Politycy boją się... latających butów
Jajka, ciasta, zgniłe pomidory - wszystko to odchodzi w niepamięć. Buty stają się tym, co wypada wziąć ze sobą, gdy chce się wyrazić niechęć wobec innego sposobu myślenia.
al-Zaidi - początki i popularyzacja rzutu butem
Uderzenie podeszwą w kulturze arabskiej jest wyrazem skrajnego upokorzenia. My mogliśmy się o tym dowiedzieć, gdy oglądaliśmy w telewizji, jak Irakijczycy uderzają sandałami w pomnik Saddama Husseina w 2003 roku.
Ale zwyczaj na szeroką skalę rozpowszechnił dopiero 29-letni iracki dziennikarz Muntazer al-Zaidi, który w spektakularny sposób wykonał swój rzut w kierunku prezydenta Busha 14 grudnia ubiegłego roku. Sprawą żył cały świat, a producent użytych do ataku butów, nie nadążał realizacją zamówień z całego świata.
Bush, z widocznym na twarzy strachem, schylił się wówczas przed lecącym butem i zasłonił ręką. Ale zaraz potem żartował na temat rozmiarów buta. Z kolei inni dziennikarze obecni na konferencji prasowej pomogli w obezwładnieniu agresora i przeprosili za incydent, czym narazili się na gniew całego narodu..
Od tego czasu butem rzucano w Wielkiej Brytanii między innymi w konsulat USA w Edynburgu i w bramę domu premiera Gordona Browna na Downing Street. Działo się to w trakcie protestów antywojennych.
27-letni niemiecki student Martin Jahnke poszedł dalej. Zdecydował się w ten sposób zaprotestować wobec wizyty premiera Chin na Uniwersytecie Cambridge. Tym samym wyszedł poza antywojenny i antyamerykański kontekst rzutu otwierając nowe obszary jego zastosowania.
Wen, widząc zbliżającego się studenta, przez chwilę kontynuował przemówienie. Z lekkim uśmiechem na ustach, jakby myślał "u nas by się to nie zdarzyło". Uśmiech zniknął z jego twarzy, gdy obok upadł but. Przerwał na chwilę i powiedział: - To nikczemne zachowanie nie ma żadnego wpływu na przyjaźń Chin i Wielkiej Brytanii.
Publiczność w Londynie zareagowała oklaskami z entuzjazmem godnym przemówień w Pekinie. Nie jest to dziwne, bo większość na sali stanowili chińscy studenci.
To było w poniedziałek i nie trzeba było długo czekać na następny atak obuwiowej międzynarodówki. W czwartek but poleciał w stronę ambasadora Izraela na Uniwersytecie w Sztokholmie.
To podnosi średnią do jednego rzutu w dygnitarza co trzy dni i daje podstawy do pytania, co dalej, gdy plaga rzutów będzie rozprzestrzeniać się w tak szybkim tempie? Czy nas również dosięgnie ta moda i w kogo pierwszego but zostanie rzucony?
Na pewno coraz większe są kręgi osób, które mogą czuć się zagrożone. Bo, nic mu nie odejmując, Benny Dagan (ambasador Izraela w Szwecji) to w końcu nie ta liga, co Bush, czy Wen.
Do tego dochodzi fakt, że but to zagrożenie większego kalibru niż pomidor.
Buty, które leciały w kierunku Busha i Wena, nie sięgnęły celu, ale nie zawsze tak musi być.
Czeka nas zakaz wchodzenia w butach?
Po tym, jak Brytyjczyk Richard Reid w 2001 roku próbował wysadzić samolot za pomocą materiałów wybuchowych ukrytych w bucie, w wielu portach lotniczych podróżującym każe się teraz zdejmować buty do prześwietlenia. Czy w przyszłości przed wejściem na spotkanie z kimś bardzo znanym będzie trzeba zdjąć buty?
Jedno jest w tym wszystkim pewne. Dwóch najbardziej znanych rozgrywających ligi rzutu butem będzie musiało pauzować przynajmniej przez kilka następnych kolejek. Janke, student biologii, został już oskarżony. Grozi mu sześć miesięcy więzienia i ponad 5 tys. euro grzywny. Zaidi w myśl irackiego prawa może spędzić w więzieniu nawet 15 lat.
Z drugiej strony dostał już liczne oferty małżeństwa, prezent w postaci nowego samochodu i nie ma problemu ze znalezieniem nowej pracy. Zgłosiła się do niego libańska telewizja.
Robin Millard (AFP), tłum i opr. ML