UK ma dość Trumpa i Hegsetha. Koniec dostępu do danych
Jak informuje CNN, Wielka Brytania wstrzymała przekazywanie Stanom Zjednoczonym danych wywiadowczych na temat podejrzanych jednostek przemytniczych w rejonie Karaibów. Decyzja Londynu, określana przez źródła jako "bezprecedensowa", wynikać ma z obaw, że amerykańskie wojsko mogło wykorzystywać te informacje do prowadzenia operacji, które brytyjscy urzędnicy uznali za sprzeczne z prawem międzynarodowym.

Wielka Brytania, która posiada na Karaibach kilka terytoriów, gdzie rozmieszczone są jej zasoby wywiadowcze, od lat pomagała USA lokalizować statki podejrzane o przemyt narkotyków, by amerykańska Straż Przybrzeżna mogła je przechwytywać, tzn. zatrzymywać, dokonywać aresztowań i konfiskować narkotyki. Informacje wywiadowcze były zazwyczaj przekazywane do Joint Interagency Task Force South, czyli organizacji zwalczającej nielegalny handel narkotykami, w skład której wchodzą przedstawiciele wielu państw partnerskich.
Jak podaje jednak CNN w swojej ekskluzywnej publikacji, powołując się na źródła "zaznajomione ze sprawą", Wielka Brytania - dotychczas odgrywająca kluczową rolę w tropieniu szlaków przemytniczych w rejonie Karaibów - już ponad miesiąc temu wstrzymała przekazywanie tych informacji administracji Donalda Trumpa. Wszystko przez decyzję USA o rozpoczęciu zbrojnej kampanii przeciwko przemytnikom, w ramach której zginęło już co najmniej 76 osób.
"Pozaprawne egzekucje"
I chociaż Stany Zjednoczone uzasadniają swoje działania "bezpośrednim zagrożeniem dla obywateli USA", wysoki komisarz ONZ ds. praw człowieka Volker Türk ma na ten temat inne zdanie - już w ubiegłym miesiącu głośno mówił, że w gruncie rzeczy dokonują "pozaprawnych egzekucji", naruszając tym samym prawo międzynarodowe.
I wygląda na to, że z taką oceną zgadza się także rząd Wielkiej Brytanii, bo jak potwierdziły CNN jego źródła bliskie sprawie, decyzja o wstrzymaniu współpracy zapadła z inicjatywy brytyjskich służb prawnych po analizie charakteru amerykańskich działań, które "wykraczają poza ramy prawa konfliktów zbrojnych".
Kolejne kraje się dystansują
Biały Dom i ambasada Wielkiej Brytanii w Waszyngtonie odmówiły komentarza, a Pentagon ograniczył się do stwierdzenia, że "nie komentuje kwestii dotyczących wywiadu". Decyzja Zjednoczonego Królestwa nie jest jednak osamotniona, bo w jego ślady idą też inni partnerzy USA w regionie. I tak, Kanada zapowiedziała kontynuację współpracy z amerykańską Strażą Przybrzeżną w ramach Operacji Caribbean, ale jasno zaznaczyła, że jej dane nie mogą być wykorzystywane do planowania ataków.
Podobną decyzję ogłosił prezydent Kolumbii Gustavo Petro, nakazując swoim siłom bezpieczeństwa wstrzymanie współpracy wywiadowczej z USA do czasu zakończenia amerykańskich ataków w regionie. Jak pisał na swoim koncie X: "Walka z narkotykami musi być podporządkowana prawom człowieka mieszkańców Karaibów". I nawet sam Pentagon nie jest zdaniem CNN wolny od niepokoju wobec legalności tych operacji.
Jak piszą dziennikarze, admirał Alvin Holsey, dowódca Południowego Dowództwa USA (SOUTHCOM), miał w październiku zaproponować rezygnację po tym, jak jego wątpliwości dotyczące prawnych podstaw ataków spotkały się z ostrą reakcją zwierzchników. Zastrzeżenia mieli również prawnicy Departamentu Obrony specjalizujący się w prawie międzynarodowym, którzy - jak twierdzą źródła CNN - uznali działania za "trudne do pogodzenia z obowiązującymi konwencjami".









