Wstaję, wychodzę! Pilot pozostawił pasażerów w płonącym samolocie

Nieprzyjemna sytuacja zaskoczyła pasażerów obecnych na pokładzie Airbusa A320-214 należącego do linii Vueling. Najpierw usłyszeli trzask, a potem poczuli dym, a na końcu zobaczyli zaskakujące zachowanie pilota.

Samolot Airbus A320-214 należący do Vueling stał już na płycie lotniska El Prat Airport w Barcelonie przygotowany do odlotu. W środku znajdowali się pasażerowie lecący do Birmingham w Wielkiej Brytanii. W pewnym momencie, jak podaje The Sun, doszło do głośnego huku. Następnie pokład wypełnił się wonią wydostającego się dymu.

Personel spanikował

Był ogromny huk i zapach dymu wydobywający się z tyłu samolotu. Wszystkie światła zgasły, a światła awaryjne zapaliły się - to było przerażające. - powiedział Andrew Benion, pasażer obecny na pokładzie feralnego samolotu.

Reklama

Personel pokładowy wpadł w totalną panikę. Pasażerowie nie zostali poinformowani na temat zaistniałej sytuacji. Kazano jedynie trzymać się pasów bezpieczeństwa. Niemniej największym zdziwieniem okazało się to, co nastąpiło później.

Kapitan opuszcza pokład ostatni? No chyba nie...

W pewnym momencie, jak relacjonuje Benion, do kokpitu wbiegł jeden z członków personelu, aby powiadomić kapitana o tym, co się dzieje. Gdy tylko otworzyły się drzwi wejściowe, kapitan wziął nogi za pas i uciekł z samolotu pozostawiając pasażerów na jego pokładzie.

Gdybyśmy nie byli tak przerażeni, byłaby to kompletna komedia - mówi Andrew Benion. Cała załoga uciekła razem z nim i zostawiła nas wszystkich. W samolocie pozostała tylko jedna stewardesa i widać było strach na jej twarzy - dodaje.

W końcu pasażerom udało się wydostać na zewnątrz. Na miejscu pojawiły się służby ratunkowe, które zajęły się uszkodzonym samolotem. Zorganizowano samolot zastępczy, jednak zanim pasażerowie zostali wpuszczeni na jego pokład, przebywali w specjalnym pomieszczeniu.

Zabrali nas do szklanej recepcji, wszystkie drzwi były zamknięte, a my zostaliśmy otoczeni przez policję. Zachowywali się tak, jakby doszło do ataku terrorystycznego - mówi Benion. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama