Idea samochodów typu roadster jest prosta. Składany dach, dwa miejsca, napęd na tył i usportowiony charakter. Ta mieszkanka ma generować niekończące się pokłady przyjemności z jazdy w każdych warunkach. Jak w tej definicji sprawdza się najnowsze BMW Z4 M40i?
Przyznam, że z dużą ekscytacją czekałem na test BMW Z4. Głównie dlatego, że chyba nie mogłem sobie wyobrazić lepszego samochodu na pełne słońca, lipcowe dni. Nie miałem też wcześniej zbyt dużo doświadczenia w jeździe samochodami bez dachu, a fakt, że miałem zasiąść za sterami najmocniejszej wersji M40i dodatkowo potęgował mój entuzjazm.
Przy opracowywaniu konstrukcji nowej generacji modelu Z4, BMW weszło we współpracę z Toyotą. Rzadko kiedy mariaż marek niesie ze sobą emocje - zwykle dostajemy sklonowane samochody użytkowe jak fiat ducato i peugeot boxer. Tym razem jest inaczej, owocem romansu BMW i toyoty są dwa świetne, siostrzane samochody w nieco odmiennej naturze. Z jednej strony rasowe coupe pod postacią Toyoty GR Supry, a z drugiej pełnoprawne BMW, usportowiony roadster, w którym możemy cieszyć się wiatrem we włosach i poszaleć po krętych, pozamiejskich drogach. Tak właśnie miały wyglądać moje najbliższe dni.
Jak to zwykle bywa w przypadku odbiorów i zwrotów testowanych samochodów, dzień zaczyna się dla mnie wcześnie. Witają mnie promienie wschodzącego słońca. To dobry znak, bo będę potrzebował go dużo w nadchodzących dniach. Wsiadam do pociągu. Obserwuję ludzi w maskach, zajętych swoim życiem, zapatrzonych w ekrany telefonów. Cieszę się, bo za moment ucieknę na chwilę z tej pandemicznej rzeczywistości i przeniosę się do innego świata. Na słoneczny letni bulwar, gdzie z wiatrem we włosach będę delektował się widokami, dobrym jedzeniem i przyjemnością z jazdy. W końcu tak zawsze wyobrażałem sobie życie z kabrioletem.
Po pierwszych kilku chwilach w towarzystwie nowej Z4 zauważam, że samochód wzbudza znaczące zainteresowanie u ludzi. W dalszym ciągu jest to stosunkowo rzadki model na naszych drogach, a w połączeniu z niebieskim lakierem Misano zwraca na siebie sporo uwagi. Moim zdaniem jest to obecnie jeden z najlepiej prezentujących się roadsterów na rynku. Długa, masywna maska w połączeniu z pakietem aerodynamicznym M zwiastują, że mamy do czynienia z czymś naprawdę szybkim. Smaczku dodają detale jak wloty powietrza w przednich błotnikach, czy liczne przetłoczenia.
W przeciwieństwie do poprzedniej generacji modelu wyposażonej w hardtop, w najnowszej odsłonie zdecydowano się na materiałowy dach. Takie rozwiązanie sprawia, że samochód jest odrobinę lżejszy i zachowuje stosunkowo spory bagażnik, nawet przy złożonym dachu, kosztem gorszej izolacji akustycznej.
Z otwartym dachem wiążę się jeszcze jedna istotna kwestia. Przy prędkościach powyżej 70 km/h, osobom o wysokim wzroście może przeszkadzać dość mocno wiatr dostający się do kabiny. Początkowo myślałem, że to normalne, do momentu, kiedy w trakcie jazdy autostradą zauważyłem starszego saaba sunącego 140 km/h z otwartym dachem. Właściciel cały czas się uśmiechał i nie było widać u niego ani cienia walki z wiatrem, co pozwoliło mi przypuścić, że linia dachu w BMW mogłaby być poprowadzona odrobinę lepiej.
We wnętrzu dominują świetne materiały i wykończenie, do czego przyzwyczaiło nas BMW. Pozycja za kierownicą jest optymalna, a przestrzeń dla kierowcy zaskakująco duża. Typowy dla marki dość gruby wieniec kierownicy dobrze leży w dłoniach i przyjemnie przenosi wrażenia z pokonywanej trasy. Konsola środkowa skierowana jest w stronę kierowcy, co zapewnia dodatkową wygodę. System infotainment jest jednym z najlepszych na rynku, jego obsługa możliwa jest zarówno poprzez dotykowy ekran czy asystenta głosowego, jak i pokrętłem na środkowej konsoli, które w trakcie jazdy zdecydowanie preferuję. Jedyną rzeczą, do której można się przyczepić jest umieszczenie uchwytów na napoje w podłokietniku. Mimo możliwości przymknięcia jednej klapy, nie jest to wygodne rozwiązanie zarówno dla kierowcy, jak i pasażera.
Pod maską testowanego egzemplarza pracuje 6-cylindrowy turbodoładowany silnik o mocy 340 koni mechanicznych. W połączeniu z 8-biegową automatyczną skrzynią pozwala to na sprint do setki w 4,6 sekundy. Zdecydowanie nie jest to typowe auto dla fryzjerów, jak czasem określano pierwszą generację modelu Z4. Osoby oczekujące sportowych emocji znajdą tu wszystko, co potrzeba. Wersja M40i wyposażona jest w sportowy układ hamulcowy M, sportowy dyferencjał M i adaptacyjne zawieszenie.
Miałem okazję zabrać BMW na górskie kręte drogi i była to niesamowita zabawa. Samochód prowadzi się zaskakująco precyzyjnie głównie za sprawą swojej szerokości i krótkiego rozstawu osi, ale gdy tylko będziemy chcieli to chętnie zarzuci tyłem. Ale przede wszystkim, daje równie dużą przyjemność przy wolnej jeździe, gdy bujamy się bez celu po mieście.
Jazda roadsterem z otwartym dachem niesie ze sobą wiele specyficznych emocji. Znika cała bariera z otaczającym nas światem, stajemy się automatycznie widoczni i dostępni dla każdego idącego obok chodnikiem, co niekiedy sprzyja interakcjom z otoczeniem. Wchłaniamy 10 razy więcej zapachów i słyszymy 10 razy więcej dźwięków. Łapiemy promienie słońca, a nasze włosy rozwiewa wiatr. Ma to swój niepowtarzalny klimat i sprawia, że łatwo się w tym samochodzie zakochać. I to nie tylko dlatego, że przejazd przez miasto z otwartym dachem dodaje przyjemnej dla ego atencji. Przede wszystkim dlatego, że to idealny samochód do czerpania czystej przyjemności z jazdy bez celu. Zarówno w miejskich sceneriach, jak i na wiejskich i górskich trasach.
Podczas moich dni spędzonych z BMW Z4 M40i przewiozłem nim wiele osób, w większości niepasjonujących się motoryzacją. Jednych szybciej i bardziej emocjonująco, innych spokojnie, delektując się słońcem i wiatrem we włosach. Wszystkie te przejażdżki łączyło jedno. Uśmiech. Uśmiech wywołany czystą radością obcowania z samochodem, nastawionym na dawanie przyjemności z jazdy. W każdych warunkach i przy każdej prędkości. Niezależnie od tego, czy znajdujemy się na Lazurowym Wybrzeżu, czy na polnej wiejskiej drodze w południowej Polsce. Czyż nie jest to najlepszy komplement dla samochodu?
Rafał Pilch
Rafał Walerowski