Jak Ukraińcy obronili Kijów? Jedna bitwa zadecydowała o przebiegu wojny

Rosja przed inwazją na Ukrainę zapewniała, że Kijów padnie po niespełna trzech dniach. Mija rok od inwazji, a po rosyjskim planie zajęcia ukraińskiej stolicy pozostały tylko wspomnienia zniszczonych rosyjskich czołgów i helikopterów. Bitwa o Kijów stała się symbolem bohaterstwa i zmysłu taktycznego Ukraińców oraz niekompetencji Rosjan. Jak więc Ukrainie udało się wygrać pierwszą i jednocześnie najważniejszą bitwę wojny?

Rok po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę wracamy do jej początku. Przypominamy najważniejszą bitwę, która nie tylko zadecydowała o przetrwaniu Ukrainy, ale także ukształtowała dalszy przebieg konfliktu. To właśnie podczas walk o Kijów świat zobaczył, że druga armia świata może zostać pokonana przez kraj, który wcześniej był skazywany na porażkę. Przyglądamy się czynnikom, które to umożliwiły. Od przygotowania przed bitwą, poprzez taktykę i działania obu stron na polu bitwy.

Po pierwsze, nastawienie wygrywa bitwy

Rząd w Kijowie wiedział o rosyjskim ataku jeszcze miesiące przed 24 lutego 2022. Wskazują na to doniesienia zachodnich wywiadów, które informowały o inwazji na długo przed jej rozpoczęciem. Biorąc pod uwagę, że publiczne przecieki wskazywały na to kilka miesięcy przed rozpoczęciem inwazji, w kuluarach musiano o tym wiedzieć znacznie wcześniej.

Reklama

Kijów zdawał sobie sprawę, że wojna będzie walką o przetrwanie narodu ukraińskiego. Rosja miała plany eksterminacji władz, działaczy społecznych i inteligencji. Dlatego Kijów bez wahania wprowadził wszelkie środki, mające wykorzystać potencjał obronny państwa, angażując w nią także cywili.

Moskwa zaś, mimo że planowała inwazję od lat, zrobiła podstawowy błąd. Zlekceważyła przeciwnika. Putin sam uwierzył w propagandę zdobycia Ukrainy w kilka dni. Chciał to zrobić właśnie za pomocą Kijowa, spodziewając się, że zajęcie stolicy złamie morale obrońców.

Różnica nastawienia między Ukrainą i Rosją była u podstawowym czynnikiem, który wpłynął na taktykę obu stron i tym samym na wynik walk o Kijów, które trwały od lutego do kwietnia.

Dysproporcja sił na papierze, inna rzeczywistość w terenie

W momencie ataku mało kto zakładał, że Ukraina wykaże dłuższy opór. W teorii Rosja miała ogromną przewagę w rezerwach wojskowych i sprzęcie. Sporządzony tuż przed inwazją raport The Military Balance wskazywał, że Rosja w terenie posiadała prawie 3 tysiące czołgów z ponad 10 tysiącami w rezerwie.

Niemniej w przypadku wojsk lądowych Rosja tak naprawdę nie mogła liczyć na dużą przewagę podczas ofensywy na Kijów. Zaatakowała bowiem stosunkowo niewielką liczbą wojsk. Jak wskazuje amerykański think-tank Center For Strategic and International Studies, Rosja wykorzystała do ataku od 150 do 190 tysięcy żołnierzy.

Było to niewiele, biorąc pod uwagę, że wojska te miały podbić jeden z największych krajów Europy. Szczególnie, że Ukraina od razu dokonała powszechnej mobilizacji, co sprawiało, że przy bitwie o Kijów nie było tak dużej dysproporcji.

Dlaczego Putin zdecydował się na mniejszą liczbę wojsk w pierwszej fazie ataku? Z jednej strony nie chciał powodować większych napięć. Zebranie większej armii na granicy z Ukrainą było ryzykowne. Po drugie Putin chciał utrzymać atak na Ukrainę w konwencji szybkiej interwencji. Nazywanie wojny "specjalną operacją wojskową" właśnie do tego się odnosiło. Gdyby Rosji udało się szybko podbić Ukrainę, świat mógłby przyjąć jej narrację.

Rosjanie sami nie wiedzieli, że jadą na wojnę

Już samo odrzucanie słowa "wojna" miało katastrofalny wpływ na efektywność rosyjskiej armii podczas bitwy o Kijów. Rosyjscy żołnierze przydzieleni do inwazji do ostatniego momentu utrzymywani byli w przekonaniu, że są tylko na ćwiczeniach. Wielu z nich zachowało tę mentalność, nawet gdy wchodzili do ukraińskich miast. Psychicznie więc wielu z nich nie było przygotowanych na walkę.

Niektórych charakteryzowało także poczucie, że są wyzwolicielami Ukrainy. Wierzyli, że zostaną powitani z otwartymi ramionami przez słowiańskich braci w Ukrainie i nie spotkają większego oporu. Bardzo się mylili.

Udział w tym musiał mieć stereotyp ukraińskiej armii z inwazji na Krym w 2014 roku. Rosyjskie dowództwo musiało wiedzieć, że od tamtego momentu armia ukraińska poczyniła postępy trenując pod okiem zachodnich doradców. Ludzie Putina nie doszacowali jednak jak bardzo i wychodzili z założenia, że walczyć będą z tylko trochę bardziej zmodernizowaną armią, którą spotkali już w 2014.

Taktyka Ukrainy: Kłuj zawsze i wszędzie jak tylko możesz

W obliczu inwazji Kijów doskonale wiedział, że przy walce nawet z mniejszymi siłami Rosji nie można pójść na bezpośrednią wymianę ciosów. Trzeba było walczyć inteligentnie, wykorzystując swoje siły tak, aby jak najlepiej je wykorzystać. To oznaczało zastosowanie starej szkoły walki z silniejszym wrogiem: nękać bez wytchnienia.

U samych podstaw taktyka obrony Kijowa nie była rewolucyjna. Opierała się na zasadach: spowolnienia przemarszu i wydłużenia tym logistyki wroga, głębokiej obronie oraz nękania Rosjan w każdym momencie.

Spowolnienia przemarszu Ukraińcy dokonali poprzez zastawianie dróg i tworzenie barykad. Szczególnie ważne było jednak zalanie niektórych terenów. Ukraińcy specjalnie zniszczyli parę tam np. niedaleko wsi Demydiw, powodując powodzie, które odcięły drogę Rosjanom, utrudniając przerzut zaopatrzenia.

Łączyło się to z głęboką defensywą. Gdzie stacjonował ukraiński żołnierz, tam tworzył on fortyfikacje. Ukraińcy wiedzieli, jak wykorzystać ukształtowanie i charakterystykę swojego terenu, dosłownie tworząc z drogi do Kijowa śmiertelny tor przeszkód. Powstała sieć obrony, gdzie po atakowaniu nacierających Rosjan, Ukraińcy mogli porzucić swoje stanowiska, wycofując się w głąb kolejnych pozycji. Stopniowo wykrwawiali tym wroga, który wręcz pchał się pod ogień.

Ukraińscy żołnierze byli dobrze przeszkoleni w szybkim tworzeniu okopów, chroniących ich przed natarciem i rosyjską artylerią czy atakami z powietrza. Samych okopów i barykad nie tworzyli tylko żołnierze, ale także obywatele Kijowa. Ich wysiłek także przyczynił się do obrony stolicy.

Jednak taktyka obrony Kijowa nie polegała tylko na siedzeniu i czekaniu na Rosjan. W wielu przypadkach ukraińscy żołnierze byli mobilni w swojej obronie. Niewielkie grupki dokonywały wypadów, atakując odizolowane wojska Rosjan. W ten sposób Ukraińcy łączyli tradycyjną obronę z mobilnością, zaskakując rosyjskie szybkie uderzenie.

Taktyka Rosji: Blitzkrieg rozrysowany na kolanie

Rosja naturalnie postanowiła wykorzystać przewagę w sprzęcie, stawiając na silne i szybkie uderzenie czołgami i wozami opancerzonymi. W zamyśle rosyjskie wojsko miało dokonać swoistego blitzkriegu. I do pewnego stopnia mu się to udało, bo faktycznie niektóre rosyjskie oddziały pojawiły się na rogatkach Kijowa w niespełna jeden dzień, osiągając m.in. Buczę czy Irpień i wiele innych miast obwodu kijowskiego.

Jednak kuriozalnym błędem było to, że rosyjskie kolumny pancerne jechały do walki bez wsparcia piechoty. Czołgi kojarzą się nam z wielkimi stalowymi potworami, które mogą niszczyć wszystko na swojej drodze. Są jednak bardzo podatne na ataki, szczególnie w warunkach walki miejskiej, jaka wystąpiła we wsiach i miasteczkach obwodu kijowskiego oraz na samych rogatkach Kijowa.

Wiele rosyjskich kolumn zostało wręcz odciętych i powybijanych przez Ukraińców, bo często pędziły naprzód, odłączając się od reszty wojsk. Liczyła się prędkość dotarcia do Kijowa, narzucona doktryną szybkiego zdobycia miasta. Swoistym symbolem rosyjskiego blitzkriegu na Kijów był przypadek rosyjskich pojazdów, które były najbliżej centrum samego miasta, docierając na Aleję Zwycięstwa. Taktycznie nie wyrządziły jednak większego zagrożenia.

Kolejną głupią decyzją Rosjan było stworzenie z większości pojazdów biorących udział w ataku na Kijów ogromnej kolumny, która rozciągała się na 64 kilometry. Według założeń jej pojazdy miały szybko stworzyć pierścień okrążający Kijów. W praktyce była logistycznym koszmarem, który zatrzymał się niespełna trzy dni po rozpoczęciu inwazji, stając się łatwym celem dla Ukraińców.

Jednak najbardziej zadziwiający był fakt, że rosyjska taktyka (a raczej jej brak) charakteryzowała się brakiem koordynacji różnych części wojsk. Prawdziwy blitzkrieg powinien zakładać ścisłą współpracę wojsk lądowych z lotnictwem. W praktyce jednak atak Rosjan wyglądał jakby każda jednostka dostała zupełnie inne rozkazy i działała, jak jej się podoba.

Pomoc zagraniczna dla Ukrainy

W przypadku bitwy o Kijów z ukraińskiej perspektywy szczególnie ważna była otrzymana pomoc. Nie można odmówić Ukraińcom zmysłu taktycznego i waleczności, jednak faktem jest, że to zagraniczna broń znacząco pomogła przedłużyć obronę i wyjść z niej zwycięsko. Chociażby pierwsze dostawy sławetnych Bayraktarów TB2 pomogły Ukraińcom w obronie, koordynując m.in. ogień artylerii.

Największej pomocy w obronie Kijowa Ukraińcy nie otrzymali od państw czy koncernów zbrojeniowych, ale od Elona Muska. Bez udostępnienia za darmo usługi Starlink obrona stolicy byłaby znacznie utrudniona.

W wielu wywiadach ukraińscy żołnierze podkreślali, że sieć Muska stanowiła podstawę całego elektronicznego systemu kontroli pola walki. Dzięki niej mogli do obrony wykorzystać m.in. komercyjne drony, które przekształcali w zabójczą broń.

Kompromitacja rosyjskiego lotnictwa i sił powietrznodesantowych

W przypadku bitwy o Kijów z rosyjskiej perspektywy warto osobno potraktować te dwie gałęzie rosyjskiej armii. Pod względem efektywności rosyjscy piloci i spadochroniarze mieli bowiem najgorsze rezultaty.

W przypadku rosyjskich sił powietrznych świat był wręcz zszokowany, że nie wykorzystały swojej przewagi. Spowodowane było to tym, że Ukraińcy zastosowali swoistą modyfikację taktyki dominacji powietrznej, czyli dominację obszaru. Polegała ona na skupieniu się na niedopuszczaniu rosyjskiego lotnictwa do działań nad obszarem Kijowa, korzystając zwłaszcza z wyrzutni MANPAD oraz rozwiniętych systemów elektronicznego wykrywania zagrożenia.

W przypadku sił powietrznodesantowych (VDV) sprawa okazała się znacznie prostsza. Po prostu miały strasznie słabą siłę bojową i były źle dowodzone. VDV miało kluczową rolę w walkach o Kijów. Otrzymały zadania zdobycia lotnisk w okolicach Kijowa, tworząc ważny przyczółek logistyczny dla rosyjskiej armii, a według ukraińskich służb, 24 lutego część rosyjskich spadochroniarzy wylądowała w centrum, aby przechwycić bądź zabić najważniejsze osoby w państwie m.in. prezydenta Zełenskiego. Jednak ostatecznie nie osiągnęły żadnych rezultatów, ponosząc ciężkie straty w walkach ze zwykłą ukraińską piechotą podczas starć m.in. o lotnisko w Hostomelu - to jedna z potyczek, która zdecydowała o losach Kijowa.

Bitwa o Kijów. Pomnik waleczności Ukrainy i bestialstwa Rosji

Obrona Kijowa ostatecznie skoncentrowała się na walkach w miastach granicznych względem samej aglomeracji stolicy m.in. w Buczy, Irpieniu i Browarach. Po fiasku pierwszego uderzenia działania Rosji były próbą ratowania sytuacji. W marcu tempo walk stopniowo zwalniało, aż 29 marca wojska rosyjskie zaczęły wycofywać się z obwodu kijowskiego. Jeszcze na początku kwietnia Ukraińcy niszczyli niewielkie punkty oporu.

Bitwa okupiona została jednak ciężkimi stratami nie tylko w żołnierzach, ale przede wszystkim w cywilach, którzy zginęli w masakrach. Rosjanie podczas bitwy o Kijów pokazali więc główne cechy swojej armii - niekompetencję i bestialstwo.

Walki o Kijów stanowią współczesny przykład, że dzięki sprytowi i odpowiedniej taktyce teoretycznie słabsza strona jest w stanie pokonać nawet "drugą armię świata". To pokaz, że na współczesnym polu walki nie liczy się tylko brutalny pokaz siły. Jak jednak mówiliśmy na początku, to postawa Ukraińców dała im możliwość wygranej. Bronili swoich domów, bliskich a widząc już zniszczenia wojny odczuwali dodatkową nienawiść wobec Rosjan, która napędzała ich chęć walki.

Nie można jednak także zapominać, że w obronie Kijowa przed rosyjskim podbojem pomogli... sami Rosjanie. Połączenie założeń o szybkim zwycięstwie, błędnej taktyki i niekompetencji dowództwa sprawiły, że atak na stolicę Ukrainy zatrzymał się po niespełna kilku dniach od jego rozpoczęcia. Bitwa o Kijów stanowi pierwsze poważne upokorzenie armii Putina w wojnie, która zniszczyła jego chore marzenia o potędze.

Chcesz coś dodać? SKOMENTUJ ten artykuł na Facebooku!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy