Drony-baterie receptą na krótki czas pracy bezzałogowych statków powietrznych

Drony mają wiele mocnych punktów, dzięki którym stały się tak popularne, ale czas pracy na baterii z pewnością nie jest jedną z nich. Ta smutna rzeczywistość niebawem się zmieni.

Najlepsze modele mogą sobie pozwolić na ok. 30 minut ciągłego lotu, co znacznie ogranicza ich zastosowanie, dlatego też w ostatnich latach obserwowaliśmy wiele prób zmiany tego stanu rzeczy. Słyszeliśmy o bezprzewodowym ładowaniu w czasie lotu albo wbudowywaniu dodatkowych baterii w konstrukcję urządzenia, ale tak na dobrą sprawę dopiero najnowsza metoda może przynieść wymierne skutki, a opracowali ją naukowcy z University of California (UC) Berkeley.

I choć badacze prezentują swój pomysł tylko jako pewien koncept, to nietrudno sobie wyobrazić, jak mocno jest on w stanie wpłynąć na branżę. A mowa o systemie dokowania w czasie lotu, dzięki któremu drony będą mogły latać dużo dalej, czyli drugim dronie, będącym dosłownie latającym akumulatorem. Wystarczy tylko, że na górze typowego drona zamontowana zostanie specjalna stacja dokująca, a mniejszy ładujący będzie mógł na niej osiąść i za pomocą specjalnych nóżek się z nią połączyć.

Reklama

Wtedy podładuje dron ze swojej baterii i odleci, a na jego miejsce… może przylecieć kolejny. Sprawia to, że jeśli drony-baterie zostaną strategicznie rozmieszczone, zasięg bezzałogowego statku powietrznego znacznie się zwiększy. Naukowcy twierdzą, że podczas tego międzyładowania dron polega na swoim akumulatorze, stopniowo go wyczerpując, ale podczas swoich testów byli w stanie wydłużyć w ten sposób czas lotu z 12 do 57 minut, czyli niemal pięciokrotnie. To naprawdę fenomenalny rezultat, więc z pewnością już niebawem zobaczymy jego komercyjne zastosowanie u któregoś z producentów.

Źródło: GeekWeek.pl/UC Berkeley

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy