Sankcje nic nie dają. Rosja produkuje obecnie osiem razy więcej pocisków Ch-101
Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę zachodni sojusznicy Kijowa odpowiedzieli sankcjami. Kolejne pakiety wprowadzały coraz więcej ograniczeń, które miały uniemożliwić Putinowi prowadzenie wojny i produkcję wyposażenia. Ale to tylko teoria, bo rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej.
W teorii zapowiadały się świetnie i miały być bolesnym ciosem dla Kremla, który zdecydował się zaatakować swojego sąsiada. A kiedy okazało się, że nie są wystarczająco skuteczne, Zachód nakładał kolejne i kolejne, próbując utrudnić Rosji dostęp do zachodniej technologii i tym samym utrzymania produkcji wojskowej. Wygląda jednak na to, że sankcje to w rzeczywistości fikcja, a mówiąc precyzyjniej niby obowiązują, ale jak pokazują liczby, ich efektywność jest mocno dyskusyjna.
Wystarczy spojrzeć na informacje o produkcji kluczowych pocisków, przed rozpoczęciem inwazji Rosja wyprodukowała zaledwie 56 sztuk strategicznego pocisku manewrującego powietrze-ziemia z głowicą konwencjonalną o cechach obniżonej wykrywalności Ch-101. Jednak w tych samych źródłach można znaleźć informacje, że w 2023 roku rosyjska produkcja gwałtownie wzrosła i w ciągu tych 12 miesięcy z linii produkcyjnych zjechało 420 egzemplarzy tego rozwiązania - to ośmiokrotny wzrost od czasu wprowadzenia pakietów sankcji w 2022 r.
I chociaż sygnały o wzroście produkcji tego niebezpiecznego pocisku docierały do nas już od zeszłego roku, to zostały przyćmione innymi doniesieniami z frontu i palącymi problemami Kijowa. Ch-101 ponownie znalazły się jednak w centrum zainteresowania mediów i opinii publicznej po niesławnym rosyjskim ataku z 8 lipca, kiedy to spadły na kijowski szpital dziecięcy "Ochmatdyt".