Wpadka NATO na Facebooku

O zagrożeniach, związanych z serwisami społecznościowymi, opublikowano już tysiące artykułów, poradników i wypowiedzi mniej lub bardziej wiarygodnych ekspertów. To wszystko na nic! Okazuje się, że na najprostsze sztuczki daje się nabrać nawet generalicja NATO.

Wysocy oficerowie NATO również nie grzeszą zbytnią ostrożnością w sieci
Wysocy oficerowie NATO również nie grzeszą zbytnią ostrożnością w sieciAFP

Podstawowe zasady bezpieczeństwa lekceważą nie tylko zwykli użytkownicy, ale również ludzie, którzy w teorii za bezpieczeństwo - nie tylko internetowe - odpowiadają. Jak donosi "The Telegraph", urokom serwisu społecznościowego ulegli między innymi wysokiej rangi oficerowie NATO i przedstawiciele brytyjskiego Ministerstwa Obrony Narodowej.

W samym fakcie posiadania konta na Facebooku nie byłoby jeszcze nic złego - generał też człowiek i pomiędzy bombardowaniami przedmieść Trypolisu czy polewaniem napalmem pól makowych w Afganistanie może mieć ochotę na urządzenie domku marzeń w Simsach albo zabawę w burmistrza w CityVille. Problem polega na tym, że oficerowie popełnili pierwsze głupstwo, w ogóle rejestrując swój profil. Drugim głupstwem było wypełnienie go i uzupełnienie informacji o sobie. Trzecim, największym, było zaprzyjaźnienie się z chińskimi szpiegami.

Chińscy szpiedzy zastosowali przy tym niesłychanie wyrafinowany podstęp (tak, to miała być ironia) - stwierdzili, że nazywają się admirał James G. Stavridis, czyli Naczelny Dowódca Wojsk Sojuszniczych NATO w Europie, dowodzący m.in. niedawną operacją w Libii. Kto nie chciałby zostać kumplem szefa? Jak się okazuje, zasady typowe dla korporacji znajdują zastosowanie również w NATO i oficerowie na wyścigi rzucili się z zaproszeniami.

Admirał okazał się łaskawym dowódcą i przyznawał się do znajomości, zyskując dostęp do osobistych informacji swoich przyjaciół - adresów, nieoficjalnych maili, numerów telefonów i tych wszystkich danych, które użytkownicy Facebooka z lubością pracowicie uzupełniają w sobie tylko wiadomym celu.

Gdy cała sprawa wyszła na jaw, przedstawiciele NATO nabrali wody w usta, unikając komentarzy. Nieoficjalne wypowiedzi wskazują, że za sprawców tej prostej, ale w przypadku wojskowych zupełnie wystarczającej prowokacji uznano "grupę opłacaną przez chińskie władze".

Komunikat w tej sprawie, wydany przez SHAPE (Naczelne Dowództwo Połączonych Sił Zbrojnych NATO w Europie) nie zawiera niczego istotnego. Stwierdzono w nim to, co i tak jest oczywiste - że działania osób podszywających się pod admirała nie były akcją szpiegowską ani atakiem hakerów i że nie doszło do ujawnienia tajemnic Sojuszu. Mimo tego "The Telegraph" trafnie podsumował - incydent jest "mocno zawstydzający".

Po ujawnieniu wpadki podjęto środki zaradcze - dowództwo NATO nakazało swoim pracownikom upublicznić profile na Facebooku tak, aby nie pozostawiać wątpliwości kto jest kim w serwisie społecznościowym.

Łukasz Michalik

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas