Jeden dzień w Afganistanie

Kilka dni temu ponad 100 żołnierzy armii afgańskiej i polskiej uczestniczyło w operacji typu "Cordon & Search".

fot. Bogumiła Piekut
fot. Bogumiła Piekut

Rutynowy kordon

Po pewnym czasie pojazdy żołnierzy polskich odłączyły się od kolumny, po to, by zająć wcześniej wyznaczone miejsca na obrzeżach wioski. Zadaniem żołnierzy z 3. plutonu było tym razem utworzenie tzw. kordonu zewnętrznego wokół miejsca, gdzie prowadzona była akcja.

Tworzenie tzw. kordonu wewnętrznego czy zewnętrznego, czyli zabezpieczenia wyznaczonego rejonu tak, aby nikt nieuprawniony nie przebywał w jego obrębie, to właściwie rutynowe działanie. Takie zadania nasi Polacy otrzymują podczas większości swoich patroli - nawet wtedy, gdy żołnierze CIMIC rozdają np. pomoc humanitarną w wioskach, odwiedzają szkoły i sierocińce.

Nie dla niesprawdzonych

Oprócz prowadzenia obserwacji wioski i przyległego do niej terenu, żołnierze z 3. plutonu musieli, w razie potrzeby, dokonać przeszukania pojedynczych osób i pojazdów, które znalazły się w okolicy. Przez te kilka godzin nikt "niesprawdzony" nie miał prawa opuścić wioski, w której prowadzona była operacja.

Trzeba było także przypilnować, aby nikt nie przedostał się przez kordon do miejsca, w którym prowadzona była akcja. Tego dnia szczególną uwagę żołnierze musieli zwrócić na bezpieczeństwo uczniów. Punkty kontrolne znajdowały się m.in. przy drodze prowadzącej do miejscowej szkoły.

Zdobyć bezcenną wiedzę

Po rozłożeniu posterunków przez Polaków, afgańscy żołnierze przystąpili do działania. Tego dnia mieli przeszukać wioskę, sprawdzając, czy nie ma w niej np. materiałów wykorzystywanych do konstruowania ładunków wybuchowych oraz, czy w wiosce nie ukrywają się osoby poszukiwane przez siły koalicyjne.

- We wspomnianej operacji sprawdziliśmy jedną z afgańskich kompanii - mówi dowodzący akcją ppłk Jarosław Niemiec. - Ale wspólne operacje pozwalają nam nie tylko na sprawdzenie poziomu wyszkolenia partnerów z ANA. Takie łączone, afgańsko-koalicyjne działania, to także możliwość lepszego poznania taktyki i zachowań szkolonych żołnierzy. Nikt nie zaprzeczy chyba, że to wiedza bezcenna podczas opracowywania lub modyfikowania istniejących już programów szkoleniowych.

O krok od tragedii

Działania w rejonie wioski zakończyły się około godz. 12.00. Dla wszystkich oznaczało to zwolnienie posterunków i powrót, po kilkunastu godzinach, do baz. Niestety, tym razem nie wszystko można było zrealizować według opracowanego w sztabach i zatwierdzonego wcześniej scenariusza.

W drodze powrotnej do bazy, żołnierze ze Zgrupowania Bojowego "A" zobaczyli nad Ghazni chmurę czarnego dymu. Nikt nie miał wątpliwości, że w pobliżu zdetonowane zostało zaimprowizowane urządzenie wybuchowe. Po kilku minutach polscy żołnierze byli już na miejscu zdarzenia. Okazało się, że przy jednej z ulic podłożony został ładunek, który eksplodował kilka minut po tym, jak przejechał tamtędy patrol sił koalicyjnych.

Teren dla saperów

Polscy żołnierze wraz z będąca już na miejscu afgańską policją zabezpieczyli niebezpieczny teren. Na szczęście tym razem nikomu nic się nie stało. Zniszczone zostały tylko znajdujące się w pobliżu stragany i budynki. Palące się resztki jednego ze straganów ugasiła wezwana na miejsce straż pożarna z Ghazni. Teren wokół sprawdzili też amerykańscy saperzy. Po kilkudziesięciu minutach polski patrol mógł wracać do bazy.

Bogumiła Piekut

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas