Kaskaderka, czyli kiedy cios w twarz jest przyjemnością
W ciągu niecałych 30 sekund stało się tyle, że dopiero oglądając to samo w zwolnionym tempie zrozumiałem, kto, co, kogo i dlaczego. Wtedy też zrozumiałem, że kaskaderka jest nie tylko widowiskowa, ale przede wszystkim cholernie wymagająca.
Podczas odbywającego się 11 i 12 kwietnia w Paryżu spotkania prasowego Netflixa miałem okazję wziąć udział w pokazie kaskaderskim. Na specjalnie zaaranżowanej scenie zespół, składający się z dziesięciu rosłych mistrzów sztuk walki oraz bezpiecznego "glebowania", odtwarzał potyczkę na pięści i kopniaki z serialu "Marco Polo".
Pięści co prawda nie lądowały na twarzach, ale w ogólnym ferworze walki było to zupełnie niezauważalne, zwłaszcza że walkę mogłem podziwiać w całej okazałości i to bez żadnych cięć.
Starcie tytułowego bohatera oraz jego sojusznika z kilkoma napastnikami trwało krótko, ale było szalenie intensywne. Nie brakowało ciekawych kombinacji ciosów, jak i dramatycznych upadków.
To, co dane mi było zobaczyć, było zaledwie jedną sceną, ale Pprzygotowania do nakręcenia takiej sekwencji mogą trwać nawet kilka tygodni. Trzeba przygotować odpowiednią choreografię i sumiennie ją przećwiczyć, aby na hasło "akcja!" wszystko wyglądało nie tylko odpowiednio filmowo, ale by było w miarę bezbolesne i bezpieczne.
Uśmiech pozbawiony "jedynki", kjakim uraczył mnie jeden z biorących udział w show kaskaderów, dał mi do zrozumienia, że nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem.
Każdy z obecnych na pokazie specjalistów był ekspertem od innego rodzaju sztuk walki. - Dzięki temu widzowie mogą oglądać na ekranie naprawdę ciekawe wymiany ciosów - powiedział szef grupy kaskaderskiej, który jako jedyny nie miał na sobie średniowiecznych ciuchów.
Zakręcił palcem w powietrzu mały okrąg i dał tym samym znać ekipie, że cały układ trzeba zrobić jeszcze raz, ale tym razem... w zwolnionym tempie.
Teraz mogłem z uwagą śledzić każdy cios, uniki czy przejścia. Kaskader zastępujący w tej scenie odtwórcę roli Marco Polo "na dzień dobry" wyprowadził potężnego kopniaka prosto w klatkę piersiową nadbiegającego złoczyńcy. Potem szybki - nawet jak na zwolnione tempo - unik, połączony z "zanurkowaniem" pod pędzącą pięścią kompana, zakończony bolesną "plombą" na twarzy kolejnego napastnika.
Główni bohaterowie, jak nakazuje tradycja kina kopanego, stają do siebie plecami i mierzą wzrokiem stojących jeszcze na nogach wojowników. Za chwilę w równie efektowny sposób rozprawią się i z nimi...
Walka na planie filmowym to tak naprawdę niebezpieczniejsza odmiana tańca. Każdy musi znać swoje kroki i wiedzieć, kiedy ma wykonać odpowiednią figurę. Brakuje tylko Beaty Tyszkiewicz i Zbigniewa Wodeckiego, którzy po zakończeniu ujęcia podnieśliby w górę tabliczki z liczbą 10 :-)
W filmie "Death Proof" Quentina Tarantino czarny charakter grany przez Kurta Russella też jest kaskaderem, ale specjalizującym się w samochodowych kraksach. Kiedy jedna z bohaterek pyta o to, jak został szaleńcem, któremu płaci się za narażanie życia dla pięknych ujęć, kaskader Mike odpowiada: "do zawodu wciągnął mnie starszy brat".
Po zakończonym pokazie spytałem, czy tak jest naprawdę. Chłopaki tylko pokręcili głowami.
- Posiadanie członka rodziny, który zajmuje się kaskaderką, z pewnością jest pomocne. Mój zespół pochodzi głównie ze środowisk związanych ze sztukami walki, chociaż ja na plan filmowy w charakterze kaskadera trafiłem... przez moją dziewczynę. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale kończyłem wtedy szkołę medyczną - powiedział mi z uśmiechem mężczyzna stojący na czele ekipy.
Jednak życie faktycznie pisze najlepsze scenariusze...
Michał Ostasz