Moje słowa, twoje ciało. To on wybiera, jaki tatuaż dostaniesz

Znalezienie odpowiedniej frazy na tatuaż zajmuje nieraz długie miesiące, a nawet lata. W końcu te kilka słów może towarzyszyć nam przez resztę życia! Jak się jednak okazuje, nie wszyscy przejmują się tym aż tak bardzo i gotowi są całkowicie powierzyć tę kwestię... tatuatorowi.

Fot: Maison Hefner - Instagram
Fot: Maison Hefner - InstagramInstagram

"Moje słowa, twoje ciało" - tak nazywa się projekt autorstwa Monty Richthofena, znanego tażke jako Maison Hefner. Polega na tym, że klienci decydujący się na tatuaż w jego studio pozwalają mu na wytatuowanie dowolnej frazy spośród pięciu tysięcy, jakie zapisał dotychczas w swoich pięciu notatnikach.

Jedne motywacyjne, inne kontestujące, jeszcze kolejne szukające sensu istnienia - klient nie ma absolutnie nic do powiedzenia odnośnie frazy, jaką wybierze dla niego Monty. Jedynym naprowadzeniem na tematykę jest krótka rozmowa ze zleceniodawcą. Zleceniodawcą, który o przekazie jaki będzie niosła jego nowa "dziara" dowiaduje się dopiero tuż przed opuszczeniem salonu.

Monty przed przystąpieniem do prac sprawdza kilka podstawowych rzeczy: czy jego klient jest trzeźwy i w pełni świadomy swojej decyzji. Podczas rozmowy upewnia się również, czy nie rozpraszają go niepotrzebne rzeczy, takie jak telefony, czy powiadomienia w social mediach. Nie podpisuje żadnych dokumentów, bo uznaje to za niepotrzebną formalność. Jeszcze nikt nie poskarżył się na jego pracę.

Dlaczego "Maison Hefner" nie spełnia próśb swoich klientów? Odpowiedź na to pytanie jest dla niego prosta: Ponieważ tradycyjne tatuowanie uważa za nudne.

"Irytuje mnie, że proces wygląda zawsze tak samo. Ludzie przychodzą z jakimś swoim pomysłem albo wybierają losowy wzór z katalogu. Potem nanosi się go na skórę i mówi do widzenia, bez nawiązania jakiejkolwiek znajomości" - tłumaczy artysta.

"Chcę, żeby moi klienci przychodząc do mnie, otrzymali ślad symbolizujący pewny etap w ich życiu, który będzie w stanie pomóc im w przyszłości. Niektórzy myślą, że tatuuję penisy, czy jakieś inne nonsensy, ale mam przyjaciół, którzy potrafią to zrobić. Ja nigdy nie zrobiłbym tego komuś, kto daje mi swój czas i wyjawia bardzo intymne rzeczy na swój temat" - zapewnia.

Inni tatuatorzy nie uważają Monty'ego za artystę, ale on się nie przejmuje. Po prostu chce pokazać światu, że tatuowanie może być czymś więcej, niż tylko usługą. Póki co, przez niespełna półtora roku wytatuował kilkaset osób. W przyszłości chce doprowadzić proces do perfekcji - przed wykonaniem tatuażu zamierza spędzić z klientem cały dzień.

Zobacz więcej dzieł Monty Richthofena na kolejnej stronie:

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas