„Człowiek ze smartfonu” – wielka pułapka pokolenia Z. Rozmowa z psychoterapeutą Wojciechem Eichelbergerem
O zagubieniu, depresjach i budowaniu sztucznego świata w pamięci smartfonów, który na koniec boleśnie przegrywa ze światem realnym. Rozmowa z psychoterapeutą Wojciechem Eichelbergerem o pokoleniu Z, czyli „ludziach ze smartfonów”.
GeekWeek: Jedzie pan komunikacją miejską i widzi młodego człowieka z Pokolenia "Z", który wsiadając do autobusu czy tramwaju nie odrywa wzroku od ekranu smartfona nawet na sekundę. Czy taka scena pana przeraża?
Wojciech Eichelberger: Przeraża, to może za dużo powiedziane, ale bardzo niepokoi. Mam wrażenie, że ten człowiek jest zupełnie nieobecny w tym miejscu, w którym jest. I że właściwie to miejsce, te okoliczności i ci ludzie, z którymi dzieli przestrzeń i czas w danym momencie zupełnie takiego młodego człowieka nie interesują. Jest mentalnie w innym czasie i w innej przestrzeni.
Pokolenie Z patrzy się na ekran smartfonu. Myśli pan, że może to być groźne?
Jeśli takie długie minuty, a czasami i godziny istnienia w odłączeniu od rzeczywistości zsumować, to są już to ogromne ilości czasu. To może powodować bardzo groźne konsekwencje psychologiczne.
Wirtualny świat smartfonu może sprawić, że utracą kontakt z realną rzeczywistością?
To jest dość oczywiste, bo widzimy, że trudno nam z nimi złapać kontakt. Każdy sygnał smartfona okazuje się ważniejszy niż realna sytuacja, w której się ten ktoś znajduje - rozmowa, wykład, impreza, praca, a nawet seks, teatr czy nabożeństwo. Dłuższa koncentracja na czymkolwiek czy zaangażowanie jest niemożliwe, bo smartfon zajmuje dużą cześć przestrzeni świadomości. Szczególnie aplikacje społecznościowe.
Młodzi ludzie z pokolenia Z natychmiast po przebudzeniu sprawdzają na smartfonie najnowsze wiadomości od znajomych z portali społecznościowych. Czy można postawić tezę, że smartfon jest najważniejszym przedmiotem w ich życiu?
Z całą pewnością tak. Ale dodajmy, że to nie dotyczy tylko pokolenia Z. Niestety, to zjawisko ma znacznie większy zasięg. Jest coraz więcej ludzi ze starszych pokoleń, którzy są zrośnięci ze smartfonem i śpią ze smartfonem w zaciśniętej dłoni. Ale wśród młodych ludzi to już jest bardzo częste. Zasypiają ze smartfonem w dłoni i budzą się ze smartfonem w dłoni. Można wręcz powiedzieć, że duży obszar ich tożsamości jest ulokowany w smartfonie.
Czyli o tym, kim jesteśmy i jaką mamy wartość, decydują wpisy w mediach społecznościowym?
Niestety tak. Najważniejsze jest dla nich to, by atrakcyjnie przedstawić się światu, innym ludziom. Więc pokazują wszystkim wszystko to, co ich interesuje i bawi, wiedzę, której poszukują, zakupy, które robią, miejsca, które odwiedzają, ludzi, których spotykają, a nierzadko także swoje ciała i intymność. Także ulubione wspomnienia i plany. Niemal całe ich życie mieści się w smartfonie.
Czy "człowiek ze smartfonem" z pokolenia Z jest inny niż my?
Z pewnością różni się od pokoleń, które spotkały się ze smartfonem w wieku dojrzałym, czyli wtedy, gdy ich tożsamość już wcześniej ukształtowała się w oparciu o autentyczne, realne kontakty z ludzkim otoczeniem. Ale okazuje się, że różnice dotyczą także funkcji poznawczych i anatomii mózgu. Mózg dostosowuje się do smartfona, który nas wyręcza w wielu sprawach. Polecam wszystkim książkę Nicholasa Carra wydaną w Polsce pod tytułem "Płycizny, czyli co Internet robi z naszymi mózgami" (przyp. red. - tytuł oryginału "The Shallows"). W tej książce możemy przeczytać o naukowych faktach wygenerowanych przez neurologów i badaczy mózgu, które pokazują, że obcowanie z ekranami, a szczególnie ze smartfonami zmienia strukturę i funkcjonalność mózgu. A najbardziej uszkodzona jest pamięć.
Pokolenie Z nie musi niczego pamiętać, bo ma od tego odpowiednią aplikację?
Tak to działa. Znam wielu inteligentnych przedstawicieli generacji Z, którzy bardzo często nie potrafią odtworzyć z pamięci żadnego dłuższego tekstu albo wiersza. Z tego samego powodu nawet ludzie starszych generacji nie pamiętają dziś numerów telefonów. Gdy dawno temu ja miałem lat kilkanaście i wreszcie pojawił się w domu analogowy telefon na sznurku, to znałem na pamięć ok. 30 numerów do moich kolegów i krewnych.
Słyszałem o takiej scenie, której świadkiem była moja znajoma. Para młodych ludzi z pokolenia Z umawia się na randkę w kawiarni. Spotykają się, rozmowa się nie klei. Po chwili wyciągają smartfony i prawdopodobnie przesyłają sobie wiadomości. I już po chwili wszystko znowu jest OK., pojawia się uśmiech i porozumienie. Jak to wytłumaczyć?
To świadczy o tym, że wirtualna rzeczywistość zaklęta w smartfonie jest dla nich ważniejsza niż świat realny. Nawet, jeśli to jest randka. Chociaż przypuszczam, że to nie była pierwsza randka. Może na pierwszej randce nie byłoby aż tak źle. Takie scenki świadczyć mogą o tym, że tożsamość pokolenia Z ulokowana w wirtualnej przestrzeni unika konfrontacji z realnym światem w obawie przed bolesną weryfikacją.
Czyli obowiązuje zasada: jesteśmy tym, co zawiera nasz smartfon?
Tak. Tam się jest, tam się dzieją sprawy najważniejsze. Tam trzeba być ciągle obecnym, ciągle uważnym, ciągle dostępnym. Reagować natychmiast. A to, co się dzieje w "realu"? To mało fascynujące, trudne i niebezpieczne. Tak więc nadużywanie smartfonów często prowadzi do izolacji emocjonalnej i zaniku energii życiowej skierowanej na realne życie. To się nasiliło w okresie pandemii, która wielu ludziom długo zastępowała świat realny wirtualnym.
Co czeka pokolenie Z czyli "ludzi ze smartfonami"? Czy można spodziewać się depresji, załamań nerwowych przez to, że świat realny tak bardzo różni się od tego, który jest w naszym smartfonie?
W wirtualnym warsztacie dla rodziców o depresji młodych ludzi rozmawiam o przyczynach depresji z nastolatkami i młodymi dorosłymi. Na podium najbardziej dolegliwych dla nich sytuacji, które wywołują u nich ogromne ilości stresu, a w konsekwencji poczucie wypalenia, depresje i stany lękowe, na pierwszym miejscu był Instagram, choć teraz Instagram i Tiktok. Tam się dzieją dla młodych sprawy najważniejsze, "bo jeśli nie ma mnie na Instagramie, jeśli zabraknie mojej szybkiej reakcji na jakąś treść tam zamieszczoną, to dla innych przestaję istnieć".
Jak się czują młodzi ludzie, którzy cały czas porównują swoje treści zamieszczane w portalach społecznościowych z tym, co zamieszczają inni?
Jak aktorzy, którzy dzień i noc znajdują się na scenie i grają dla nieprzychylnej, a nawet wrogiej publiczności - próbując ją do siebie przekonać.
Ale czy to przypadkiem nie jest życie w całkowicie fałszywym świecie?
Świat jest traktowany instrumentalnie na rzecz wrażenia, jakie chcą sprawić na innych uczestnikach mediów społecznościowych. Nie istnieje po to, by go doświadczać i przeżywać, jest tylko scenografią do pokazywania się w sposób atrakcyjny w świecie wirtualnym.
Świat jest wart tyle, co efektowne zdjęcie zamieszczone na Instagramie?
Dokładnie. Na przykład taki wyjazd nad morze. Morze nie interesuje mnie wtedy jako morze, lecz wyłącznie jako scenografia. Na tle morza zrobię jakąś minę, jakąś akcję, może się trochę powygłupiam, przyszpanuję ...i szybko wysyłam zdjęcie. Na tym się kończy mój kontakt z morzem.
Trochę to przerażające.
Mówimy tutaj o sytuacjach ekstremalnych, wręcz o uzależnieniach od takich aplikacji. W rezultacie nasza tożsamość nie jest już autentyczna i staje się wykreowaną, całkowicie sztuczną fasadą, za którą nic prawdziwego się nie kryje - prócz niepokoju, przygnębienia i poczucia braku sensu. Na dodatek musimy bez przerwy tę fasadę podkolorowywać, żeby sprawiać wrażenie fajnych, "na czasie", modnych i coraz bardziej atrakcyjnych.
Treści publikowane w portalach społecznościowych mają przekonać wszystkich wokół, że jesteśmy atrakcyjniejsi niż w rzeczywistości?
Niestety tak. W psychoterapii nazywa się to narcyzmem, czyli utożsamianiem się ze sztucznie wykreowaną fasadą i reputacją. Za tą, wymagającą ciągłej pracy i czujności fasadą, nie ma czasu zbudować czegokolwiek autentycznego. Jeśli się zachwieje lub przestaje być wystarczająco atrakcyjna, to doświadczamy tożsamościowej katastrofy.
Czy to jest powód, że wśród pokolenia Z problemem jest samotność?
Tak, bo lęk o wiarygodność fasady powoduje, że nie jesteśmy w stanie się zaangażować w żaden emocjonalny związek. Bliskość z drugim człowiekiem grozi bowiem kompromitacją, ujawnieniem całej fasadowej "ściemy".
O wiele łatwiej wysłać wiadomość smartfonem niż spojrzeć żywej osobie w oczy?
Powiem więcej: dzielenie z kimś życia sprawia, że atrakcyjnej, fałszywej fasady wykreowanej w smartfonie nie da się przecież długo utrzymać.
Na końcu tej drogi pojawia się depresja?
Niestety najczęściej tak. Poczucie, że wszystko runęło, że wręcz przestajemy istnieć. To jest zresztą lęk wszystkich ludzi, którzy w swoim biograficznym doświadczeniu nie mieli okazji - a nawet nie pozwolono im na to - by budować swoją prawdziwą tożsamość. To tak zwane "dzieci-projekty", kształtowane przez rodzicow według z góry założonego, precyzyjnego planu. Tak więc nie trzeba smartfona, aby wpaść w narcystyczną depresję. Ale smartfony i aplikacje społecznościowe powodują niestety epidemie tego rodzaju psychicznego cierpienia.