Technologia dla potrzebujących

Co zrobić z osobami, które nie potrafią obsługiwać komputera? Czy organizacja dobroczynna może używać starego Windowsa? Do walki z technologicznym wykluczeniem coraz częściej wkraczają prywatne firmy.

Wielkie firmy oraz rząd muszą pomóc tym, których technologia wykluczyła ze społeczeństwa
Wielkie firmy oraz rząd muszą pomóc tym, których technologia wykluczyła ze społeczeństwaAFP

Okazuje się, że - jak zwykle, tak i w tej kwestii - najlepiej wziąć sprawy w swoje ręce. A jeszcze lepiej: wykorzystać istniejące już możliwości.

Cuda zrealizowane

To nie rząd centralny, ale lokalne społeczności najlepiej wiedzą, czego im potrzeba. "Właśnie dlatego w gminie Sokółka nadajnik sieci bezprzewodowej umieszczono na wieży ciśnień, a drugi na wieży straży pożarnej" - donosi "GW". Za 2 tys. miesięcznie (koszty pokrywa gmina) dostęp do bezprzewodowego internetu ma ponad tysiąc mieszkańców. Kiedy na wieży kościelnej zamontowany zostanie kolejny nadajnik - liczba internautów z Sokółki jeszcze wzrośnie.

Opisywana gmina to tylko jeden z przykładów, które można mnożyć. Jednak sam internet nie wystarczy - trzeba przede wszystkim umieć posługiwać się komputerem. Brak stosownej wiedzy jest gigantycznym problemem. Tutaj do akcji wkraczają takie projekty, jak "Edukacja informatyczna - Twoja szansa na zatrudnienie", realizowany przez Fundację Rozwoju Rolnictwa, Wsi i Obszarów Wiejskich przy współudziale władz lokalnych. Ponieważ sama organizacja rządowa nie posiada odpowiednich środków i zasobów, by skutecznie realizować ten projekt, do programu włączył się polski oddział Microsoftu.

Mój pierwszy list

Teresa Burdzińska przez dziesięć lat pracowała jako urzędniczka, kiedy jej dwuletni syn poważnie zachorował. Pani Teresa spędziła kilka tygodni w szpitalu przy jego łóżku, kosztem utraty pracy. Powrót do rzeczywistości okazał się bolesny: - Przyjmowali jedynie pracowników, którzy potrafią posługiwać się komputerem - wspomina Burdzińska.

O programie "Edukacja informatyczna..." zwolniona z pracy urzędniczka dowiedziała się od proboszcza. Początkowo ze sporą rezerwą pani Teresa zgodziła się skorzystać z pomocy. Podczas szkolenia nauczyła się obsługi podstawowych programów oraz internetu. Wraz z nią w obu edycjach programu udział wzięło prawie dwa tysiące potrzebujących technologicznej edukacji. Maria Wróblewska, prezes Fundacji Rozwoju Rolnictwa, Wsi i Obszarów Wiejskich, wspomina, że uczestnicy szkoleń najczęściej zwracali się do organizatorów, mówiąc: "To pierwszy list, jaki napisałam w życiu przy pomocy komputera". Zdaniem prezes fundacji, projekt odniósł sukces, ponieważ "zrealizowany został bezpośrednio dla ludzi".

Pomoc z góry

Logo programu Microsoft Unlimited Potential
materiały prasowe

Wykluczenie technologiczne okazuje się jednym z największych zagrożeń rynku pracy. Osoba nie posiadająca wiedzy z zakresu obsługi komputera ma nie tylko utrudnioną sytuację na rynku pracy, ale i sama czuje się gorsza od pozostałych bezrobotnych. Właśnie do osób pozostających na technologicznym marginesie skierowana jest inicjatywa Microsoft Unlimited Potential - Społeczny Program Umiejętności Technologicznych, z którego skorzystała m.in. pani Teresa.

W ramach programu Microsoft Unlimited Potential organizacje pozarządowe mogą pozyskiwać granty, składające się ze środków finansowych, oprogramowania oraz pakietów dydaktycznych do nauczania technologii teleinformacyjnych. Na projekt Fundacji Rozwoju Rolnictwa, Wsi i Obszarów Miejskich firma Microsoft przekazała grant o łącznej wartości 188 tys. dolarów.

Filantropia czy marketing?

Pomysł Microsoftu co bardziej złośliwi z chęcią nazwaliby "marketingową filantropią". Osoby, którym pomogły tego typu projekty, mają jednak zgoła odmienne zdanie na ten temat. Nie można ukryć, że Microsoft - posiadając większe środki - ma szansę na realizację zakrojonych na większą skalę projektów, ale po zakończeniu kursu nie ma znaczenia to, kto tak naprawdę pomagał. O wiele ważniejsze jest to, czego nauczono słuchaczy.

OLPC, czyli projekt taniego notebooka dla najmłodszych w krajach Trzeciego Świata
AFP

Niektóre szkoły podchodziły do pomysłu ze sporym dystansem - wolne oprogramowanie, chociaż stanowi alternatywę dla płatnych aplikacji, nie jest dobrze rozpoznawane. Bardzo możliwe jednak, że cała akcja odbiła się pozytywnym echem w Ministerstwie Edukacji Narodowej.

Ciało pedagogiczne za zmianami

W lipcu MEN wydało komunikat, w którym znajdujemy takie zdanie: "OpenOffice, dystrybuowane nieodpłatnie, jest produktem dostatecznie dojrzałym i zaawansowanym zarówno dla potrzeb edukacyjnych, jak i dla zastosowań biurowych w sektorze edukacji i nauki". Zatem ministerstwo oficjalnie potwierdziło, że w szkole jest miejsce na wolne oprogramowanie.

Co więcej - dzięki zerowym opłatom można spokojnie powiedzieć, że open source zostało wręcz stworzone dla organizacji pozarządowych (NGO), które muszą nieustannie zmagać się z finansami. Jeśli jednak dana NGO nie chce korzystać z darmowego oprogramowania - z pomocą przychodzi Microsoft.

- Jestem wiernym użytkownikiem oprogramowania Microsoft i bez arkusza kalkulacyjnego Excel czy edytora tekstów Word nie wyobrażam sobie mojej pracy - opowiada Janina Ochojska, prezes Fundacji Polska Akcja Humanitarna. Jej organizacja - w ramach grantu - otrzymała od Microsoftu oprogramowanie o wartości 300 tys. złotych.

Liczy się pomoc

Dystrybucja Linuksa zamiast Windows w szkolach i instytucjach NGO?   fot. David Villalobos
stock.xchng

Drugim programem Microsoftu dla organizacji pozarządowych jest Microsoft Authorized Refurbisher (MAR), który umożliwia pozyskanie legalnego systemu operacyjnego do komputerów pochodzących z darowizn. Poprzez MAR-y, czyli ośrodki autoryzowane przez Microsoft do instalowania oprogramowania na regenerowanych komputerach, organizacje mają dostęp do legalnych wersji Windows i innych programów.

- Istotne jest umożliwienie sektorowi NGO dostępu do technologii i narzędzi pracy po to, aby działania podejmowane na rzecz poprawy jakości naszego życia były coraz bardziej skuteczne - mówi Monika Chojnacka, dyrektor zarządzający fundacji "ABCXXI - Cała Polska czyta dzieciom", która skorzystała z obu programów.

- Odpowiedzialność biznesu to nie zwykły slogan czy moda. To strategia biznesu, którą konsekwentnie staramy się realizować w Microsoft - mówi Marek Kosycarz, dyrektor ds. odpowiedzialności społecznej w polskim oddziale giganta z Redmond.

Często widząc dobroczynne bankiety, myślimy: "Dlaczego nie przeznaczyć pieniędzy potrzebnych na zorganizowanie tej imprezy dla potrzebujących?". Niekiedy podczas bankietu udaje się zebrać więcej pieniędzy niż kosztuje przyjęcie...

Niezależnie od tego, czy potrzebującym technologii wychodzi naprzeciw Fundacja Wolnego i Otwartego Oprogramowania, czy Microsoft, to zawsze liczy się jedynie fakt, że otrzymują oni pomoc. Marka nie powinna mieć tutaj znaczenia.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas