence France Presse (AFP), największe koncerny technologiczne świata z siedzibami w Singapurze, które mają w swoim portfolio serwisy społecznościowe, dostały czas, by dostosować się do wprowadzonych w Singapurze zmian, ale po okresie ochronnym będą musiały się do nich stosować jak każdy inny obywatel. Jak twierdzi Kirsten Han, redaktor naczelna strony New Naratif, trudno jednak przewidzieć, jak będzie to później działać: - To prawo jest tak szerokie, że trudno stwierdzić, jak będzie stosowane.
Źródło: GeekWeek.pl/rmf24