Batman - Ostateczna rozgrywka. Mroczny Rycerz kończy wysokim C [recenzja]
Lektura 7. tomu przygód Mrocznego Rycerza sprawi, że czytelnik powie z dramatyzmem w głosie pod nosem kilka krótkich słów. Wśród nich pojawią się "aha!", "auć", "och!" i "nie!".
"Ostateczna rozgrywka" to kulminacyjny moment dla całego runu (serii) Batman wydawanej przez Egmont. Tytuł albumu nie zawiera żadnego haczyka. Na kartach komiksu faktycznie zobaczymy wynik "finałowego" starcia Jokera z Mścicielem z Gotham.
Klaun powrócił i nawet nie udaje, że chodzi mu o coś więcej niż śmierć Batmana. Album zaczyna się od ataku prawie całego składu Ligii Sprawiedliwości na Bruce'a Wayne. Dlaczego towarzysze broni Mrocznego Rycerza mieliby się zwrócić przeciwko niemu? Jeden kadr będącym zbliżeniem na twarz Supermana mówi wszystko - to sprawka Jokera.
Po zamieszaniu związanym z wydarzeniami znanymi jako "Rok zerowy" narracja "powraca do przyszłości". Historia autorstwa scenarzysty Scotta Snydera i rysownika Grega Capullo to kontynuacja wątku z "Śmierci rodziny" (tom 3.), w którym to lubujący się makijażu i ludzkim cierpieniu wystawił na próbę Batmana oraz jego pomocników. Tym razem stawka jest znacznie wyższa. Arcywróg głównego bohatera nawet nie udaje, że chodzi mu o coś innego niż jego śmierć.
Od pierwszych stron czujemy, że stawka będzie wysoka. Świadczą o tym nie tylko panele, na których widzimy kolejne etapy realizowanego przez Jokera planu, ale także sam sposób w jakie są narysowane. Cała seria była poważna i mroczna, ale jej ostatni odcinek w tych kwestiach podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej. Więcej kontrastów i postaci skąpanych w mroku kadrów, mniej żywych kolorów. Nie oznacza to jednak, że album składa się wyłącznie z szaroburych plansz. W żadnym wypadku.
Kresce Capullo nalezą się słowa uznania. Rysownik nie próbuje odtwarzać rzeczywistości 1:1, za to nakłada na nią pewien stylowy filtr. Rysy twarzy, zwłaszcza typów spod ciemnej gwiazdy, są ostrzejsze, sylwetki momentami bardziej karykaturalne. Wszystko to mieści się jednak w granicach, które nie pozwalają zapomnieć nam, że w tej opowieści o Batmanie nic nie dzieje się na żarty. Nawet drobne humorystyczne akcenty zostały odsunięte na bok, a ich miejsce zajęły "dymki", w których nie brakuje słów o tym, że nawet Mroczny Rycerz stracił kontrolę i nie do końca wie, jak ją odzyskać.
Mimo posępnego klimatu "Ostateczna rozgrywka" nie jest pozbawiona momentów stricte superbohaterskich. Starcia, w których w pył obracana jest połowa miasta? Są. Herosi łączący swe siły? Także. Wspomnę też, że choć jest to historia kręcąca się właściwie tylko wokół Jokera, to należy spodziewać się występów innych przedstawicieli panteonu najgorszych szumowin Gotham City. Wysokie stawki oznaczają, że w niebezpieczeństwie znajduje się nie tylko Batman.
Na samym początku wymieniłem kilka dźwięków, które towarzyszyć będą poznawaniu dramatycznych losów Mrocznego Rycerza. "Auć!" rzucicie na widok świetnych akcji i to, co dzieje się z przeciwnikami głównego bohatera - a czasem i nim samym.
"Aha!" wyleci z waszych ust, kiedy to ułożycie sobie w głowie całą konstrukcję wydarzeń począwszy od "Trybunału sów" przez "Rok zerowy" aż do "Ostatecznej rozgrywki". Wydarzenia, które śledziliśmy nie po kolei nagle nabiorą sensu. "Och!" powiecie nawet kilka razy, gdy scenarzysta będzie zbliżał was do finału (nie zapomniał o tym, że Batman jest przede wszystkim detektywem), a na ostatnim kadrze po prostu krzykniecie "nie!". Bez zbędnych spoilerów przypomnę raz jeszcze, że gra toczy się o wysoką stawkę.
"Ostateczna rozgrywka" jest bardzo satysfakcjonującym punktem kulminacyjnym wypchanym po brzegi akcją i klimatem.
Celowo unikam sformułowania "zakończenie", gdyż takie w komiksie z gatunku superhero właściwie nie istnieje. Jednakże to szykowane przez duet Snyder & Capullo wcale nie zapowiada się takie, które określimy mianem "oczywiste".
Michał Ostasz