Polska Marynarka Holownicza. Najsilniejsza flota na Bałtyku
Marynarka Wojenna RP, na równi z rosyjską Flotą Bałtycką, jest najsilniejszą na Bałtyku. Przynajmniej jeśli chodzi o liczbę holowników. Obecnie w służbie znajduje się 12 jednostek pomocniczych tego typu, a kolejna wejdzie do służby w tym roku. Tymczasem jednostek bojowych jest jak na lekarstwo.
Od 2017 roku weszło do służby pięć nowych holowników typu B860. Szósty, "Przemko" został zwodowany 17 grudnia 2020 roku. Są to najnowocześniejsze i równocześnie największe uniwersalne holowniki, jakie służą na Bałtyku.
Podczas wodowania holownika "Semko", przedostatniego z serii, Inspektor Marynarki Wojennej, wiceadmirał Jarosław Ziemiański, stwierdził, że umowa na sześć holowników "znacząco zwiększy zdolność do zabezpieczenia szerokiego spektrum działań na rzecz sił własnych i sojuszniczych".
- Nowoczesne rozwiązania techniczne w zakresie napędu, systemów holowniczych, wykonywania działań związanych z ewakuacją techniczną, wsparcia akcji ratowniczych, neutralizacji zanieczyszczeń, podejmowania z wody materiałów niebezpiecznych zastosowane w obecnie budowanej serii holowników pozwalają mówić o nowej generacji pomocniczych jednostek pływających dla Marynarki Wojennej i tzw. skoku technologicznym - dodawał.
Dzięki sześciu nowym holownikom Marynarka Wojenna RP jest wręcz potęgą holowniczą. W sumie w składzie dwóch flotyll znajdzie się wkrótce 13 jednostek tego typu. A jeśli dodamy jeszcze trzy motorówki cumownicze i dwa kutry holowniczo-komunikacyjne, to na Bałtyku Polska nie ma sobie równych.
Jedynie Rosjanie mają również 13 holowników, ale posiada znacznie więcej jednostek uderzeniowych: jeden niszczyciel rakietowy, dwie fregaty i cztery korwety wielozadaniowe, a także 22 małe korwety rakietowe.
Holownicza flota
W polskiej flocie najstarsze są trzy holowniki portowe typu H-900/II, które weszły do służby w latach 1980-81. Są więc młodsze od fregat rakietowych typu Oliver Hazard Perry, które stanowią trzon polskiej floty.
Kolejne holowniki weszły do służby już w latach 90. XX wieku. W 1992 i 1993 roku weszły do służby dwa portowo-redowe typu B960. W tym samym czasie pojawiły się mniejsze jednostki typu B820. Okazuje się więc, że jednostki pomocnicze są młodsze od niemal wszystkich jednostek bojowych. W dodatku najstarsze jednostki są obecnie remontowane.
- Tak duża liczba jednostek jest wyraźną spuścizną po latach liczebnej potęgi MW gdy każda z flotylli posiadała dywizjon pomocniczych jednostek pływających, w tym między innymi holowników, poławiaczy torped, kutrów o różnym przeznaczeniu - mówi dr Michał Piekarski specjalista ds. bezpieczeństwa z Instytutu Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego.
W latach 60. i 70. XX wieku flota posiadała podobną liczbę okrętów holowniczych - zwykle około dziesięciu. Jednak wówczas Marynarka Wojenna PRL liczyła trzy flotylle i posiadała cztery porty wojenne i, w zależności od okresu 30-40 okrętów bojowych. Dziś pozostały tylko dwie flotylle i dwa porty, ponieważ Kołobrzeg i Hel zostały przeformowane w Punkty Bazowania, które na co dzień są puste. Z okrętami jest jeszcze gorzej.
- Obecnie nawodne siły bojowe to oficjalnie dwie fregaty, korweta, okręt patrolowy i trzy małe okręty rakietowe. Przy tym zdolności tych sił są niewielkie, zwłaszcza z uwagi na wiek i stan techniczny okrętów. Na przykład tylko trzy z tych okrętów mogą wykrywać i zwalczać wrogie okręty podwodne, które nam zagrażają - mówi dr Piekarski.
Na Bałtyku nie ma mocnych
Po co więc Polsce tak liczna flota holowników? Po słowach wiceadmirała Ziemiańskiego można przypuszcza, że do wypełniania zobowiązań sojuszniczych. W końcu prócz okrętów przeciwminowych i ORP "Xawery Czernicki", ani fregaty, a tym bardziej okręty podwodne nie są w stanie tego zrobić. A w innych flotach holowników jest znacznie mniej.
Niemiecka Marine, mimo że posiada dziesięć fregat, pięć korwet i dwanaście dużych okrętów logistycznych, ma w linii tylko trzy pełnomorskie holowniki, które pełnią również funkcje ratownicze. W portach korzystają z pomocy holowników cywilnych.
Duńczycy z kolei mają jedynie cztery niewielkie jednostki portowe, choć posiadają pięć fregat, siedem dużych okrętów patrolowych i dwa pełnomorskie lodołamacze. Podobnie Szwedzi, którzy mają jedynie pięć holowników i Holendrzy z sześcioma. Jednak te floty mają nieporównywalnie silniejsze i nowocześniejsze siły uderzeniowe.
Być może MW RP planuje prowadzić outsourcing dla sojuszniczych flot? Oficjalnie najstarsze polskie jednostki mają zostać zastąpione właśnie zwodowanymi. Dzięki temu będzie to najmłodszy element składowy floty.
Zabytkowa flota
Trzon sił uderzeniowych stanowią fregaty typu Oliver Hazard Perry, które weszły do służby w 1980 roku. Mają więc już ponad 40 lat. Na ich tle pozostałe okręty dywizjonu Okrętów Bojowych wyglądają na młodzieniaszków. ORP "Kaszub" wszedł do służby w 1987 roku, a małe okręty rakietowe w latach 1992-1995.
Według "Koncepcji rozwoju Marynarki Wojennej do 2030 roku" do 2022 roku miało zniknąć z niej większość jednostek uderzeniowych. Na pierwszym z "Kobbenów" bandera miała być opuszczona już w 2014 roku, a na pozostałych do 2017 roku. Tymczasem dwa z zostaną wycofane ze służby dopiero w tym roku.
Planowano także, że w 2015 roku bandera zostanie opuszczona na fregacie "Gen. Tadeusz Kościuszko". Dwa lata później flotę miał opuścić też "Kaszub". Planowano, że dzięki ograniczonej modernizacji fregata ORP "Gen. Kazimierz Pułaski" będzie mogła służyć do 2025 roku.
ORP "Orzeł" po remoncie miał być użytkowany do połowy lat dwudziestych XXI wieku, a małe okręty rakietowe typu "Orkan" do 2030 roku. Na razie planuje się, że zostanie przeprowadzona ich poważna modernizacja polegająca m.in. na wymianie napędu i armaty AK-176M kalibru 76 mm. Dziś jedynie ten ostatni projekt ma szansę na realizację.
Wycofywane okręty miały zostać zastąpione przez nowe. Kolejne rządy obiecywały, planowały i mydliły oczy. Epopeja "Gawrona" vel "Ślązaka", znana jest nie tylko w Polsce. Nawet Rosjanie podkreślają, że program miał obejmować budowę siedmiu korwet. Po 18 latach budowy ledwie skończono jeden okręt, który skończył jako przerośnięta kanonierka.
Jak we mgle
Można mieć wątpliwości, czy Ministerstwo Obrony Narodowej prawidłowo stawia akcenty.
- Obecnie nie - mówi dr Piekarski specjalista ds. bezpieczeństwa z Instytutu Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego. - Najważniejsze dla MW są siły bojowe - a wiec priorytetem powinny być okręty nawodne i lotnictwo morskie
- Modernizacja prowadzona od 20 lat przyniosła efekty cząstkowe, mamy duże zdolności zwalczania celów nawodnych, ale nie okrętów podwodnych i w zasadzie żadnych zdolności w zakresie obrony przeciwlotniczej.
Tymczasem min. Mariusz Błaszczak zapowiada, że program budowy trzech okrętów obrony wybrzeża Miecznik zostanie zrealizowany do 2033 roku. Być może tym razem się już uda, bo w 2018 roku program został już przesunięty na 2024 rok. Teraz znów termin dostarczenia się przesunął. Wówczas polskie fregaty będą miały już ponad 50 lat. O rozwiązaniu pomostowym nie słychać.
- W przeciwieństwie do bogatszych Niemiec, które swoje fregaty uzupełniły mniejszymi i korwetami, my musimy wybierać rozwiązania dające nam jak najwięcej - nie stać nas na półśrodki. W efekcie, można po pozyskaniu fregat wycofać zarówno korwetę ZOP Kaszub, okręty rakietowe Orkan i zastanowić się nad przyszłością Ślązaka - mówi dr Piekarski.
W najgorszej sytuacji jest dywizjon okrętów podwodnych/ Nowe okręty podwodne mają pojawić się do 2034 roku. Na razie rozwiązanie pomostowe w postaci 30-letnich szwedzkich okrętów typu A17 coraz bardziej się rozmywa.
- Mówiąc o potrzebach trzeba patrzeć przez pryzmat zdolności. Musimy mieć MW zdolną do ochrony naszych obszarów morskich - w tym wyłącznej strefy ekonomicznej oraz wsparcia sojuszników, zwłaszcza państw bałtyckich. W tym celu potrzebujemy przede wszystkim zdolności do monitorowania sytuacji na powierzchni morza, pod jego powierzchnią, oraz w przestrzeni powietrznej - dodaje Piekarski.
- Potrzebujemy więc okrętów wielozadaniowych, zwłaszcza z silną obroną przeciwlotniczą. Te zdolności zapewnić nam mogą fregaty wielozadaniowe, podobne do niemieckich F124 czy duńskich typu Iver Huitfeldt. Trzy lub cztery okręty tego typu zapewniają nam podstawowe własne zdolności oraz stanowić mogą ważny wkład do sił sojuszniczych - konstatuje.
Na razie takich zdolności Marynarka Wojenna w zasadzie nie ma. W zamian za to kupowane są nowe okręty pomocnicze, dzięki którym Polska jest prawdziwą holowniczą potęgą.