Kuchnia PRL. Tak jedzono za komuny

Jedną z najbardziej znanych restauracji w ówczesnej Warszawie /INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama

Gruba Kaśka, Zodiak czy Gong - to miejsca zapomniane, a przecież w PRL-u nosiły miano kultowych. I, tak jak dziś modni bywalcy zasiadają w barach sushi, tak w czasach PRL-u, warszawiacy i turyści udawali się na egzotyczne potrawy do restauracji Szanghaj.

Mimo iż PRL często nazywany jest szarą epoką, Warszawa na swojej mapie miała kilka kolorowych i mieniących się neonami miejsc. Dziś popularnością cieszą się kebaby, sushi czy kuchnia włoska. W czasach PRL-u z taką egzotyką na talerzu można było zmierzyć się w restauracji Szanghaj. Z daleka zachęcała do wejścia jaskrawym neonem w kształcie smoka. Jak się okazuje na chińszczyznę stać było nawet studenta, który raz na miesiąc mógł pozwolić sobie na stołowanie się w Szanghaju. Podstawą menu był ryż z dodatkami.

Reklama

Do Grubej Kaśki chadzało się na fasolkę po bretońsku i piwko. Było to jedno z charakterystycznych punktów gastronomicznych w Warszawie, które mieszkańcy stolicy chętnie odwiedzali.

- Lekkość tego pawilonu bardzo podobała się warszawiakom - podkreśla varsavianista Jarosław Zieliński. "Ciężkie" menu chyba też...

Kolejną kulinarną i industrialna perełką Warszawy był bar Zodiak. To tu warszawiacy ustawiali się w kolejce. Co tak przyciągało?

- Tu można było kupić pierwsze hamburgery w postaci mrożonych placków, które na oczach klientów były przyrządzane - wspomina historyk dr Krzysztof Jaszczyński.

- Zodiak był podobnie skonstruowana jak Praha czy Gruba Kaśka. Tu również można było zastać szwedzką ladę z garmażerkami i wysokie stoły, czy też lady umieszczone wzdłuż okien, dzięki czemu można było obserwować życie w pasażu śródmiejskim. Kawiarnia została oddzielona od typowej części gastronomicznej, obiadowej, tworząc przepiękną konstrukcję tarasową. Do dziś istniejącą, ale zupełnie zniszczoną. Zapowiedzią Zodiaku był piękny finezyjny neon i wspaniała mozaika w tle - to była prawdziwa sztuka - opisuje Zieliński.

Taras z widowiskową mozaika prezentująca znaki zodiaku znikł bezpowrotnie, a po Zodiaku, który znajdował się na tyłach Domów Towarowych Centrum pozostały gruzy, za to obok tętnią życiem restauracje KFC i Pizza Hut.

Chwile relaksu można było zaznać w restauracji Gong, znajdującej się przy Alejach Jerozolimskich. To miejsce oświetlał jeden z najpiękniejszych, ruchomych neonów na warszawskich ulicach.

- To była z pozoru niewielka kawiarnia, a w zasadzie herbaciarnia, która ciągnęła się w głąb budynku. Tam można było dostać wszelkiego typu herbaty. W tamtym czasie była jednym z bardziej popularnych miejsc spotkań" - zauważa dr Krzysztof Jaszczyński.

Warszawskie elity i śmietanka świata kultury spotykała się na dachu CDT, dzisiejszego Smyka. Tam mieściła się kawiarnia i restauracja z dancingiem. "Było to miejsce o tyle kultowe, że tam się odbywały pokazy mody. Miejsce, które tchnęło wielkim światem. Filmowcy byli tam niemal codziennymi gośćmi" - wyjaśnia Jarosław Zieliński.

Pozostałością po peerelowskim, nocnym życiu Warszawy jest niedziałający już neon "dancing" mieszczący się na budynku kamienicy przy ulicy Nowy Świat 3/5. Neon jest spuścizną po przedwojennym klubie "Paradis", który po wojnie został przemianowany na klub "Melodia".

Zdaniem varsavianistów, to tu po raz pierwszy w Warszawie odbył się striptease. "Melodia" przez długie lata była głośnym miejscem. Gościł w niej Kabaret pod Egidą, występowali tu również Krystyna Janda i Jacek Kaczmarski. Z czasem dźwięki Melodii stawały się coraz bardziej fałszywe...

PAP life
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy