Administracja Busha zadecyduje o losie Microsoftu?
Niemiła niespodzianka spotkała prawników Microsoftu, którzy w trakcie przesłuchań w ramach toczącego się procesu musieli wysłuchać kolejnego świadka. Uważany przez nich za "niegroźnego", były menedżer Intela, Steven McGeady, zaatakował bowiem przed sądem Microsoft jeszcze ostrzej niż świadkowie zeznający wcześniej. Nazwał firmę "złą i szkodliwą korporacją" i powiedział, że w 1995 roku Microsoft ponoć groził Intelowi przerwaniem współpracy, jeśli producent procesorów natychmiast nie zaprzestanie prac nad własnym oprogramowaniem multimedialnym.
Wygląda na to, że sędzina Kollar Kotelly zakończy te jednostronne przesłuchania wcześniej niż przewiduje "rozkład jazdy". Ponieważ jednak zeznania świadków najprawdopodobniej burzą jej strategię doprowadzenia do ugody za wszelką cenę - w międzyczasie sędzina zwróciła się z prośbą o decyzję w sprawie sankcji przeciwko Microsoftowi do Ministerstwa Sprawiedliwości USA (DOJ), podpierając się argumentem, że cały proces rozpoczął się właśnie od wniosku sadowego złożonego przez DOJ. Sędzina pyta, czy prokuratorzy dziewięciu stanów mają w ogóle prawo domagać się kary. (Prokuratury stanowe przyłączyły się do procesu później, a zatem, zdaniem Kollar Kotelly, nie są głównym oskarżycielem. W świetle amerykańskiego prawa, mimo propozycji ugody, do momentu wydania ostatecznego werdyktu - jest nim nadal DOJ). Ministerstwo ma czas do 15 kwietnia na odpowiedź. "Odpowiedni komentarz wydamy po dokładnym zapoznaniu się z pismem sędziny Kollar Kotelly" - powiedziała rzecznik DOJ - Gina Testimona.