Piraci: czy i jak zwalczać?
Zjawisko określane mianem piractwa jest stare jak świat. Gdy pojawiły się pierwsze ksera - kopiowano książki. Rozpowszechnienie się magnetofonów i magnetowidów zaowocowało kopiami płyt i filmów. Programy komputerowe kopiowano od momentu, gdy tylko zaczęły powstawać. Internet umożliwia błyskawiczne skopiowanie i udostępnienie milionom ludzi wszystkich wyżej wymienionych dóbr. Sytuacja ta oczywiście denerwuje producentów i robią oni wszystko - czasem nie przebierając w środkach - aby zjawisko to całkowicie wyeliminować. Jednak walka ta przypomina walkę z wiatrakami. W związku z tym pojawia się pytanie: czy piractwo należy zwalczać? A jeśli tak, to w jaki sposób?
Nie bawiono się przy tym w zabezpieczenia takich programów. Skala piractwa była bowiem niewielka. Choćby przez to, że komputery miało niewiele osób, a skopiowanie programu na nośnik i przesłanie go pocztą było czynnością na tyle czasochłonną, że robiono to rzadko. Z czasem zaczęto programy przed kopiowaniem zabezpieczać, jednak akcja spowodowała reakcję.
Nie zamierzam bronić piractwa, ale warto zauważyć, że przy paranoicznie wysokich cenach oprogramowania mało kogo było jeszcze do niedawna stać na zakup oryginału. Teraz już jest w tym względzie znacznie lepiej, ale nie należy przy tym zapominać, że trudnej sztuki programowania wielu współczesnych programistów uczyło się na oprogramowaniu nieoryginalnym...
Nie można jednak przejść obojętnie obok zjawiska piractwa, bom jest to zdecydowanie po prostu kradzież! Przecież każdy chyba wie, że jeśli podoba mu się czyjś samochód lub dom i sobie go zawłaszczy, to jest po prostu złodziejem, przestępcą. A jeśli podoba mu się czyjś program i go komuś zabierze, to już nie? Co zatem robić? O tym na końcu.
Za płyty z nagraniami muzycznymi zawsze trzeba było zapłacić. I nikomu to jakoś nie przeszkadzało. Chcąc mieć muzykę ulubionego wykonawcy często długo zbierało się pieniądze, czasem dostawało się w prezencie płytę od kogoś, kto też wydał pewną kwotę na jej zakup. Sytuacja zmieniła się w momencie pojawienia się magnetofonów.
Piractwo rozkwitło jednak dopiero "dzięki" internetowi. Powstały programy pozwalające szybko wyszukać ulubiony utwór i serwisy z takimi utworami. Jeśli dysponuje się szybkim łączem - ściągnięcie utworu z sieci trwa krócej niż jego odsłuchanie.
Kontratak producentów dał niewiele. Wprawdzie na drodze prawnej udaje się zamknąć od czasu do czasu "nielegalne" serwisy i wytwórnie, ale na miejsce jednej likwidowanej powstaje kilka nowych.
Podobnie jak w przypadku programów komputerowych warto w tym miejscu odnotować, że o wielu artystach świat by nie usłyszał, gdyby ich utwory nie trafiły do internetu. Nie oznacza to jednak pochwały piractwa. Co zatem robić? O tym za chwilę.
Chodząc do kina, trzeba było zapłacić za przyjemność obejrzenia ulubionych aktorów. Oglądając film w telewizji także (w nieco zakamuflowany sposób - poprzez tzw. abonament). Aż do momentu pojawienia się magnetowidów. Branża filmowa - jako najsilniejsza w biznesie - zareagowała jako pierwsza, występując do sądu o... zakaz publicznej sprzedaży urządzeń do nagrywania wideo. I poniosła porażkę. Sąd uznał bowiem, że - o ile nagrana na magnetowidzie kopia filmu służy do użytku prywatnego tego, kto ją nagrał - jest to całkiem legalne i pozew oddalił. Wytwórnie filmowe nadal jednak zawzięcie ścigają producentów nielegalnych kaset (a później i DVD), a jeszcze zacieklej "źródła przecieku"...
A zatem to piractwo jest najbardziej "bijące po kieszeni". Trudno też - w odróżnieniu od innych rodzajów piractwa - doszukać się okoliczności łagodzących. W piractwie filmowym nie ma nawet śladu elementów edukacyjnych czy promocyjnych. Wracamy zatem do pytania:
Co robić?
Najprościej wygląda sprawa w przypadku oprogramowania komputerowego. Tu wystarczą dwie operacje: urealnienie cen i lekkie złagodzenie prawa.
50 zł - sam program na kompakcie w papierowej koszulce (a dodatki i instrukcja? dokupisz później, znajdziesz sobie w sieci, albo obejdziesz się bez nich)
200 zł - kompakt w pudełku, krótka instrukcja (reszta jw)
500 zl - komplet (pudełko, poster, dodatki, pełna instrukcja, hotline 24/7 itp., itd.)
Wtedy każdy będzie mieć możliwość wyboru.
A złagodzenie prawa? Powinno się - moim zdaniem - dopuścić korzystanie z pełnych, nieograniczonych czasowo, wersji próbnych (darmowych lub bardzo tanich) do celów prywatnych lub edukacyjnych. Wykupić program należałoby wtedy, gdy miałby zacząć służyć do zarabiania pieniędzy.
Nieco trudniej wygląda sprawa w przypadku muzyki. Jednak, jak pokazują przykłady iTunes czy MELO.interia.pl - płatny serwis muzyczny, który zaoferuje utwory za rozsądną cenę - może liczyć na sukces. Pod warunkiem, że ma bogatą ofertę. Podobnie jest z płytami. Najlepiej sprzedającymi się krążkami w historii polskiej muzyki były: składanka RMF FM, czwarty krążek Ich Troje i "Schody" Perfectu. Czy dlatego, że były wybitne muzycznie? Nie. Miały cenę adekwatną do zawartości . Niestety niektóre wytwórnie płytowe wolą - wzorem Brazylijczyków topiących kawę - zniszczyć niesprzedane płyty niż obniżyć ich cenę. W ten sposób piractwa na pewno nie zlikwidujemy. Tu jedyną drogą jest również urealnienie cen, a być może postulowane przeze mnie przy programach komputerowych sprzedawanie w odmianach cenowych.
Najtrudniej z powodów podanych wyżej będzie "wyplenić" piractwo DVD i filmów. Tu bowiem ceny są wzięte zupełnie z sufitu. Krążki DVD z filmem nie powinny być droższe niz bilet do kina. A są droższe i to czasem nawet dziesięciokrotnie. Niedawno rząd brytyjski próbował przeprowadzić ogólnokrajową debatę w sieci na temat zwalczania piractwa filmowego. Debatę szybko zamknięto. Wiekszość (z nadających się do publikacji) wypowiedzi brzmiała bowiem: "obniżcie ceny, to pogadamy". A przecież Wyspiarze to naród znacznie bogatszy od Polaków...
Postulat obniżki cen okazał się jednak "nie do przełknięcia" dla lobby producenckiego.
Druga strona medalu
Nie można jednak twierdzić, że tylko producenci są "be", a użytkownicy "cacy". Prawda leży pośrodku. Nie chcę nawoływać do natychmiastowego porzucania kopiowania "za darmo" bo zostałbym wykpiony. Zastanówmy się jednak , czy i my nie moglibyśmy czegoś zrobić aby zmniejszyć skalę piractwa. Zastanówmy się czy naprawdę potrzebne nam są wszystkie nowe piosenki pojawiające się w sieci?. Przecież i tak nie zdążymy przesłuchać wszystkiego co ściągniemy. Zresztą - niektóre tytuły wcale nam się nie podobają, ale pobraliśmy je z netu bo są modne, albo mają je znajomi. Czy nie można byłoby z niektórych zrezygnować? Podobnie z gier. Przecież i tak we wszystko nie gramy.
A filmy? Czy musimy mieć wszystko "przed premierą"? Nie wystarczy ulubiony film z ulubionym aktorem, który możemy oglądać w nieskończoność? A na resztę można poczekać. Prędzej czy później dobre filmy staną się dodatkiem do gazet i wtedy będziemy mogli mieć oryginał dosłownie za grosze (gazety z bardzo ciekawymi, choć może nie najnowszymi, pozycjami na DVD kosztują od 6 do 15 zł. To już jest cena do przyjęcia).
Wniosek? Piractwo było, jest i będzie. Jednak należy starać się ograniczyć jego skalę. Ku pożytkowi nie tylko producentów, ale i samych użytkowników (nie muszę chyba tłumaczyć wzajemnego powiązania między korzyściami jednych i drugich). A przy okazji - ograniczając masowe ściąganie wszystkiego co jest do ściągnięcia - zadowolimy normalnych internautów, bo łącza będą mniej zapchane.
To moje prywatne zdanie na ten temat. Być może Twoje zdanie na temat metod walki z piractwem lub obrona tego procederu wpłyną na jego zmianę