Mateusz Kalkowski: Giga sum, rekord Polski i wędkarskie wyprawy

261 cm suma dało Mateuszowi Kalkowskiemu rekord Polski /Mateusz Kalkowski /materiały prasowe
Reklama

261 centymetrów to rozmiar, który naprawdę imponuje. Dokładnie taką długość miał sum wyciągnięty z Wisły przez Mateusza Kalkowskiego, który dzięki swojej zdobyczy został nowym rekordzistą Polski. Jak sam przyznaje - nie spodziewał się spotkać takiego olbrzyma na odcinku mazowieckim. A jednak. W krótkiej rozmowie zapytaliśmy pana Mateusza o to niecodzienne wydarzenie, o przepisy regulujące łowienie w Polsce i wyprawy wędkarskie.

Kilka dni temu w sieci zrobiło się głośno o największym w historii Polski sumie złowionym na wędkę. Czynu tego dokonał pod koniec sierpnia przewodnik wędkarski Mateusz Kalkowski wraz z dwoma innymi wędkarzami na mazowieckim odcinku Wisły.

Panowie od samego początku wiedzieli, z czym się mierzą, bo zobaczyli rozmiar ryby na echosondach. Po 40 minutach walki udało się wyciągnąć z wody gigantycznego suma, choć jak przyznaje Kalkowski, nie było łatwo.

- Na wyprawę wybraliśmy się we trzech, przez 3 dni złowiliśmy kilka sumów, z których największy miał 144 centymetry - opowiada przewodnik. - Ostatniego dnia wypłynęliśmy i namierzyliśmy tego wielkiego. Nie minęło 5, 10 minut, a ryba już  wzięła. Branie było bardzo agresywne. Widzieliśmy wszystko na echosondzie, bo obecnie technika pozwala na oglądanie na żywo tego, co dzieje się pod wodą.

Reklama

- Sum zaatakował przynętę, był to pęk rosówek, z dużą agresją - kontynuuje Kalkowski. - Hol był niezwykle ciężki, musieliśmy zmieniać się kilkukrotnie, bo ryba była tak silna, że jedna osoba nie dałaby nigdy rady. Trwało to około 40 minut. Dzięki temu, że pracowaliśmy razem, udało się to w miarę sprawnie i w końcu odpowiednim chwytem wyjąłem ją z wody, a potem z trudem, ale wciągnęliśmy ją na łódkę. Dopłynęliśmy do brzegu, koledzy rozstawili specjalną matę do mierzenia i sprawdziliśmy długość.

Wytaszczenie na brzeg takiego monstrum nie było łatwą sprawą. Zdaniem pana Mateusza ryba mogła ważyć nawet 110 kilogramów. Jak przyznaje, nie spodziewał się takiego potwora na tym odcinku Wisły.

- Nikt jeszcze nie złowił takiej dużej ryby na tym mazowieckim fragmencie - mówi. - Większe okazy, po 245 do 255 centymetrów, wyciągano głównie na wysokości Płocka. Ze względu na bliskość zalewu Włocławskiego sumy mają tam dobre warunki do rozwoju. Ale jak się okazuje wszędzie można złowić taką gigantyczną rybę. Trzeba ją tylko znaleźć.

Przewodnik twierdzi także, że wyjęcie suma z wody nie było łatwym zabiegiem.

- Nie ważyliśmy jej oczywiście, ale na podstawie moich doświadczeń oszacowałem, że jej waga to od 100 do 110 kilogramów - opowiada. - Mieliśmy problem, żeby wyjąć ją z łódki i zanieść na brzeg, naprawdę była ciężka. Udostępniłem całą akcję na żywo na Facebooku, więc wszyscy mogli to oglądać. Ostatecznie zrobiliśmy pomiar, potem potwierdziliśmy go jeszcze dwoma innymi miarkami. Wyszło 261 centymetrów. Zgłosiliśmy to natychmiast, a nasz rekord został uznany przez świat wędkarski, który potwierdza rekordy Polski. Przyznano rekord mi i kolegom, a ryba w dobrej kondycji wróciła do wody.

To ostatnie zdanie jest niezwykle ważne. Pan Mateusz na swojej stronie internetowej pisze "od samego początku mojej przygody z wędkarstwem, propaguje metodę C&R (złów i wypuść) i z każdą złowioną rybą obchodzę się z największym szacunkiem". Nie wszyscy hołdują takiemu podejściu. Jakiś czas temu grupa wędkarzy wyłowiła ogromnego suma, który... został zjedzony. A przynajmniej przerobiony na pożywienie.

- To karygodne zachowanie - uważa Kalkowski. - Jestem przekonany, że ci wędkarze, mają już dosyć tego, że zabili tę rybę. W internecie rozgorzała zacięta dyskusja, a oni sami zostali tak skrytykowani, że wydaje mi się, że nie nigdy więcej nie zabiją już takiej ryby.

Przypomnijmy, pod koniec lipca trójka wędkarzy wyłowiła w okolicach Drogomyśla suma o długości 267 centymetrów i wadze 102 kilogramy. Rozmiar ten spokojnie kwalifikowałby się na rekord Polski, ale panowie zabili rybę, a to przekreśliło możliwość wpisania ich w rejestr. Co gorsza pochwalili się w internecie zdjęciami martwego zwierzęcia.

- Niestety, w Polsce nie ma w tym obszarze prawnych ograniczeń - komentuje Mateusz Kalkowski - Na niektórych łowiskach są górne wymiary dotyczące  poszczególnych gatunków (powyżej których rybę należy wypuścić - przyp. red.), ale na suma niestety nie ma. A powinno coś takiego być, bo to jedna z najstarszych ryb, które żyją w polskich wodach. Właściwie jest to prehistoryczna ryba i powinna być pod ochroną, żeby te największe osobniki mogły rosnąć jak największe i żebyśmy mogli chwalić się tym, że mamy największe sumy na świecie.

Pan Mateusz nie jest nowicjuszem w świecie wędkarskim. Rekordowego złowił suma podczas jednej ze swoich licznych wypraw, jest bowiem właścicielem wędkarskiego biura podróży, które organizuje wycieczki na całym świecie. Wszędzie tam, gdzie łowienie sprawia frajdę.

- Mamy przewodników z całej Polsce - mówi w rozmowie z Interią. - Udajemy się także do wielu ciekawych miejsc w Europie. Dużym powodzeniem cieszą się Szwecja czy Norwegia . Ta pierwsza popularna jest ze względu na szczupaki i okonie, które łowi się na licznych jeziorach i rzekach. Ten drugi kraj przyciąga możliwością łowienia morskiego. Organizujemy także dalekie wyprawy, na przykład do Patagonii, gdzie łowimy pstrągi, trocie i łososie. W tej chwili na przykład mój brat jest z grupą w Kanadzie na jesiotrach.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rekord polski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama