Polska wyzbyła się militarnych kompleksów

Nie będzie już tak, jak do tej pory, że firmy nie wywiązywały się z zobowiązań, a były przekonane, że i tak armia kupi ich sprzęt, nawet po terminie. Czas przerwać to koło niechlujstwa – mówi Waldemar Skrzypczak, wiceminister obrony narodowej.

Nie będzie już tak, jak do tej pory, że firmy nie wywiązywały się z zobowiązań, a były przekonane, że i tak armia kupi ich sprzęt, nawet po terminie. Czas przerwać to koło niechlujstwa – mówi Waldemar Skrzypczak, wiceminister obrony narodowej.

Weszła właśnie w życie nowelizacja prawa, które dostosowuje polskie przepisy do unijnej "Dyrektywy Obronnej", regulującej wewnątrzwspólnotowy handel bronią i sprzętem wojskowym. Jako kraj jesteśmy do tego przygotowani?

Gen. Waldemar Skrzypczak: - Powstało rozporządzenie Rady Ministrów. Określa ono ramy, w których możemy działać, ale otwiera nam też furtki. Jedną z nich jest zapis mówiący o tym, że niektóre programy zbrojeniowe - z uwagi na bezpieczeństwo państwa - mogą zostać wyłączone z ustawy o zamówieniach publicznych. Została już też przygotowana decyzja ministra obrony narodowej, mówiąca o tym, na jakich warunkach możemy robić "wyłączenia". Jest to absolutnie w interesie państwa i polskiego podatnika.

Reklama

Czy to z kolei nie jest faworyzowaniem polskiego przemysłu?

- Krajowy przemysł zbrojeniowy jest elementem potencjału obronnego państwa. Niesie ze sobą też potencjał naukowy i technologiczny. Nasze bezpieczeństwo to sprawna i nowoczesna armia, której zapleczem jest własna nauka i technologia oraz własny przemysł obronny.

Wspieranie rozwoju i ochrona krajowego przemysłu są też ważne w kontekście społecznym. W ten sposób tworzymy i utrzymujemy miejsca pracy, firmy płacą tu podatki i inwestują. Część wydatków na obronę narodową wraca więc ponownie do obywateli.

Dziś polski przemysł zbrojeniowy jest zupełnie innym przemysłem niż 20 lat temu. W różny sposób jest powiązany z liderami światowymi z tej branży, ma dostęp do najnowszych technologii. Dlatego trzeba postawić na polski przemysł i lokować w nim zamówienia.

Polska do tej pory była przez producentów światowych traktowana jako doskonały rynek zbytu. Działo się to na zasadzie "nie macie swojego sprzętu, swoich technologii - musicie kupić nasz". Czasy się na szczęście zmieniły. Najwyższa pora, by polski przemysł zbrojeniowy i polska armia były na świecie traktowane po partnersku. Możemy kupić sprzęt dla wojska oferowany przez zagraniczne koncerny, ale na zasadzie takiej, że następuje transfer technologii, producent przenosi część produkcji do Polski, daje nam know-how. Czas pouczania nas się skończył. Wyzbyliśmy się kompleksów.

A Bumar nie stosował nacisków, chociażby przy Andersie?

- Niewątpliwie stara się taką presję wywierać. Przykład Andersa może nie jest najlepszy, bo ten sprzęt nie został po prostu dokończony. Natomiast zauważyłem ostatnio, że gdy Bumar w mediach ogłaszał swój sukces, ktoś z zarządu przy tej okazji powiedział, że wpływy koncernu wynikają z "wysokomarżowych produktów". A ja pytam, co to oznacza? Poleciłem nawet ustalić, które produkty sprzedane przez Bumar polskiej armii są tak wysokomarżowe. To jest niedopuszczalne.

No właśnie. Czy to nie powinno być sygnałem ostrzegawczym dla resortu obrony?

- Znamy potencjał i możliwości polskiego przemysłu zbrojeniowego. Wiemy, że jeśli dany podmiot nie realizuje remontów dla armii terminowo, to nie jest on dla nas wiarygodny. Nie będziemy już tolerowali tego, że firmy podpisują z nami kontrakt i nie wywiązują się z zobowiązań. Na całym świecie firmy, które opóźniają realizację zamówień, wpadają na tak zwaną czarną listę. Dlaczego nie mamy mieć takiej listy w Polsce?

Nie będzie już tak, jak do tej pory, że firmy nie wywiązywały się z zobowiązań, a były przekonane, że i tak armia kupi ich sprzęt nawet po terminie. Przykłady takich programów możemy mnożyć. Czas przerwać to koło niechlujstwa. Armia nie jest po to, aby utrzymywać firmy, które mają "wysokomarżowe produkty".

Bezwzględnie będziemy wymagali dotrzymywania umów. Jeśli nie będą realizowane, będziemy je zrywać, będziemy nakładać na firmy kary umowne. Chodzi o to, by firma, która jest niesolidna, ponosiła tego konsekwencje.

Jaką ma Pan więc radę dla polskiego przemysłu?

- Jeżeli nie skonsoliduje się zadaniowo - tak, jak to się stało w ostatnim czasie - to nie będzie nigdy dla nas partnerem lub podmiotem, który może konkurować z potencjałem, jakim dysponują na przykład koncerny zachodnie. Na szczęście polski przemysł konsoliduje się w taki sposób. I jest to absolutnie odpowiedź na oczekiwania armii. Chodziło nam o to, by powstały konsorcja do głównych programów modernizacyjnych polskich sił zbrojnych. I to się dzieje. Powstały konsorcja do realizacji projektu Kormoran, czyli niszczyciela min, do budowy nowego czołgu podstawowego, nowego bwp, nowego PTS, pływającego transportera samobieżnego. Wiem, że powstają konsorcja na BMS. Będzie ich najprawdopodobniej kilka. Będzie konsorcjum do budowy systemu obrony powietrznej i bezzałogowców. To jest nasza narodowa koncepcja i będziemy w jej realizacji konsekwentni.

W czym - jako polski przemysł - możemy się specjalizować?

- W technice lądowej, pancerno-zmechanizowanej. Tu mamy doświadczenia, potencjał naukowy. Rozwijamy bardzo dobre rozwiązania w dziedzinie bezzałogowców. Tutaj słowa uznania dla naszej nauki, Politechniki Wrocławskiej, Politechniki Rzeszowskiej, Politechniki Warszawskiej, WAT. Na pewno naszą mocną stroną są radary. Mamy też niezłą optoelektronikę, dobrą broń strzelecką, karabiny wyborowe, technikę inżynieryjną, środków łączności. Jest naprawdę coraz lepiej.

Jak chcecie uporządkować proces zakupu i rywalizację między instytucjami odpowiedzialnymi za zakupy, która była widoczna chociażby przy przetargu samochodowym?

- Program samochodowy de facto nie istnieje. Zakupy są robione co roku przypadkowo, chaotycznie, a wojsko potrzebuje pojazdów wojskowych. Kupuje się samochody, które z wojskiem nie mają nic wspólnego. Uważam, że program samochodowy powinien zostać opracowany na 10-15 lat. Dzięki temu armia dostanie takie samochody, jakich potrzebuje - wraz z serwisem, remontami, pakietem części zamiennych, całym cyklem życia sprzętu.

Wszystko pięknie, ale w kraju nie mamy takich możliwości technologicznych, by budować silniki?

- Do 11 światowych koncernów wysłaliśmy pisma z zaproszeniem do rozmów na temat transferu do Polski technologii silników. Potrzebujemy około 15 tysięcy silników - od samochodowych po haubiczne lub czołgowe. Niebawem ruszają negocjacje techniczne z partnerami, którzy chcą nam udostępnić technologię, bo jeśli my nie będziemy mieli w kraju technologii do produkcji silników, to znaczy że nie stać nas na żaden duży program zbrojeniowy. We wszystkich negocjacjach technicznych stawiam warunek transferu technologii do Polski. Jeżeli partner nam powie, że nie może go spełnić, a jedynie da nam śrubki, to mu wówczas podziękujemy.

Kupimy kolejne Leopardy?

- Prowadzone są negocjacje w tej sprawie. Chcemy zobaczyć, jaką ofertę daje nam ewentualny partner w zakresie nabycia dwóch kolejnych batalionów Leopardów. Chodzi mam o wersję 2A4 i 2A5. Rozmawiamy też o modernizacji Leopardów, które są już w wyposażeniu naszego wojska. Chcemy je zmodernizować do wersji A7.

Edyta Żemła, Krzysztof Wilewski

Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: Wojsko Polskie | Leopard | czołg
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy