Straż Graniczna w Bieszczadach. Oni są niezawodni
Polska Straż Graniczna obsadza zewnętrzną granicę Unii Europejskiej. Czy są gotowi na lawinę uchodźców, którą straszą niektórzy politycy i narodowcy? Wygląda na to, że tak.
W słoneczny, kwietniowy poranek stajemy przed dwupiętrowym, krytym czerwoną blachą budynku placówki Straży Granicznej w Czarnej Górnej, która podlega pod Bieszczadzki Oddział Straży Granicznej. Jednostka powstała w marcu 2004 roku i przejęła odpowiedzialność nad piętnastokilometrowym górskim odcinkiem granicy z Ukrainą.
Odpowiadają za granicę od znaku granicznego 351 do znaku 376. W sumie na ochranianym odcinku znajduje się 25 znaków granicznych. Jak się okazuje każdy znak graniczny jest niezwykle ważny - stanowi on punkt orientacyjny pozwalający dotrzeć w rejon, gdzie coś się zaczyna dziać.
Przed strażnicą wita nas komendant placówki, mjr Piotr Mielcarek. Uśmiecha się i mówi:
- Odcinek granicy nie jest może długi, niemniej jednak jest bardzo trudny jeśli chodzi o warunki terenowe .W większość miejsc można dotrzeć jedynie pieszo lub konno. Sami się przekonacie.
Komendant pracuje w Straży Granicznej od 22 lat. Zaczynał od patrolowania zielonej granicy i wyłapywania nielegalnych emigrantów.
- Kiedy zaczynałem mieliśmy do zabezpieczenia ponad 100 kilometrów granicy - wspomina. - Nas było kilkunastu, 15-16. Dziś tylko w Czarnej Górnej jest nas 50.
Nie tylko to się zmieniło w ciągu ostatniego ćwierćwiecza.
- Obecnie posiadamy dużo lepszy sprzęt. Wówczas mieliśmy tylko jeden samochód - starego Gaza-69. Teraz mamy kilka Land Roverów, quady i motocykle. Jako jedna z dwóch placówek mamy również konie. Sprzęt optoelektroniczny i przede wszystkim pojazdy obserwacyjne, czyli Przewoźne Jednostki Nadzoru.
Przed wejściem do Unii Europejskiej na tym odcinku łapano rocznie około 500 - 600 osób, które nielegalnie przekroczyły granicę. Dziś sytuacja wygląda dużo lepiej. Komendant jest zadowolony ze zmian, jakie nastały.
- Po wejściu do Unii granica została tak bardzo uszczelniona, że teraz przemytnicy szukają nowych szlaków. W 2015 roku na całym odcinku podległym Bieszczadzkiemu Oddziałowi SG złapano w sumie 67 ekonomicznych emigrantów, w tym dwóch Syryjczyków i jeden rosyjski separatysta, który sam twierdzi, że jest Ukraińcem. Jednak oni się do niego nie przyznają.
- Wracał na Ukrainę, co jest dość dziwnym zjawiskiem. Miał przy sobie notatki, zapiski, dokumenty związane ze specjalistycznym uzbrojeniem. Miała miejsce próba odbicia go. Oczywiście nieudana.
Dzieje się tak, dzięki temu, że Straż Graniczna została wyposażona w najnowocześniejszy sprzęt poszukiwawczy. Między innymi niezwykle przydatne Przewoźne Jednostki Nadzoru. Komendant zaprasza na nocny patrol.
Przewoźna Jednostka Nadzoru
PJN służy do mobilnej obserwacji terenu, wykrywania i rozpoznawania obiektów w strefie nadgranicznej. Czyli mówiąc językiem zwykłych ludzi: do obserwacji granicy zarówno w dzień, jak i w nocy. Centrum obserwacyjne mieści się na niewielkiej ciężarówce. Pojazd jest wyposażony m.in. w kamerę termowizyjną, kamerę CCD i dalmierz laserowy.
Podjeżdżamy pod stanowisko obserwacyjne. Samochód stoi na niewielkim wzniesieniu. Za godzinę, dwie, zmieni pozycję. Strażnicy są w ciągłym ruchu. Potencjalni przemytnicy, czy to ludzi, czy zwykłych papierosów nie mogą wiedzieć, gdzie w danej chwili znajduje się pojazd. Choć i tak niewiele to zmienia.
- O tu jest sarna - pokazuje operator. - Schowała się za drzewem. Zaraz sprawdzimy, jak jest daleko.
Jedno kliknięcie i wskaźnik dalmierza pokazuje odległość nieco ponad 2,5 kilometra.
- Tutaj, w górach raczej nie macie możliwości bicia rekordów odległości. Jak daleki możecie oddać "strzał"? - pytam.
- Kiedy pracowałem w Nadbużańskim Oddziale, gdzie nie ma przeszkód terenowych, a są jedynie rzadkie laski, udało nam się trafić delikwenta z 46 kilometrów - mówi. - Jak mówiłeś, tutaj nie ma takiej możliwości, ale nikt nam się nie wymknie.
- Systemu nie da się oszukać, ale na pewno przemytnicy próbują - drążę.
- Tak, próbują - śmieje się funkcjonariusz. - Kiedyś złapaliśmy dwóch Ukraińców ubranych w kombinezony hutnicze. Myśleli, że jak je ubiorą, to nie będzie widać śladu cieplnego. Mylili się. Widać.
Uciekinier
Wszyscy funkcjonariusze wspominają sportowca z Kirgizji, który w dość nietypowy sposób próbował dostać się do Polski. Zdarzenie miało miejsce w 1989 roku, kiedy jeszcze na granicy między Polską a ZSRR stał płot wytwarzający pole elektromagnetyczne. Jakiekolwiek zaburzenie pola powodowało pojawienie się patrolu. Najczęściej radzieckich pograniczników, którzy bardzo pilnowali, by nie ubyło im obywateli.
Kirgiz postanowił pokonać przeszkodę najlepszym sposobem, jaki znał - skoczył o tyczce. Kiedy, szczęśliwy, że udało mu się pokonać granicę, znalazł się po polskiej stronie, trafił na patrol Straży Granicznej.
Po upadku ZSRR płot, zwany "sistema" popadł w ruinę. Część została rozebrana, jak np. w Bieszczadach, a część przerdzewiała. Dziś jego zadania przejęły pojazdy uzbrojone w systemy optoelektroniczne: PJN, drony, motoszybowce. Pojawiają się też wieże obserwacyjne.
- Dzięki nim mogę zostawić na służbie w budynku dwóch funkcjonariuszy, którzy będą pilnowali całego odcinka granicy - mówi mjr Mielcarek. - Pozostali będą na patrolach, które będą kierowane przez dyżurnych w wybrane miejsca.
Konie
Na odcinku granicy, który pilnują strażnicy z Czarnej Górnej są miejsca, gdzie można się poruszać jedynie pieszo lub konno. Teren jest bardzo trudny. Zdarzają się głębokie jary, strome podejścia, nieprzebyte gęstwiny. W takim terenie sprawdzają się jedynie konie.
Oddział z Czarnej Górnej posiada kilka koni, z których przynajmniej dwa są zawsze w terenie. Chyba, że spadnie na tyle głęboki śnieg, że nie są w stanie operować. A i takie zimy kiedyś się zdarzały. Patrole konne cały czas są w kontakcie z oficerem operacyjnym, który kieruje je wedle wskazać sprzętu elektronicznego. Uzupełniają one nowoczesne systemy.
- Uchodźcy nas zaleją? - pytam żartem.
- Nie opłaca im się. Teraz szlaki wiodą, albo przez Grecję, jeśli ktoś ucieka z południa, albo przez kraje bałtyckie, jeśli próbuje się dostać ze wschodu. Tam jest dużo łatwiej. My łapiemy pojedyncze osoby. Grupy tędy już nie chodzą - wyjaśnia komendant.
_____________
Więcej szczegółów w nowym programie Discovery Channel "Przystanek Bieszczady". Premierowe odcinki, w każdy poniedziałek od 25 kwietnia do 30 maja o godzinie 22.00.