Rzadkie czerwone błyskawice uchwycone przypadkiem na nagraniu

Zdalne kamery uchwyciły nad Portoryko niezwykłe zjawisko. W pewnym momencie w górę wystrzeliła błyskawica, przybierając formę smukłego drzewa.

Burze nieustannie fascynują nas swoim pięknem i wywołują strach. Nic dziwnego, przecież uderzający piorun stanowi śmiertelne zagrożenie dla człowieka. Najczęściej jednak spodziewamy się, że wyładowanie atmosferyczne będzie skierowane ku ziemi.

Naukowcy coraz częściej podejmują próby zbadania rzadszych wyładowań, które mają kierunek przeciwny, w kierunku górnych warstw atmosfery. Jedno z takich zjawisk zostało przypadkiem zarejestrowane przez kamery obsługiwane przez Karaibskie Towarzystwo Astronomiczne w Portoryko.

Jak nazwać tajemnicze wyładowania w kierunku kosmosu?

Najprostszym określeniem, które można spotkać to określenie dżet (ang. jet). Równie często pojawiają się określenia niebieskie strumienie (ang. blue jets), duszki lub sprajty (ang. sprite) czy nawet elfy (ang. elves). Jednak wiele osób potocznie określa je odwróconymi piorunami.

Reklama

Wyspiarska instytucja opisała je jako "gigantycze dżety", które możemy zobaczyć na niebie. Niestety zwykle rejestrują się w ułamkach sekund, więc gołym okiem wyglądają jak szybkie błyski światła.

Jak powstają gigantyczne dżety?

Naukowcy odkryli, że gigantyczne strumienie powstają wówczas, gdy temperatura niższych warstw atmosfery jest niższa niż w środkowej atmosferze. To powoduje tworzenie się chmur stosunkowo blisko ziemi. Gdy pomiędzy warstwami atmosfery występuje duża różnica ładunków, powstają gigantyczne wyładowania, które przechodzi przez mezosferę, zaczyna oddziaływać z azotem, który nadaje mu charakterystyczny czerwonawy kolor.

Zawsze związane są z chmurami deszczowo-burzowymi. Jednak ze względu na znaczną wysokość, na jaką strzelają, mogą być widoczne z dużych odległości, nawet gdy bezpośrednio nad głową obserwatora jest czyste, bezchmurne niebo. Podobnie było na nagraniu, burza miała miejsce wiele kilometrów dalej.

W przypadku widm czerwieni obserwowane były od dawna, ale dopiero w 1989 roku po raz pierwszy udało się zarejestrować je na nagraniu, potwierdzając dotychczasowe doniesienia. Mimo że dżety znane są od dwudziestu lat, w dalszym ciągu ich obserwacja jest dla naukowców problemem. Szybkość zjawiska i brak sprzętu pomiarowego sprawia, że dostępnych danych było bardzo mało. Wiele z dostępnych materiałów pochodzi od przypadkowych nagrań obserwatorów-amatorów.

- Zdjęcia, które uzyskaliśmy, sugerują, że wyładowania obserwowane na wyspie musiały trwać dłużej niż zwykle. Do tego stopnia, że prawdopodobnie niektórzy ludzie mogli je zobaczyć - stwierdził SAC.

***

Co myślisz o pracy redakcji Geekweeka? Oceń nas! Twoje zdanie ma dla nas znaczenie. 

***

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: pioruny | Burza
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy