Jaka kara za e-przestępstwa? Granice absurdu

Przestępstwa należy karać. Co do tego wszyscy są chyba zgodni. Nawet wtedy, jeśli są to "tylko" przestępstwa popełnione w internecie. Większość zgodzi się jednak także z tezą, że kara nie powinna być zbyt ostrą represją, a jedynie środkiem wychowawczym - adekwatnym do popełnionego czynu. Niestety, w ostatnich latach daje się zauważyć trend do jak najostrzejszego karania przestępstw internetowych. W USA przekroczono już przy tym granice śmieszności. A kiedy zostanie przekroczona granica absurdu?

W początkach internetu prawo nie przewidywało kar za przestępstwa sieciowe. Zachęcało to niektórych użytkowników do działań niezbyt, nazwijmy to, etycznych. Początkowo była to zabawa polegająca na "przechytrzeniu" przeciwnika. Zdolny informatyk mógł się potem pochwalić kolegom tym, że włamał się na stronę internetową jakiejś firmy. Gdy jednak zabawa przekształciła się w wyrządzanie szkód - nieważne: czy niszczenie danych, czy okradanie sieciowej ofiary - w roku 1998 powstał osławiony akt prawny DMCA.

Ustawa ta, stworzona przez polityków dla których komputer nierzadko jest "szatańskim wynalazkiem" - gdyż go nie znają i wolą obchodzić go z daleka, jest na tyle ogólnikowa, że zdolny prawnik potrafi podciągnąć pod nią prawie wszystko. Coraz częściej jest to zdecydowanie nadużywane. Byłoby to może i śmieszne, gdyby nie fakt, że w ten sposób przestępcą może stać się praktycznie każdy użytkownik komputera.

Do niedawna najbardziej znanymi osobami ukaranymi za przestępstwa sieciowe byli: twórca pierwszego naprawdę groźnego wirusa - Melissa - David Smith oraz hacker Kevin Mitnick. O ile w pierwszym wypadku kara 20 miesięcy dla twórcy niszczącego robaka została uznana za "społecznie uzasadnioną" - tak w przypadku Mitnicka faktycznie poczynione przez niego szkody były znacznie mniejsze, niż "udowodnione" w trakcie procesu 80 milionów USD, zatem wyrok 10 lat więzienia i wysokiej grzywny był dla świata komputerowego szokiem.

Mitnick został wypuszczony po ponad pięciu latach za "dobre sprawowanie", przez kolejne trzy lata miał jednak zakaz dotykania komputera. Kolejni piraci i hackerzy skazywani byli na kary od roku do pięciu lat (plus grzywna) - i wydawało się, że odsiadka Mitnicka będzie rekordem wszech czasów. Tak sie jednak nie stało.

Na zaostrzenie "kursu antypirackiego" w USA miały wpływ dwie sprawy. Kryzys w branży technologicznej spowodował to, że lobby przemysłu IT zaczęło naciskać na sądy, aby te zasądzały coraz wyższe, nierzadko wzięte z sufitu, grzywny i odszkodowania. Punktem przełomowym był jednak atak terrorystyczny na Nowy Jork 11 września 2001. W ramach walki z terroryzmem uznano za śmiertelnego wroga USA także "cyberterroryzm", a przy okazji tworzenia nowych rozporzadzeń lobbyści firm z branż IT i rozrywkowej upiekli swoją pieczeń. W ten sposób zalegalizowano absurdalną możliwość orzeczenia kary dożywocia za przestępstwa popełnione w sieci. Wygląda to dość kuriozalnie, zwłaszcza jeśli porównać taką karę dla 18-latka z USA włamującego się na serwer, powiedzmy Microsoftu, z karą dla innego 18-latka, który za gwałt dostanie dwa lata więzienia, a za zabójstwo cztery.

Wydawało się, że po dość gwałtownych protestach wielu internautów i organizacji sieciowych ustawa ta zostanie wyłącznie na papierze. Tak się jednak nie stało. Na początku października br. prokurator z Los Angeles zażądał kary 471 lat więzienia i grzywny w wysokości 117 mln USD dla 39-letniego Allana Erica Carlsona. Czyżby przestępca ten naruszył podstawy bezpieczeństwa USA lub naraził jakieś firmy na straty o niebotycznej wysokości? Nic z tych rzeczy. Carlson - fanatyk pewnej drużyny baseballowej - zdenerwowany kiepskimi wynikami jego ukochanego zespołu włamał się na serwer klubowy oraz serwery miejscowej gazety sportowej i zasypał je tysiącami apeli o lepszą grę. Spamera postanowiono zatem przykładnie ukarać. Proces trwa, a o jego ostatecznym wyniku dowiemy się w grudniu.

Absurdalny był także ostatni pomysł RIAA, która za pomocą specjalnych programów namierzyła (łamiąc tym samym przepisy ustawy DMCA, na którą się stale powołuje) osoby zbyt często wymieniające się plikami muzycznymi i skierowała 261 wniosków do sądu. W większości były to wnioski nietrafione.

Zaskarżono 12-letnią dziewczynkę, 71-letniego emeryta, czy 58-letnią nauczycielkę, która nie miała sprzętu umożliwiającego jej korzystanie z sieci. W tej chwili RIAA chcąc wyjść "z twarzą" idzie z tymi osobami na ugodę - proponując im wpłacenie niewielkiej kary zamiast żądanych milionowych odszkodowań.

Czyżby już została przekroczona granica absurdu? Nie!!! W ubiegłym tygodniu absolwent jednego z uniwersytetów - John Halderman ośmieszył najnowsze zabezpieczenia stosowane przez showbiznes - pokazując w jaki sposób można je rozbroić (wystarczy przytrzymać klawisz SHIFT podczas uruchamiania tak zabezpieczonego kompaktu). "Poszkodowana" wytwórnia BMG zapowiedziała, że wystąpi przeciwko Haldermanowi do sądu. Nie pomogły protesty, nie pomogły także kpiny (m.in. serwis "kuro5hin" zaproponował, aby BMG podało do sądu producentów klawiatur, za to, że umieścili na nich ten nieszczęsny klawisz). Proces Haldermanna rozpocznie sie niebawem. Ciekawe czy znów zostanie zasądzony wyrok dożywocia lub większy.

A jak jest w Polsce? Nasza Ustawa o prawie autorskim (która powinna być raczej zwana Ustawą o prawie producenta i wydawcy, gdyż interesy autorów chroni w minimalnym stopniu) wprowadziła w 1996 roku karę więzienia za korzystanie z nielegalnego oprogramowania. Początkowo przyhamowała ona "piractwo", potem jednak widząc, że nie jest egzekwowana - "piraci" podnieśli głowy. I wtedy do akcji wkroczył polski oddział BSA (Business Software Alliance). Wespół z policją ta finansowana przez największych producentów oprogramowania organizacja przeprowadza comiesięczne kontrole - początkowo na giełdach, później w firmach, a ostatnio nawet w domach prywatnych użytkowników. Wyroki też są coraz ostrzejsze, jednak (w odróżnieniu od USA) pozostają na dość niskim pułapie (2 lata więzienia i grzywna).

Za przestępstwa czysto sieciowe (oszustwa przy sprzedaży w sieci, włamanie i stworzenie fałszywej strony znanej instytucji celem wyłudzenia pieniędzy) skazano w Polsce dotychczas kilka osób. Ponieważ były to osoby młode - kara nie była zbyt surowa (przeważnie 1,5 roku w zawieszeniu). Niemniej i u nas wraz z upływem czasu kary są coraz ostrzejsze. Ponieważ ostatnio ślepo we wszystkim naśladujemy USA, a i nasz rząd ma coraz częstsze kontakty z przedstawicielami amerykańskiego prawa i biznesu - to, aby doszło u nas do podobnych absurdów jest chyba tylko kwestią czasu.

Jeśli jest "zbrodnia", to powinna być i "kara". Ale kara rozsądna, a nie represja większa niż za morderstwo, gwałt czy spowodowanie wypadku po pijanemu. Tej prostej prawdy zdają się nie dostrzegać niektórzy zaślepieni żądzą zemsty na "piratach" przedstawiciele lub reprezentancji biznesu, jak choćby Hilary Rosen, której organizacja RIAA ma tylko jeden pomysł na walkę z piractwem - coraz ostrzejsze represje prawne. Nikt z "przestrzegajacych prawo" nie dostrzega jednak, że znacznie skuteczniejszą metodą walki z przestępstwami w sieci byłoby wyprodukowanie stabilnego i pozbawionego dziur oprogramowania (co zredukowałoby znacznie liczbę "włamań") oraz ustalenie cen programów i płyt z muzyką na rozsądnym poziomie.

A co Wy o tym sądzicie? Czy taktyka coraz ostrzejszego karania jest słuszna, i czy już zostały przekroczone granice absurdu. A jeśli nie, to kiedy? Czekamy na Wasze opinie i komentarze.

(c) INTERIA.PL, 2003)

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas