Jak zamarza człowiek?

Zamarznąć możemy nie tylko wtedy, kiedy temperatura powietrza spadnie o kilkanaście kresek poniżej zera. Znane są przypadki głębokiej hipotermii w temperaturze kilku stopni powyżej zera. Warto o tym pamiętać szczególnie teraz, kiedy temperatura w Polsce ma spaść do -30 st. Celsjusza.

Mimo silnych mrozów, taki widok wcale nie należy do rzadkości, fot. Piotr Mecik
Mimo silnych mrozów, taki widok wcale nie należy do rzadkości, fot. Piotr MecikEast News

Zimno to tajemnica

Nie da się dokładnie przewidzieć, jak szybko i u kogo wystąpi hipotermia. Nie da się też dokładnie ocenić czy człowiek, u którego temperatura spadnie poniżej 20 st. C umrze, czy przeżyje. Wiadomo jedynie, że mężczyźni gorzej radzą sobie z wyziębieniem. Na mrozie fory mają ci, którzy ważą więcej.

W starciu z niską temperaturą wygrywają ci, którzy mieli szansę wcześniej przyzwyczaić się do chłodów. Przykładowo - już w ciągu kilku sekund temperatura odsłoniętych na 30-stopniowym mrozie dłoni spadnie do 15-16 stopni. Nasz organizm reaguje obkurczeniem naczyń włosowatych, wysyłając krew w głąb ciała, do ochrony ważnych życiowo organów. Gdyby dotyczyło to osoby, która pracuje w niskich temperaturach, albo np. buddyjskiego mnicha, który potrafi medytacją wpływać na swój stan fizyczny, reakcja wyziębienia byłaby łagodniejsza.

Jak zbadano, już spadek temperatury z 36,6 do 36,1 st. C powoduje u człowieka na mrozie napięcie mięśni poprzedzające dreszcze. W tej temperaturze zaczynają też boleć stopy i ręce, sztywnieją mięśnie barków i karku. Jak szybko może dojść do obniżenia temperatury ciała? To zależy do wielu czynników, ale przede wszystkim od ogólnej kondycji człowieka.

Bez względu na to, czy na mrozie maszerujemy, czy machamy rękami, temperatura nieubłaganie spada. Po kilkudziesięciu minutach dochodzi do 35 st. C. To stan płytkiej hipotermii. W tym stanie mięśnie są już tak wychłodzone i stężałe, że każdy ruch wywołuje ból - jeśli się kurczą, to później mają kłopot z rozprostowaniem się. W tej temperaturze zwalniają także nasze zmysły - mamy osłabioną umiejętność postrzegania, gorzej analizujemy rzeczywistość, trudniej nam logicznie myśleć. Osobie, która np. zaginęła w lesie czy w górach, najbardziej zagraża w tym stanie niewielki upadek czy potknięcie. Bardzo trudno wydostać się wtedy ze śnieżnej zaspy, rowu czy dołu. Nasze szanse na przeżycie osłabia wszystko - zgubiona rękawiczka albo czapka, uszkodzone wiązanie, a nawet zerwane sznurowadło butów.

Poniżej 35 st. C chłód osłabia działanie naszego mózgu. To spadająca wydolność enzymów mózgowych powoduje, że marznący człowiek przestaje pamiętać, traci chwilami świadomość, przestaje racjonalnie oceniać swoje położenie.

W temperaturze powietrza -37 st. C temperatura ludzkiego ciała obniża się o 1 stopień na każde pół godziny. Przy temperaturze wynoszącej 33 stopnie pojawia się apatia, przy temperaturze 32 stopni - otępienie.

32 st. C temperatury ciała to granica głębokiej hipotermii. Organizm przestaje wtedy produkować dreszcze, które są reakcją obronną służącą ogrzewaniu narządów wewnętrznych. Gęstnieje krew, przemiana materii zwalnia o jedną czwartą. Jedynym organem, który pracuje ze zwielokrotnioną mocą są nerki, które próbują "przetworzyć" nadmierną ilość płynu, który wyciskany jest z kurczących się naczyń krwionośnych. To dlatego wielu zamarzniętych ludzi bezwiednie oddaje mocz w ostatnich chwilach świadomości.

Kiedy temperatura ciała spada do 30 st. C, człowiek nie rozpoznaje już ludzi, jego serce przestaje miarowo pracować, zaczyna słyszeć głosy i dźwięki, których nie ma w rzeczywistości. To z tego momentu zamarzania odratowani ludzie pamiętają wizje ludzi albo wydarzeń. Wyobraźnia podsuwa pożądane obrazy - widzimy np. palący się ogień, albo nagrzany piec. Zamarzający wręcz fizycznie odczuwają gorąco, często w tym stanie zrywają z siebie ubranie. Nieliczni, którym udaje się z tego stanu wrócić do żywych, opowiadają o odczuciu palenia się, umierania - z gorąca, a nie zimna.

Później człowiek traci przytomność. W tym stanie organizm zwalnia przemianę materii. Płuca potrzebują mniej tlenu, serce mniej krwi. Ze stanu zamarznięcia bardzo często nietknięty wychodzi mózg - potrzebuje on w stanie hipotermii bardzo mało krwi bogatej w tlen, dlatego często nie doznaje obrażeń. Ciało zamarzniętego człowieka ma kolor wosku, nie wyczuwa się tętna, źrenice nie reagują na światło. Zwykle zamarznięci bezwiednie przyjmują pozycję płodową.

Zamarznięty, ale żywy

Dla lekarzy i ratowników taki stan człowieka wcale nie świadczy jeszcze o jego śmierci. Medycyna zna przecież przypadki celowego wprowadzania pacjentów w stan hipotermii podczas poważnych operacji. W tym stanie czynności życiowe pacjenta są znacznie zwolnione, dzięki temu przeprowadzany zabieg ma często większe szanse powodzenia. Tak jest też z oceną stanu zamarzniętego człowieka.

Od momentu odnalezienia, bardzo dużo zależy od osób, które próbują pomóc a także od lekarzy i ratowników. Dr Jarosław Gucwa, ordynator Oddziału Ratunkowego Szpitala Powiatowego w Bochni, konsultant portalu "Medycyna Praktyczna" przyznaje, że w zależności od zastosowanej metody, akcja ratunkowa jednego człowieka angażuje na wiele godzin wszystkich dyżurujących na oddziale ratunkowym. W zawodowej praktyce dr Gucwa przez 7 godzin ratował osobę, u której temperatura ciała spadła do 28 stopni C. Akcja zakończyła się powodzeniem.

- W akcji ratunkowej najważniejsze jest ogrzanie organizmu - mówi dr Gucwa. - Metodą najbardziej zalecaną byłoby włączenie krążenia pozaustrojowego. Dzięki dotlenianiu krwi poza ustrojem, oszczędza się bardzo osłabione serce i unika zaburzeń związanych z jego nierówną pracą. Jak jednak przyznaje ordynator, odpowiedni sprzęt mają tylko największe szpitale.

- Stan hipotermii nie jest do końca rozeznany - przyznaje dr Gucwa. - U jednego pacjenta leki będą działać skutecznie, u innego skuteczniejsza okaże się defibrylacja i masaż. W poważnych hipotermiach, kiedy na oddział trafia człowiek o temperaturze 25-27 st. C, nasze metody skazane są na niepowodzenie - przyznaje lekarz.

Część ofiar hipotermii umiera w trakcie akcji ratunkowej. Powodem jest wstrząs, będący następstwem ogrzania organizmu. Jeśli proces ogrzewania następuje za szybko - gwałtownie otwierają się obkurczone naczynia krwionośne, powodując gwałtowny spadek ciśnienia krwi. To z kolei może prowadzić do ataku serca.

By powoli ogrzać organizm, lekarze mogą podawać zamarzniętemu człowiekowi ciepłą sól fizjologiczną w kroplówce. Temperatura roztworu powinna przekraczać 40 st. C. Wszystkie oddziały ratunkowe w Polsce rutynowo wyposażone są w aparaturę do podgrzewania płynów. Czasami lekarze wykorzystują też dializę otrzewnową - poprzez specjalnie wykonane nacięcia w powłoce brzusznej wprowadzają do wnętrza organizmu ogrzany płyn. Dzięki niemu organy wewnętrzne nieco szybciej wznawiają swoją pracę. W stanie wychodzenia z hipotermii serce bardzo często nie pracuje miarowo. Nierzadką pozostałością po hipotermii jest migotanie komór serca. Człowiek, który przeżył zamarznięcie często traci kończyny, trzeba mu amputować zamarznięte uszy.

- Jak poważne mogą być skutki odmrożeń, zależy od ich zaawansowania. Z odmrożeniem pierwszego stopnia mamy do czynienia już wtedy, kiedy wychodzimy na mróz bez czapki i mamy czerwone uszy - mówi dr Gucwa.- Kiedy towarzyszą temu pęcherze, stan jest poważniejszy, mamy do czynienia z odmrożeniem drugiego stopnia. Trzeci stopień to prosta droga do martwicy tkanek i amputacji.

Zobacz, jak zachowuje się człowiek w stanie hipotermii!

Jak zapobiec wychłodzeniu?

- Jeśli zaplanujemy wyjście na zewnątrz w siarczysty mróz, powinniśmy mieć ciepłą odzież, która będzie nas chroniła przed wyziębieniem - apeluje dr Andrzej Kędziorski z Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego. - Wystarczy ubranie się na tzw. cebulkę, czyli założenie kilku warstw ubrań.

Jak wyjaśnia rozmówca Polskiej Agencji Prasowej, między warstwami ubrań gromadzi się powietrze, które jest dobrym izolatorem ciepła i chroni nas przed zmarznięciem. Ważne jest również to, by ubranie, które zakładamy na mróz było nieprzewiewne, bo wiatr zabiera ciepłe powietrze chroniące ciało.

Inną radą dla tych, którzy nie chcą zmarznąć, jest wykonywanie aktywności fizycznej, która poprawia bilans cieplny. Jeśli na mrozie się spocimy i do tego przewieje nas wiatr, to stracimy duże ilości ciepła. Dlatego, jeśli w zimie stawiamy na aktywność fizyczną, powinniśmy mieć ubranie, które uwalnia parę wodną. Innym wyjściem jest to, by zaraz po wysiłku w ciepłym miejscu przebrać się w suche ubranie.

Ciepło tracimy zwykle przez duże powierzchnie - przez tułów, choć ten jest zwykle dobrze okryty - a także przez głowę, dłonie i stopy. Dzieje się tak dlatego, że organizm w pierwszej kolejności chce chronić narządy wewnętrzne, niezbędne do przeżycia. To dlatego niektórzy z nas mają wrażenie, że marzną "od głowy" albo "od nóg".

Niebezpiecznym mitem jest przekonanie, że alkohol wypity na mrozie albo przed wyjściem na mróz, rozgrzewa. Zdradliwość alkoholu polega na tym, że rozszerzając gwałtownie naczynia krwionośne, powoduje wrażenie rozgrzania. To złudne wrażenie. Ciepło bardzo szybko ucieka z powierzchni skóry. Po alkoholu człowiek wychładza się szybciej! Jak przyznaje dr Jarosław Gucwa, ordynator Oddziału Ratunkowego Szpitala Powiatowego w Bochni, wśród osób, które trafiają na oddział w stanie głębokiej hipotermii albo zamarzają, są przede wszystkim osoby nadużywające alkoholu albo bezdomne, mieszkające w nieogrzewanych pomieszczeniach. Ale - jak dodaje dr Gucwa - w stan hipotermii można wpaść nawet w środku lata, przebywając długo w chłodnej wodzie, albo na zimnej posadzce łazienki.

Co zrobić, aby szybko rozgrzać zmarznięty na mrozie organizm? Zmarznięte kończyny można np. pocierać, czy zanurzyć je w wodzie - najpierw w letniej, żeby nie było gwałtownego skoku temperatury, a potem stopniowo można zwiększać temperaturę takiej kąpieli.

Wyziębionemu człowiekowi trzeba też szybko podać ciepły napój i wysokokaloryczne jedzenie, najlepiej zawierające glukozę. Jeśli uznamy jednak, że wykazuje on objawy hipotermii ( Jakie to objawy - przeczytaj tutaj!) konieczne jest skontaktowanie się z lekarzem.

Przy pisaniu tekstu korzystałam z książki Petera Starka "Granice wytrzymałości" wydanej przez Wydawnictwo G+J Polska.

Jolanta Pawnik

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas