Ostatnia szansa dla Europy
Traktat Lizboński okazał się porażką, Unia Europejska przegrała technologiczny wyścig z USA i Azją. Kryzys rozłożył nas na łopatki. Mamy kilka lat, aby się pozbierać. Jeśli tego nie zrobimy - staniemy się prowincją cyfrowego świata.
Chociaż Stary Kontynent ma najlepsze na świecie uczelnie, które co roku wypuszczają setki wspaniałych umysłów, ustąpiliśmy pola nie tylko Amerykanom, ale także Chińczykom czy Hindusom. - Musimy działać jak najszybciej, zanim będzie za późno - przestrzegała podczas odbywającej się w Irlandii konferencji naukowej European Research and Innovation pani komisarz. INTERIA.PL, jako jedyny przedstawiciel polskich mediów, była na miejscu.
Irlandia w tarapatach
Goszczący ponad 400 delegatów z Europy i Bliskiego Wschodu kampus Intel Ireland w Leixlip, w hrabstwie Kildare, jest częścią wielkiego kompleksu, na który składają się fabryki Ireland Fab Operation oraz Fab 24, w których wytwarzane są mikroprocesory krzemowe najnowszej generacji. I chociaż ten największy kompleks technologiczny w Europie radzi sobie bardzo dobrze, mitologizowana przez wiele lat przez polskich polityków Irlandia ma spore problemy.
- Irlandia złapała zadyszkę. Zakładaliśmy, że wystarczy inwestować w rozwiązania technologiczne, w sektor usług i gospodarkę opartą na wiedzy, a reszta się ułoży. To był błąd - podsumował dr Christopher J. Horn, jeden z twórców europejskiej strategii technologicznej ostatnich lat.
Kryzys ekonomiczny, który zdziesiątkował setki małych i średnich firm, skutecznie zatrzymał rozwój gospodarczy w Irlandii oraz w innych europejskich krajach. - Kiedyś przeznaczaliśmy na badania i rozwój 1,88 proc. PKB i planowaliśmy podnieść te wydatki do 3 proc. W tym roku zmniejszyliśmy nakłady do 1,66 proc. PKB - mówił Conor Lenihan, minister nauki, technologii i innowacji Irlandii.
Przedstawiciel irlandzkiego rządu nie ukrywał goryczy. Wg niego, z jednej strony,"rozwijanie gospodarki inteligentnej, opartej na innowacyjności jest kluczowym wyzwaniem, przed jakim stoi Irlandia", z drugiej jednak, konieczne są daleko idące oszczędności.
Jeszcze bardziej dobitnie wyrażał się Thierry Van der Pyl z Komisji Europejskiej: - Traktat Lizboński się nie udał. Bądźmy szczerzy. Musimy znaleźć inną drogę, ponieważ, używając słów szefa koncernu Fiat, "świat na nas nie czeka".
Co ma być tą "ostatnią technologiczną szansą" dla Zjednoczonej Europy? Agenda Europa 2020.
"Nikt nie chce być lunchem..."
Traktat Lizboński się nie udał. Bądźmy szczerzy. Musimy znaleźć inną drogę
Projekt europejskiej agendy zakłada, że wszyscy obywatele Unii Europejskiej powinni otrzymać do 2013 roku dostęp do szerokopasmowego łącza, aby w 2020 roku każdy mieszkaniec Zjednoczonej Europy mógł cieszyć się internetem o przepustowości przynajmniej 30 Mb/s.
Według ustaleń UE, za 20 lat przynajmniej połowa europejskich gospodarstw domowych będzie i tak już miała łącza o prędkości 100 Mb/s. Odpowiednia rozbudowa infrastruktury wymaga nakładów finansowych w wysokości od 180 do 270 miliardów euro. W tworzeniu zaawansowanej sieci szerokopasmowej pomogą nie tylko instytucji unijne, ale także wszyscy narodowi operatorzy. Tak przynajmniej wyobraża to sobie Komisja Europejska.
Według Penna, absolutnego weterana branży półprzewodników i komponentów komputerowych, Europa jest nadal bardzo innowacyjna, ale nie produkuje wystarczająco dużo, przerzucając większość fabryk do Chin oraz na Tajwan i oddając strategiczne technologie w obce ręce.
- Pewnego dnia przejrzymy na oczy i zobaczymy, że nie zostało nam nic - przestrzegał Penn. Wg niego, największym problemem Europy jest brak przywództwa i brak jasnej wizji. Żadna agenda tego nie zastąpi.
- Nie da się przenieść do realiów europejskich strategii, jaką planuje zastosować Obama - komentował wielkie technologicznych zmiany, planowane przez administrację prezydenta USA, Thierry Van der Pyl. - Chociaż nasze uczelnie są bardzo dobre, to Stany Zjednoczone mają na koncie 318 noblistów. To więcej niż jest ich w całej Unii Europejskiej - tłumaczył.
Wszyscy prelegenci byli zgodni, że c. Mamy natomiast słabo rozwiniętą przedsiębiorczość i kłopoty z dobrym modelem biznesowym - stwierdzono.
Technologiczny restart UE
Stary Kontynent potrzebuje zatem "nowego startu", ale sama Agenda Europa 2020 i dobry biznesplan nie wystarczą. Potrzeba jeszcze tego przysłowiowego "czegoś", tajemniczego składnika, który da Europie tak konieczną przewagę technologiczną. Co to powinno być?
Nietypową tezę postawiła dr Genevieve Bell, dyrektor niedawno założonego laboratorium badań nad interakcjami i doświadczeniami Intela. - Przyszłość powinna być zabawna. Dlaczego miałaby być jedynie ponura i futurystyczna? - zapytała przewrotnie.
Stepping Stones, czyli jak można poprawić kondycję ludzi w średnim wieku:
Wg dr Genevieve Bell, tworzenie doświadczeń technologicznych nowej generacji zaczyna się od zrozumienia, co ludzie najbardziej lubią w swoim codziennym życiu. - Bardzo interesują mnie wzajemne oddziaływania technologii i praktyk kulturalnych - mówiła prelegentka - oraz wpływ, jaki będą one miały na naszą przyszłość.
Dr Bell, antropolog z wieloletnim doświadczeniem, twierdzi że firmy, uczelnie, jak i sama UE, muszą zrozumieć, że różne społeczeństwa mogą mieć różne oczekiwania, reguły i stopnie akceptacji technologii. Jeśli je zrozumiemy, można je okiełznać, a co za tym idzie - implementować lub sprzedać.
Codziennie powstają nowe normy społecznej interakcji, wynikające z użycia technologii. Ludzie zadają sobie pytania, czy np. podczas kolacji u znajomych należy wyłączyć telefon, czy wystarczy ustawić go na wibracje.
Spory o to, kto w domu ma pierwszeństwo w ładowaniu telefonu można jedynie porównać do opisywanych wielokrotnie potyczek o telewizyjnego pilota. Takich przykładów jest znacznie więcej. Miliardy euro na internet i badania nie wystarczą, aby Europa stanęła na technologiczne nogi.
Może to zabrzmieć paradoksalnie, ale okazuje się, że nie jest aż tak źle, jak przedstawiali to niektórzy prelegenci . Okazuje się, że tylko 10 proc. światowej produkcji kierowana jest do Chin, a na 400 dolarów przeznaczonych na relokację miejsc pracy, tylko 1 dolar zostaje przeznaczony na outsourcing do Indii.
Zresztą, paradoksalnie, np. ośrodek Intela w Leixlip można nazwać "kradzieżą" amerykańskich miejsc pracy przez, jakby nie było, amerykańską firmę. Gdyby nie zatrudniający 4 tys. pracowników ośrodek, to mające około 16 tys. mieszkańców irlandzkie miasteczko zapewne popadłoby w niebyt... Wystarczy zapytać kogokolwiek z mieszkańców Leixlip, aby usłyszeć, jak wiele zmieniło się w Irlandii przez ostatnie 20 lat. - Tylko Polaków znacznie mniej niż jeszcze kilka lat temu - zauważają rdzenni mieszkańcy Zielonej Wyspy.