435 koni mechanicznych mocy przeniesionej na cztery koła, 520 niutonometrów momentu obrotowego, 270 km/h prędkości maksymalnej i 4.4 sekundy przyspieszenia do "setki". Aha - i pół miliona na koncie mniej. Tak - bez gry wstępnej - przedstawia się AMG E53 z którym spędziłem upojny tydzień.
"Bez gwiazdy nie ma jazdy" - to powiedzenie powtarza jak mantrę wielu Polaków, od lat zakochanych w mercedesie. Marce o wielkiej tradycji, darzonej nad Wisłą niezwykłą estymą. Solidny, elegancki, komfortowy - czy można chcieć więcej? Można. W tym przypadku "więcej" zawiera się w zaledwie trzech literach: AMG.
AMG to najwyższa półka, AMG to dodatkowe emocje, to sportowa jazda, to adrenalina, ale także dodatkowe wydatki i wymagania, którym niekoniecznie sprosta każdy kierowca "zwykłego" mercedesa. Dzięki romansowi z nowym AMG E53 doskonale wiem, dlaczego.
Po pierwsze: AMG nie jest dla biedaków. Bez urazy, ale jeśli twój budżet na samochód to marne 100-200, czy nawet 300 tysięcy, to do ligi, w której grają kierowcy E53 raczej nie awansujesz. Testowany przez nas egzemplarz wyceniany jest obecnie na ponad 520 tysięcy złotych. Mając furę z takiego przedziału cenowego wypadałoby oczywiście zapewnić jej godne życie. AMG nie wypada parkować na skrawku wolnego placu pod korporacyjnym biurowcem, czy na zatłoczonym osiedlu. Moja rekomendacja na noc to ogrzewany garaż, a na dzień - obowiązkowo wydzielone miejsce parkingowe. Taki lifestyle też kosztuje.
Po drugie: AMG nie jest dla idiotów. To samochód dla świadomych jego i swoich możliwości kierowców. Potężna moc drzemiąca pod pedałem gazu jest piekielną pokusą i trzeba się bardzo pilnować, by nie zostać drogowym arogantem poganiającym długimi światłami wszystkich współtowarzyszy ruchu. Za kierownicą E53 zawsze wydawać się wam będzie, że inni jadą zbyt powoli i ospale. Inne zagrożenia? Choćby szarżowanie na drogach publicznych. Chwila nieuwagi i prawo jazdy stracisz, zanim policzysz do pięciu. Dosłownie!
Po trzecie: AMG nie jest dla flegmatyków. Jeśli uważasz, że najlepszym modelem w historii mercedesa było stare, dobre W123 z wolnossącym dieslem, a obecnie dobijasz do miliona kilometrów przebiegu swoim "baleronem", to znak, że z AMG nie powinieneś mieć raczej nic wspólnego. E53 lubi dynamiczną jazdę, lubi wkręcanie na obroty, a najbardziej chyba lubi, kiedy wyrywa się z zatłoczonych miejskich ulic na szeroką autostradę. To tam pokazuje swoje prawdziwe oblicze. W bardzo dobrym tonie jest też przegonienie bestii po torze wyścigowym. Osobiście sugerowałbym wykupienie abonamentu na cały sezon.
AMG E53 to dość dyskretna maszyna. Nie epatuje przesadnie sportowym stylem, nie krzyczy spojlerami, listwami, akcentami, zupełnie tak, jakby nie musiała niczego udowadniać. Smukła linia nadwozia, delikatne przetłoczenia, malutki spojer na klapie bagażnika łagodzą jego charakter. O tym, że mamy do czynienia z poważnym zawodnikiem świadczą z kolei duże wloty w przednim zderzaku, 20-calowe felgi i wydech w stylu "podwójna dwururka". Oczywiście są też emblematy: AMG na przedniej atrapie, E53 na tyle i dyskretne "Turbo 4 matic" na błotnikach. Wystarczy.
Tutaj rozpoczyna się show. Pierwszym słowem większości osób, które otwierają drzwi i zaglądają do środka E53 jest głośne "wow!". Muszę przyznać, że sam tak zareagowałem, pakując się na fotel kierowcy i przymierzając do pierwszej jazdy. Najpierw w oczy rzuca się wykończony połyskującym włóknem węglowym kokpit. Jest świetny i gdybym sam komponował swój egzemplarz, na pewno nie żałowałbym paru tysięcy na "pakiet carbon".
Druga rzecz - wyświetlacze. Wyglądają świetnie nawet, gdy są wygaszone. Wtedy wyglądają, jak długa, czarna tafla. Swoje prawdziwe możliwości pokazują jednak dopiero, gdy zajmiemy miejsce za sterem i włączymy zapłon. E53 nie ma klasycznych zegarów - wszystkie wskaźniki są wizualizacjami. To ciekawe rozwiązanie, bo możemy ustawić np. trzy wersje prędkościomierzy i obrotomierzy (każda połączona z innym kolorem podświetlenia kabiny!), a także według upodobań wybierać dodatkowe funkcje, które pojawią się na środku ekranu.
Do obsługi opcji wyświetlacza głównego służą dwa małe touchpady umieszczone na lewym i prawymi ramieniu kierownicy. Na początku taka mnogość opcji może delikatnie przytłaczać, ale wystarczy trochę "poklikać", żeby przekonać się, że wszystkie rozwiązania są intuicyjne i bardzo sprawne. Sterowanie wyświetlaczem środkowym odbywa się za pomocą pokrętła i touchpadu na tunelu. Ergonomia takiego rozwiązania jest na piątkę z plusem, bo ramię spoczywa sobie na miękkim podłokietniku.
Pozostając w temacie ergonomii, dodać muszę, że absolutnie urzekł mnie system sterowania fotelami. To co prawda nic nowego, ale pozwala idealnie dobrać ustawienie i zaprogramować je pod siebie. Same fotele są niezwykle wygodne, a dodatkowo wyposażone w funkcję masażu w kilku trybach.
Z ciekawych akcentów wnętrza warto wymienić jeszcze gustowny zegarek z logo Mercedes-Benz, czerwone pasy bezpieczeństwa i grubą obręcz kierownicy z małym, czerwonym paskiem w jej górnej, centralnej części. Byłbym zapomniał - fenomenalnie zaprojektowane i wykonane są kratki nawiewu oraz maskownice głośników. Po prostu klasa...
Zdecydowanie najprzyjemniejsza część posiadania/testowania E53. Przemieszczanie się tym samochodem po prostu daje ogromną satysfakcję. Nawet, gdy stoisz w korkach może być miło. Parujesz Spotify z pokładowym Bluetooth'em, zapuszczasz ulubioną muzykę, uruchamiasz masaż pleców i dostojnie przemieszczasz się w morzu innych pojazdów. A gdy ruch zelżeje, przyciszasz radio, zmieniasz tryb jazdy na "sport" i wsłuchujesz się w symfonię na cztery rury i dwa tłumiki.
Odgłos silnika potrafi uzależnić, choć ortodoksi powiedzą, że wolnossące V8 brzmi lepiej. Inaczej - na pewno. Ale czy lepiej? Kwestia gustu. Rzędowa szóstka naprawdę daje sobie tutaj radę i jest właściwym motorem, na właściwym miejscu. Wspomniany już wcześniej tryb "sport" ma jeszcze wyższą opcję - czyli "sport +". To w tych dwóch setupach dźwięk E53 jest tym, co tygryski lubią najbardziej. Chropowaty, szorstki. A i strzelić sobie lubi.
Co do jednego możemy być pewni. Siedząc w AMG E53 jesteśmy w 95 procentach wypadków kierowcami najszybszej fury w okolicy. Każdy potencjalny rywal w wyścigu ze świateł z góry skazany jest na srogą chłostę. 9-biegowy automat ma co prawda wyczuwalną chwilę zawahania po nagłym, raptownym wciśnięciu gazu, ale to i tak nie przeszkadza mu w tym, by rozpędzić dwutonowe coupe do setki w 4.4 sekundy.
Co ciekawe - wrażenia nie są kosmiczne, bo w tak świetnie wyciszonym i precyzyjnie się prowadzącym samochodzie byle 100 km/h nie robi wrażenia. Po prostu krajobraz za oknem zaczyna przesuwać się nieco szybciej, a wszystko - łącznie ze zmartwieniami - zostaje w tyle...
E53 testowałem na wielu rodzajach dróg. Wlokłem się w nim po mieście, dałem poszaleć na autostradzie i sprawdziłem, jak radzi sobie na krętych serpentynach. Te ostatnie pokonywał pewnie, ale jednak to jazda "autobaną" jest żywiołem tego nasterydowanego mercedesa. Wszak to jedyne miejsce w tym kraju, gdzie w warunkach drogowych, legalnie możemy wykorzystać chociażby 50 procent jego prędkości maksymalnej.
Gdyby po tygodniu za kierownicą AMG E53, ktoś spytał mnie, do czego tak właściwie nadaje się ten samochód, odpowiedziałbym - do czerpania przyjemności z codziennej jazdy. Jest to model na tyle uniwersalny, że może i powinien służyć nie tylko jako zabawka i garażowa ozdoba. O ile oczywiście nie musisz montować fotelików dziecięcych, przewozić gabarytowych ładunków, czy pokonywać bezdroży - to stylowe coupe w twoim życiu sprawdzi się bezbłędnie.
Jeździłem w życiu dziesiątkami nowych samochodów. Wiele z nich było dobrych, kilka rewelacyjnych, o niektórych zaś zapominałem pięć minut po oddaniu kluczyków. Moje pierwsze spotkanie z AMG będzie jednak czymś szczególnym, bo E53 dostarcza wspomnień bardzo wyrazistych, kojarzących się z adrenaliną, luksusem i inżynieryjnym kunsztem najwyższej próby. Panowie z mercedesa, tylko tak dalej - bo robicie to dobrze!