"Śmierdzące" archiwum Izraela. Co skrywają taśmy?
Rząd przeznacza na nie rocznie potężne sumy. O słuszności tych wydatków nie trzeba nikogo przekonywać - w izraelskim archiwum pod ścisłym nadzorem trzymane są prawdziwe "skarby". Udało mi się zobaczyć je na własne oczy.
Półki w sporej wielkości klimatyzowanym pomieszczeniu uginają się od umieszczonych na nich tysięcy specjalnych puszek. Większość z nich ma naklejone żółte etykiety, ale to te oznaczone białymi nalepkami są szczególnie interesujące. Nie jestem w stanie odczytać hebrajskiego alfabetu, ale wiem, że znajdujące się w metalowych opakowaniach taśmy są po prostu bezcenne.
Kilkadziesiąt tysięcy - tyle filmów, krajowych jak i zagranicznych, liczą zbiory Izraelskiego Archiwum Filmowego mieszczącego się w kompleksie Cinematheque w Jerozolimie. Za szczelnie zamkniętymi drzwiami znajduje się największa tego typu kolekcja w tej części świata. To raj dla każdego kinomana, historyka i archeologa.
Taśmy z ostatnich 120 lat
Nagrania braci Lumiere będące niemymi pocztówkami z Jerozolimy, Jafy i Betlejem są jednymi z najcenniejszych "okazów", które znajdują się w archiwum. Pochodzące jeszcze z XIX w. materiały traktowane są wręcz jako relikwia. Dla Izraelczyków są jedynym "żywym" zapisem tego, jak wyglądał Izrael zanim otrzymał nazwę i granice.
To tylko jeden z przykładów tego, o co z wielką pieczołowitością dbają tutejsi kustosze. Obok materiałów historycznych w postaci filmowych kronik dokumentalnych są tutaj także filmy fabularne. Wśród taśm wypatrzyłem między innymi "Lśnienie" Stanleya Kubricka, pierwszego "Mad Maksa" i jeden z największych hitów ostatnich lat - "Avengers". Udało mi się również znaleźć przegródkę, gdzie trzymany jest "Krajobraz po bitwie" Andrzeja Wajdy. Nie jest przecież tajemnicą, że wybitni reżyserzy są w stanie uchwycić klimat danej epoki lepiej od niejednego dokumentalisty.
Dzieła izraelskich i światowych twórców są jedynym w swoim rodzaju zapisem burzliwej historii i zmieniających się trendów ostatnich dziesięcioleci. Pragnienie, by zostały one zachowane dla przyszłych pokoleń jest cechą wspólną wszystkich pracujących tu osób. Gromadzenie i przechowywanie filmów w odpowiednich warunkach to jedno, ale archiwiści realizują jeszcze jeden ambitny projekt.
Syndrom octowy
Z wywołującego gęsią skórkę zimnego archiwum przechodzę do pomieszczenia, gdzie nie straszy już pustymi korytarzami. To część Cinematheque, w której trwają prace nad odrestaurowywaniem starych taśm oraz ich digitalizacją. Technicy dzień i noc - dosłownie! - ślęczą nad kopiami filmów, by tchnąć w nie nowe życie i móc pokazać szerszej publiczności. Byłem zdziwiony dlaczego na jednym z biurek znajduje się maska przeciwgazowa. Po chwili pracujący przy nim mężczyzna otworzył puszkę zawierającą taśmę, którą miał zamiar zeskanować. Smród wypełnił cały jego pokój, musiałem wyjść.
- To tak zwany "syndrom octowy", który roznosi się po naszych zbiorach jak choroba - powiedział mi zatrudniony w archiwum specjalista. Po upływie kilkunastu lub kilkudziesięciu lat taśma zaczyna uwalniać substancje chemiczne. W najlepszym wypadku nie do wytrzymania jest tylko zapach. Niestety często cierpi na tym także jakość obrazu i dźwięku. Dlatego też uwaga archiwistów skupiona jest na wspomnianym procesie cyfryzacji zbiorów. Zwłaszcza oznaczonych na biało negatywów. Przy użyciu specjalnej maszyny skanują oni zawartość taśm nawet w rozdzielczości 4K. Podobnie rzecz ma się ze ścieżkami audio.
Sfotografowany materiał wpada w ręce ludzi, którzy przy użyciu odpowiedniego oprogramowania "naprawiają" dosłownie każdą klatkę filmu. Jak nietrudno się domyślić, nie narzekają oni na brak pracy.
Jednym z chlubnych przykładów osiągnięć zespołu pracującego w archiwum jest odnowiona cyfrowo wersja jednego z najważniejszych izraelskich filmów - "Life According to Agfa". Produkcję z 1993 r. zaprezentowano na nowo podczas 35. Jerozolimskiego Festiwalu Filmowego. Zdaniem widzów przebój Asafa Dajana nigdy nie prezentował się lepiej.
Nie jest możliwe, aby podobnego traktowania doczekały się wszystkie zgromadzone w Cinematheque filmy. Archiwiści nie zamierzają jednak dać za wygraną i codziennie walczą o to, by dziedzictwo mistrzów X muzy nie zostało zapomniane.
- Pracuję tutaj już sześć lat i odnowiłem dziesiątki filmów. Projekty, którymi zajmuje się teraz wystarczą mi przynajmniej na dekadę - zdradził mi jeden z techników. Po tym, jak zobaczyłem efekty jego pracy mogę śmiało powiedzieć, że przyszłość, a właściwie to przeszłość, kinematografii jest we właściwych rękach.
Michał Ostasz, Jerozolima
--
Za pomoc w przygotowaniu materiału dziękuję organizatorom 35. Festiwalu Filmowego w Jerozolimie.