Badania potwierdzają dużą skuteczność prozdrowotnych funkcji smart zegarków

Chociaż większość fanów Apple podczas wrześniowej konferencji wypatrywała raczej nowych iPhone’ów, to tak naprawdę największą rewolucję przyniosła zapowiedź nowej generacji inteligentnego zegarka Apple Watch.

Ten został nawet nazwany przez producenta „inteligentnym strażnikiem zdrowia”, a wszystko za sprawą zaawansowanych funkcji związanych z monitorowaniem serca. Jedna z nich to stałe sprawdzanie pulsu i informowanie użytkownika o jakichkolwiek nieprawidłowościach, a możemy też samodzielnie wykonać badanie elektrokardiograficzne, czyli diagnostykę polegającą na rejestracji elektrycznej czynności mięśnia sercowego, żeby później poinformować o wynikach swojego lekarza.

Jak to jednak zawsze bywa w tego typu sytuacjach, trudno samodzielnie ocenić, na ile to narzędzie faktycznie jest skuteczne i przydatne, ale i z zapowiedzi producenta jest tylko marketingowym bełkotem. Szczególnie jeśli mówimy o osobach z tzw. grup ryzyka, u których skuteczna metoda monitorowania pracy serca może okazać się na wagę złota i po prostu uratować życie. I tu z pomocą przychodzą naukowcy ze Stanford, którzy postanowili zweryfikować te obietnice.   

Reklama

Pierwsze podejście mieli już w 2016 roku, kiedy to sprawdzali takie urządzenia, jak Apple Watch, Fitbit Surge i Samsung Gear S2, dostarczając nam bardzo przydatnych informacji. Wtedy okazało się bowiem, że inteligentne opaski i zegarki mają mocniejsze i słabsze strony, bo podają choćby nieprecyzyjne czy nieprawdziwe dane i bardzo często mylą się choćby w zakresie spalania kalorii, ale jednocześnie całkiem sprawnie mierzą puls.

Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż nie mogliśmy mówić o precyzji wystarczającej do stworzenia wiarygodnego narzędzia ostrzegawczego. Do teraz… bo Apple zdecydowało się ufundować badania na wspomnianym uniwersytecie, a żeby potwierdzić skuteczność swojego zegarka, sprawdzono ponad 400 tysięcy użytkowników tego urządzenia. Mówiąc precyzyjniej, naukowcy mieli sprawdzić, czy Apple Watch rzeczywiście jest w stanie wykryć migotanie przedsionków, które może dolegać nam bezobjawowo przez dłuższy czas, a zwiększa ryzyko zawału serca i innych poważnych problemów.  

Ochotnicy nosili zegarki Apple i instalowali na swoich smartfonach specjalną aplikację Apple Heart Study - kiedy urządzenie wykryło nieregularny puls, sugerowało telefoniczny kontakt z lekarzem biorącym udział w akcji. W takiej sytuacji znalazło się tylko pół procenta badanych, którzy szybko zostali poddawania tygodniowemu badaniu za pomocą elektrod EEG. W 84% tych przypadków po tygodniu okazywało się, że mamy do czynienia z epizodami migotania przedsionków, a 34% osób z tej grupy słyszało diagnozę migotanie przedsionków.

Jak twierdzi Lloyd Minor ze Stanford School of Medicine: - Wyniki Apple Heart Study pokazują, jak ogromną rolę może potencjalnie odgrywać nowoczesna technologia w przewidywaniu problemów zdrowotnych i ich monitorowaniu. Migotanie przedsionków to tylko początek, bo eksperyment ten otwiera furtkę do kolejnych testów tzw. wearables i zbadania tego, jak bardzo mogą okazać się przełomowe.

Źródło: GeekWeek.pl/newatlas

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy